Adam Wiedemann,
„Odpowiadania”

Paweł Mościcki

Gdyby trzeba było określić ogólną postawę, literacką posturę Adama Wiedemanna, skrótowo nazwałbym ją wystudiowaną dezynwolturą

Jeszcze 1 minuta czytania

Skąd ten tytuł: „Odpowiadania”? Jak wielką wagę przywiązywać do tego kalamburu? Czy zebrane przez Adama Wiedemanna teksty dostarczają jakiejś odpowiedzi? Na jakie pytanie? A może odpowiadają sobie nawzajem, dialogują ze sobą kolejno albo dzielą tę samą miarę odpowiedniości? A może chodzi tu o coś zupełnie innego – o rodzaj negatywności, zaprzeczenia, niezgody? Wówczas odpowiadania miałyby się do opowiadań tak, jak odmowa ma się do mówienia?

Adam Wiedemann, „Odpowiadania”.
Biblioteka Rity Baum, Wrocław, 224 strony,
w księgarniach od stycznia 2012
Jeśli ktoś zetknął się wcześniej z pisarstwem Adama Wiedemanna, czytając nowy tom opowiadań będzie miał wrażenie udanej kontynuacji. Po raz kolejny bowiem autor „Wszędobylstwa porządku” robi to, co robił wcześniej – własny, osobny projekt pisarski. Gdyby trzeba było określić jego ogólną postawę, literacką posturę, skrótowo nazwałbym ją wystudiowaną dezynwolturą. Wiedemann nie bawi się językiem, ale używa go z młodzieńczą swobodą i entuzjazmem. Nie stroni od momentów poważnych, a nawet metafizycznych, ale zawsze w konwencji bajki. Chce być komediantem języka, czyli łączyć w sobie świeżość z przejrzystością, bo przecież w prawdziwej komedii wszystko musi być zrozumiałe. Dlatego jego nowatorstwo nie ma w sobie nic z modernistycznego zadęcia, choć jego humor skrywa czasem wielkie wyrafinowanie. Nie ma tu sugestii jakiejś otchłannej głębi, ale na powierzchni roi się od bardzo różnych odcieni, tonacji i intensywności. Gdyby Robert Walser dojrzał do życia w mieście i trochę podreperował zdrowie, pewnie czasem by sobie Wiedemanna podczytywał. Zwłaszcza gdyby parę razy wyjechał z nim na jakiś literacki festiwal.

„Odpowiadania”, jak zawsze u Wiedemanna, łączą w sobie różne rejestry, i poruszają się między nimi z łatwością. Dezynwoltura nie ma tu nic wspólnego z intensywnymi wyznaniami, ułańską szarżą na polszczyznę. Jeśli jest w tych opowiadaniach duch rebelii, to jest ona wystudiowana, oszczędna, estetyzująca. Jednocześnie pewna siebie i pełna skromności. Tom otwiera literacka perła – „Księżyc i jego krytyk”, gdzie literacki agon słońca z księżycem rzuca się cieniem na wiernego krytyka, który poświęca całe życie na propagowanie twórczości księżyca. Język tego opowiadania balansuje na krawędzi między alegorią i jej parodią, wykorzystując obecne między nimi napięcie. To jakby opowieść o mitycznych zmaganiach jasności z mrokiem, ale utrzymana w konwencji środowiskowego felietonu.
W większości innych tekstów odnajdujemy podobne napięcie, które rozgrywa się jednak na innych poziomach. To opowiadania w całości ulepione z literatury. Wiedemann uruchamia tu wątek literackiego pastiszu – pisząc fragmenty prozy za Kingę Dunin i Andrzeja Żuławskiego – ale robi to stosunkowo rzadko. Dominuje inne podejście do literackiego materiału: codzienność pisarza wysyłanego na kolejne „występy“, stypendia, festiwale i targi. Wiedemann przygląda się sobie w spotkaniach z innymi pisarzami, znajomymi, przyjaciółmi, kochankami. Opisuje rauty i niezaplanowane wycieczki, poranne kawy w hotelach po całonocnych libacjach; pogawędki na bankiecie i sprzeczki, które wymykają się spod kontroli i kończą nagłą awanturą.

Stawką pisarstwa Wiedemanna wydaje się od dawna umiejętność przekształcenia rodzajowego materiału prozy lub poezji w coś więcej, co byłoby w stanie komunikować jednocześnie coś innego niż własną codzienność. Ów materiał koduje inną opowieść, nie przestając być czymś prostym, pospolitym i lekkim. I taki rodzaj transformacji, nie naruszającej tkanki wyjściowego materiału, całkiem się w „Odpowiadaniach” udaje. Czasem, jak w opowiadaniu „Lotta w Krakowie”, dokonuje się to dzięki kilku niedopowiedzeniom i drobnej zmianie rejestru języka, gdy nocna wyprawa do klubu okazuje się konfrontacją z dziwnym poczuciem osamotnienia. Innym razem, jak w „Wilanowie”, zupełnie inaczej: banalna enumeracja kolejnych wydarzeń dnia ulega dekompozycji, zmieniając się we wciągającą, literacką grę w „połącz kropki”, dzięki czemu każdy element opowieści staje się autonomiczny i niejednoznaczny. Kiedy indziej jeszcze, najprościej, Wiedemann po prostu szafuje kolejnymi zmianami tonu i nastroju, gromadząc w jedną konstelację trafne obserwacje środowiskowe, anegdotyczne sytuacje i liryczne momenty, w których proza życia staje się niemal tak poetycka jak utwory portretowanych pisarzy.

Może więc należy szukać w tych tekstach mocnych odpowiedzi, przynajmniej na pytania, które jako pisarz Wiedemann ciągle musi sobie zadawać. Umie także odpowiedzieć całkiem wprost na ewentualne pytania krytyków, jak w brawurowo napisanym dialogu z Ariadną: „Szukałam cię – mówi – bo uważam, że jesteś jednym z najlepiej piszących ludzi naszego pokolenia. – To prawda – mówię. Umawiamy się na dłuższe pogadanie, bo właśnie kończy się ostatni występ i muszę iść po swoje piwo i torbę”.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.