RADOŚĆ:  Radosna twórczość
fot. Rob Enslin / Flickr CC

RADOŚĆ:
Radosna twórczość

Marta Syrwid

Kilkadziesiąt książek przeczytanych z zimną krwią i niedobrymi zamiarami nie uodporniło mnie na zdumienie, które odczuwam, czytając kolejne przykłady piśmiennictwa złego. Można wyróżnić co najmniej trzy rodzaje tej „radosnej twórczości”

Jeszcze 7 minut czytania

To autorskie zestawienie radosnych twórców jest w dużej mierze podsumowaniem moich trwających już trzy lata badań nad krajową produkcją piśmienniczą, której nikt nie chce. Ilość materiału wciąż przerasta rezerwy cierpliwości, więc zaprezentuję tu jedynie najbardziej charakterystycznych pisarzy i poetów oraz poruszane przez nich wątki. Warto jednak uprzedzić, iż jest to twórczość wyprodukowana przez autorów, którzy korzystają przede wszystkim z niewyczerpanych zasobów wiary we własny talent i przekazać pragną swe słowo potomności. By ta chłonęła. Może być więc groźnie. Omawiane wyroby tekstowe powstają przecież dzięki intensywnej i nierzadko wieloletniej pracy chałupniczej, weekendowej, wykonywanej w dodatku pod wpływem natchnienia lub bóstwa (zwykle Pana Boga). Nie spotkałam się jeszcze z przypadkiem, aby jakakolwiek inna substancja wspomagająca pisarstwo została odnotowana przez twórcę. Jednak nie tylko powyższe okoliczności sprawiają, że te do niczego niepodobne wynurzenia można uznać za wyjątkowe.

Po pierwsze, część z owych frapujących tekstów została wydana w bardzo małym nakładzie lub dopiero „oczekuje” na publikację. Ci z autorów, którzy są jeszcze przed debiutem papierowym, ujawniają jednak kulturalne skłonności na domowych stronach internetowych. Czynią to bez umiaru i od dawna. Po drugie, okładki wydanych pozycji lub oprawa graficzna stron internetowych sporządzane są z rzadko spotykaną wśród użytkowników PowerPointa pieczołowitością i stanowią doskonały materiał na osobny artykuł, chociażby traktujący o ludowej grafice komputerowej. Po trzecie wreszcie, dzieła te wychodzą spod rąk ludzi tak niezwykłych, że aż strach mi to sobie kolejny raz uprzytomnić.

Nawet trzyletnie doświadczenie oraz kilkadziesiąt złego typu książek przeczytanych z zimną krwią i niedobrymi zamiarami, wciąż nie uodporniło mnie na zdumienie i lęk, które odczuwam, czytając kolejne przykłady piśmiennictwa złego. Mimo to, po przypomnieniu sobie wszystkich dotychczasowych ofiar, doszłam do wniosku, iż wśród przedstawicieli grupy artystycznej określanej dość ogólnikowo hasłem „Radosna Twórczość”, można wyróżnić co najmniej trzy rodzaje pisarzy i poetów, kierując się oczywiście stylem i tematyką ich dzieł. Wybrane podgrupy zasługują na osobną klasyfikację i naukowe rozpoznanie, które to zabiegi pozwolą właściwie zaprezentować pełen kunszt najradośniejszych wśród niszowych artystów. Wyznaczyłabym więc wśród tej kilkudziesięcioosobowej grupy następujące gatunki: Młodzież; Wieszczowie; oraz Mędrcy. Muszę jednak zauważyć, że za naturalną uznaję płynność granic pomiędzy grupami. Zwłaszcza linia oddzielająca twórczość Wieszczów od Mędrców w niektórych wypadkach bardzo łatwo ulega zatarciu, co świadczy jedynie o wszechstronności pisarzy i poetów do tego się przyczyniających.

Młodzież


Jest to moja ulubiona grupa pisarzy radosnych, ale trzeba zaznaczyć, że do jej przedstawicieli nie zaliczam jedynie młodziutkich: Barbary Kaczyńskiej (rocznik 1992), Michaliny Olszańskiej (1992), Jagody Wójcik (1995) oraz Natalii Włodarczyk (1996), zwłaszcza że one mają lub będą miały szczęście wyrosnąć z samych siebie, co nie zdarza się niestety Wieszczom i Mędrcom. Z pełną świadomością oburzenia, które wybuchnie w gardle tego twórcy, zaliczę do grupy niedorosłych pisarzy również Adama Bolewskiego (1976), znanego w tzw. środowisku literackim jako Tajna Polska, lecz o szczegółach tej kwalifikacji jeszcze nie teraz.
Jeżeli radość tworzenia mierzyć ilością wydanych książek, to w tej grupie szczęścia jest z pewnością aż za wiele. Kaczyńska to bowiem autorka pięciu powieści, Olszańska ośmiu, Wójcik siedmiu, natomiast Bolewski jest od ostatniej z wymienionych pisarek „gorszy” o jeden tom. Najmłodsza w tym gronie Włodarczyk ma na koncie li tylko debiut (powieść „Apollo”).

Natalia Włodarczyk, „Apollo”, Krakowskie
Wydawnictwo, 2009
Cechą twórczości wymienionych tu młodych panien jest przede wszystkim skłonność do umieszczania akcji w czeluściach kosmosu lub w głębi lasu, w każdym razie musi być tam dość ciemno. Czasami bohaterowie lądują jednak na obcej planecie lub na gościńcu i „w blasku słońca” lub „w blasku gwiazd” przemierzają kolejne kratery bądź zatęchłe oberże, aby dojść wreszcie do zamku/skarbu. Elementy stałe stanowią: skórzane bukłaki, mizerykordie, cisowe różdżki, kapelusze z mchu, czyli znane wszystkim przedmioty codziennego użytku. Do scen o największej dynamice zaliczam za to: biegi szybkonogich elfów, walki z owłosionymi trollami, ucieczki przed monstrualnymi odyńcami, szamotaninę w kajdanach oraz ucieczkę na jednorożcu. Poruszane są w powieściach młodych pisarek również popularne we współczesnej literaturze wątki rodzinne. Wśród najczęściej eksploatowanych problemów związanych z trudnymi relacjami rodzice-dzieci znajdują się: spory o eliksir oraz walka o władzę nad Światem Mgły. Bohaterowie pochodzą z rodzin królewskich lub rolniczych, przy czym najmilszy z pastuchów w finale okazuje się prawdziwym księciem, natomiast fałszywy król zamienia się w salamandrę. Pojawiają się także zaklęcia, runy, rymowane wróżby i obce języki, którymi posługują się przyjazne gnomy lub nieświeże wielkoludy. Zwycięża dobro.

Lecz starczy już Proppa i łagodności. Największym obciachem jest przecież fakt obwożenia tych autorek po TVN-owskich śniadaniach i przezywania ich tam „Paolinim w spódnicy” bądź – z większą jeszcze fantazją – „drugą Masłowską”. Przed kamerami, na określenie tych młodych pisarek, używa się również  słów typu „ewenement”, oraz zadaje się im pytania w stylu: „jak rówieśnicy reagują na twój talent?”. Wszystko w ramach promocji, a przecież dziewczęta te piszą w najlepszym razie poprawne bajki, za które z pewnością dostałyby na nowej maturze sto procent punktów. Jak uczennice realizują bowiem w swoich wypracowaniach wszystkie znane im schematy i zawsze pamiętają, aby w dialogach zaznaczać, który z bohaterów „speszył się” lub „rzekł z ironią”. Morał jest i serca pełne dobra też, lecz smok albo czarownica także, by było z kim walczyć. Nie brakuje nawet stylizacji na tzw. poczucie humoru, zwłaszcza u Barbary Kaczyńskiej, u której komizm językowy polega na transformacji frazeologizmów (np.: „weź się w garść… Jeśli masz odpowiednio dużą rękę…”). Wydawca nazywa to ironią; ja z kolei przypominam sobie, że za czasów mojej młodości w sytuacji zetknięcia z tego typu humorem odpowiednim komentarzem było słowo „beton”.

Skoro nawiązałam już do tego subtelnego budulca, nie pozostaje mi nic innego jak przedstawić informacje dotyczące charakterystycznego stylu pisarza Adama Bolewskiego. Twórcę tego klasyfikuję do grupy Młodzież, opierając się jedynie na ocenie jakości stylu i schematów narracyjnych występujących w jego książkach. Wskazane tu struktury i stałe elementy powieści fantasy napisanych przez młode polskie pisarki są obecne w każdej z sześciu powieści Bolewskiego. Ponieważ Tajna Polska jest nieco starszy od opisanych tu dziewcząt (a być może to kwestia większego talentu?), wspina się on na wyżyny bajkopisarstwa, bowiem akcję powieści umieszcza zwykle we współczesnych Suwałkach. To miłe miasto otrzymuje jednak zawsze cechy mrocznej, fantastycznej krainy, którą, rzecz jasna, należy oswobodzić.
Nie ma co prawda w powieściach Bolewskiego szumiących kniei ani koni-kosmitów, ale i tak na suwalskiej ziemi panują czarne siły (reprezentowane przez zakonnice i księży oraz prawicowych polityków), a protagoniści są odważni, zaczytani w Naomi Klein i w połowie scen występują nago z okazji przygodnego seksu np. z białoruską służącą lub tajską prostytutką (w drugiej połowie scen autor ubiera mężczyzn w obcisłe stroje superbohaterów – kobiet nie ubiera). Każdy z głównych bohaterów na początku jest zwykle bezrobotny lub uczy języka polskiego w Suwałkach (co go frustruje), w finale zaś pokonuje zło, zdobywa majątek (w dolarach) i szacunek suwałczan, a więc, jak sądzę, zwycięża dobro, realizując także schemat „od pastucha do księcia”.

Najwięcej miejsca w twórczości wymienionych tu młodych pisarek oraz Adama Bolewskiego zajmują opisy, przy czym dziewczęta skupiają się zwykle na przymiotnikach określających magiczną faunę i florę, natomiast Bolewski specjalizuje się w tematyce otworów i krągłości ciała ludzkiego, wykazując się przy tym dużą wiedzą z zakresu fizjologii i najnowszych trendów w porno. Lubi używać czasowników. Przykładem tej metody niech będzie pochodzący z książki „Czarna mafia” fragment dotyczący relacji jednego z głównych bohaterów z jego współlokatorką:
Delikatnie masowała mój członek, powoli ściągała skórkę i nie za mocno. To ja z całej siły ją rżnąłem palcami. W Łodzi się pożegnaliśmy, a ja zabrałem się za Olę, tym razem po bożemu. Pieprzyliśmy się cały wieczór. Iza nie wytrzymała i zamiast wyjść gdzieś, do kina na przykład, głośno otworzyła drzwi, postawił jedną nogę na łóżku i wsadziła sobie wibrator do muszelki. Nie mogłem patrzeć jak się dziewczyna sama męczy, więc zaprosiłem ją do seksu. W nocy byłem już wyczerpany. Dziewczyny zrobiły mi obfitą kolację. Czekał mnie ciężki trening. Ćwiczyliśmy cały tydzień”.

W przypadku pisarek-licealistek oraz Tajnej Polski można więc mówić o całkowitym zawierzeniu konwencji, potrzebie morału oraz pewności zwycięstwa dobra nad złem. To gwarancja, iż polska literatura, której nikt nie chce, nie zginie, lecz żyć będzie.

Wieszczowie


Podniosłe tony ostatniego zdania kierują już wzrok mój na kilka książek, których autorzy, iskrą twórczej mocy porażeni, stają w szeregach wieszczów współczesnych, a serca ich pełne ognia, uczuć żarliwych dla Ojczyzny, dla Nadziei i Wolności. Wieszczów jest sporo, lecz nie można w tak prosty sposób ocenić ich sił twórczych, jak to miało miejsce w przypadku Młodzieży. Wieszczowie bywają kapryśni.

Są wśród nich tacy, którzy zasłynęli jako autorzy jednego tylko dzieła – czy przełomowego, to oceni czas. Za ważnych, choć przecież znanych dzięki debiutanckim tomom poezji, mogę jednak już teraz uznać Piotra Przygodzkiego (1956) oraz Pawła Sajdaka (1959), autora poematu heroicznego „Synowie duchów i hydrosfera”.

Niech skromny dorobek tych autorów nie zmyli cię, czytelniku. Wszak w poezji Przygodzkiego (tomik wierszy „W blasku i cieniu”) została zrekonstruowana bohaterska historia Końskowoli, która m.in. „Z górą trzy wieki miastem była,/ blaskiem i sławą lśniła./ Ojczyźnie największej wierności dochowała,/ kraj popadł w niełaskę, Końskowola upaść musiała” (wiersz „Nasz dom ojczysty”). Jak widać, nie tylko formę trzyma Przygodzki celująco, niemal zrównując Końskowolę z Ilionem, ale również zna Przygodzki i rozumie historię zaborów, powstań oraz walk o niepodległość polskiego narodu.

Równie doniosły, choć dużo bardziej uniwersalny temat realizuje w swoim poemacie Paweł Sajdak. Ten szczeciński poeta w niemal tysiącu czterowersowych strof opisuje dzieło i życie niejakiego Noego i jego rodziny, znanych m.in. z Księgi Rodzaju. Umieszcza w swoim poemacie osobiste dygresje, które uważam za znakomite. Opisuje świat ery mezozoicznej (jura), w którym umiejscowił wspomnianego Noego (jednak ani słowa tu o dinozaurach), udzielając przy okazji licznych wskazówek lub komentując przeróżne zjawiska. Jest więc coś z zakresu medycyny naturalnej („Wszędzie rosły lasy i przepiękne bory/ I właśnie dlatego człowiek nie był chory”) oraz genetyki („[Aniołowie] przybierając ciało, kobiet pożądali/ Mieli wielką wiedzę i płodzili drwali/ […] Rodziły się dzieci, swoiste potwory,/ Więc już genetycznie ten system był chory”). Sajdak przystępnie wyjaśnia również symbole biblijne („Zakazany owoc to nie jabłko z drzewa/ To coś, czego nie wolno, i robić nie trzeba”), a także wypowiada się w dziedzinie geologii („A jednak głęboko, pod skorupą piachu/Mają gaz i ropę, na przykład w Iraku)”. Potrafi też rymować o sprawach metafizycznych, czego dowodem jest dwuwiersz o duszy: „Dusza to odnośnik do osób żyjących,/które żyją, działają – choć trochę myślących”.

Chwaląc debiutantów, nie można jednak zapominać o innych wieszczach, którzy z zapałem piszą i wydają kolejne tomy pokaźnych rozmiarów. Któż nie słyszał o Krzysztofie Cezarym Buszmanie (1967) – autorze wierszy popularyzowanych przede wszystkim przez wykonawców piosenki poetyckiej, spraszanych na recitale i koncerty organizowane w ramach promocji kolejnych dzieł poety? Utworem kluczowym dla zrozumienia twórczości Buszmana jest wiersz „Noemi”, który obfituje w zaskakujące stwierdzenia („Nie jest prawdą, że umarli umierają”) lub zapadające w pamięć określenia, takie jak: „profesorka milczenia” oraz „rdzawe kleszcze samotności”.
Na przykładzie wyimka z tego utworu można również przedstawić najbardziej charakterystyczny dla Buszmana, ale również pozostałych twórców z grupy Wieszczowie, zabieg formalny. Rymy! One są podstawą poezji wszystkich współczesnych wieszczów, a jakże pięknie wykorzystuje je Buszman, zgrabnie formułując prośbę do tytułowej bohaterki: „Gdy przylecisz Noemi/ Raj stworzymy na ziemi/ Raj stworzymy na ziemi/ Mój aniele Noemi”.

Wieszczką nazwać należy także pamiętną Alicję Elżbietę Przepiórkę (1985), która wbiła się w serca wielu internautów swymi odami, eposami, fraszkami, balladami, a także esejami polityczno-literackimi. Strona internetowa złotowłosej poetki już nie istnieje, jedyny ślad po tej twórczości ostał się w moim artykule (pod wymownym tytułem „Penetracja pogłębiana” – „Lampa” 6/2009). Nie sądzę, aby usunięcie strony internetowej pozwoliło na zawsze zapomnieć mi o Przepiórce. Ona jeszcze powróci, a tymczasem (wszak scripta manent) wersy z wierszy poetki – takie jak: „Jestem przeto, jako ta kometa, która jednych cieszy, a innych trwoży” (z wiersza „Curriculum Vitae”) – wciąż są do znalezienia w archiwalnej „Lampie”. Chyba że ktoś się trwoży.

Pisząc o płynnej granicy pomiędzy grupą Wieszczów i grupą Mędrców, myślałam przede wszystkim o twórczości Lusi Ogińskiej (1974). Sytuowałabym jej poezję, eseistykę oraz upchane w nich przesłania w okolicach, co najmniej, ósmego kręgu piekielnego.
Zanim jednak przystąpię do przedstawienia tej miłej artystki, konieczne jest zestawienie. Wieszczowie bowiem żyją natchnieniem, rymem, przeżywają miłości i jako te ćmy w płomieniach swego talentu spalają się, cierpią, chcą raju na ziemi z Noemi, chcą wyzwolenia z jarzma zaborcy. Mędrcy za to wciąż pytają zafrapowani, próbują swoich sił w walce z formą, komentują obecną sytuację obyczajową, zdystansowani, chętni podawać recepty na rozwiązanie palących kwestii politycznych i społecznych. Wreszcie: Mędrcy nie poetyzują. Ich domeną jest proza, konkret, mocne uderzenie, żadnych sentymentów! Tymczasem w twórczości Lusi Ogińskiej można odnaleźć cechy wspólne zarówno z poezją Wieszczów, jak i stawiającą twarde, ważne pytania prozą autorstwa Mędrców.

Ogińska jest autorką m.in. aż czterech „Ksiąg Roztoczańskich Krasnali”, napisanych, jak twierdzi wydawca (redaktor Klubu Patriotycznego „Orle Gniazdo”) Przemysław T. Kudliński: „błyskotliwie, ośmiozgłoskowcem – fredrowskim mazurkiem”. Co więcej, Ogińska stawia sobie za cel nasączenie historii krasnalowych trzema cnotami: wiarą, miłosierdziem i nadzieją. Rozwija te idee, wplatając sprawę Dzieci Zamojszczyzny w wizyjną opowiastkę, w której dzikie konie i krasnoludki porywają dzieci z niemieckich transportów. Roztoczańskie Krasnale sytuowałabym jednak daleko od czeluści, ponieważ Ogińska zajmuje się również literaturą dla dorosłych – i tu pojawia się dziewiąty krąg piekielny. Lusia pisze wiersze o chlebie, Jezusie i Polsce, a także okolicznościowe laurki dla znajomych lub znajomych zwierząt (zwłaszcza psów). Zajmuje się również dramatopisarstwem, czego efektem jest sztuka „Zmartwychwstanie”, wystawiona dzięki fundatorowi, Andrzejowi Lepperowi, przez Bohdana Porębę w Sali Kongresowej (premiera 31 maja 2005).

To współczesna wersja „Wesela” Stanisława Wyspiańskiego i sądzę, że nadal trwają próby zebrania pieniędzy na ekranizację sztuki, której reżyserii podjąłby się mąż Ogińskiej – Ryszard Filipski. Tak, brzmi to groźnie, zwłaszcza w połączeniu z niebywałą wprost nienawiścią, jaką żywi to małżeństwo do postmodernizmu, wierszy nierymowanych, oraz Gombrowicza. O postmodernizmie Lusia wypowiada się wielokrotnie, twierdząc że jest on zasłoną dymną dla marnych artystów, którzy wygłupiają się, gdyż nie mają dość talentu, aby pisać o Bogu. Skłonność do wierszy nierymowanych wyplenił z Lusi jej mąż, każąc czytać na głos i analizować „Beniowskiego” Juliusza Słowackiego. Natomiast „pismaka Gombrowicza” polecał zepchnąć do szamba przyjaciel Ogińskiej – ojciec profesor Mieczysław Albert Maria Krąpiec, z którym Lusia przeprowadziła szereg wywiadów, dotyczących m.in. „stanu literatury w Polsce”. Wstrząsające rozwinięcie każdego z tylko zasygnalizowanych tu wątków znaleźć można na prężnie działającej stronie internetowej artystki. Możecie liczyć na niezapomniane doznania.

Mędrcy


Ostatnią grupę twórców literatury żadnej tworzą pisarze, których teksty łączy przede wszystkim przenikliwa obserwacja współczesności, jej tragicznego, metafizycznego, społecznego, politycznego lub jakiegokolwiek innego wymiaru, jaki tylko są w stanie dostrzec. Na specjalne wyróżnienie zasługują w tej grupie: Agnieszka Wypych (data urodzenia nieznana) – rozważająca, „czym jest miłość, a przede wszystkim pragnienie miłości wielkiej, prawdziwej i obejmującej wszystkie najważniejsze sfery w człowieku”; Tomasz Sobół (1971) – człowiek, który napisał „opowieść o strachu, ludzkiej słabości, próżności, głupocie i obłudzie, ale też opowieść o miłości i wyjątkowych ludziach, którzy na szczęście istnieją, istnieli i istnieć będą, dając innym nadzieję”; oraz Roman Ciepliński (1965) – autor powieści, której głównym tematem jest „wielorako pojmowana, poszukiwana przez bohaterów i ulegająca modyfikacji tożsamość”.

Pięknie, tylko że naprawdę jest jeszcze gorzej. Te pochodzące z wywiadów lub notek wydawniczych opisy maskują zastawione na czytelnika sidła tandetnych rozważań o symbolice metronomu w męskim kroku (całkiem serio pisze o tym Wypych), pazernych ludziach żyjących w miastach i nieskalanych mieszkańcach Bieszczad (Sobół) oraz o „mistycznym” elemencie tożsamości, którym w przypadku świata nieożywionego jest „światło”, a w przypadku ludzi „choroba psychiczna” (ja też nie rozumiem, co Ciepliński miał na myśli). Zgłębianie powyższych filozoficznych kwestii, które podnoszą w swoich dziełach autorzy, przekracza moje siły, więc może tym razem pomocne okażą się konkretne cytaty. W ten sposób i ty, miły czytelniku, otrzymasz szansę oddania się rozmyślaniom, by i w twojej duszy zakiełkowały ziarna niepokoju egzystencjalnego, dręczącego każdego z trojga przedstawionych tu Mędrców.

Agnieszka Wypych, „Trawka brzuszkowa”,
MEDD, 2011
Agnieszka Wypych wypowiada się najciekawiej o kondycji dojrzewającego człowieka, stosując do tego celu formę skomplikowaną, umożliwiającą ukrycie dodatkowych treści między wierszami – dosłownie. Pisze ona więc: „[…] czuła się jak „JA”=(bł)USZKO nieoddzielone od mamy i taty – jaBŁONI (…) otrzymujące mądrość z BŁONI wiedzy”. A wracając do kwestii metronomu, z pewnością wielu ucieszy poniższy cytat, tak doskonale oddający subtelne namiętności i z wielką precyzją dozujący innowacyjną formę zapisu myśli: „Ach, z niektórymi METR=ON→OMAMI bywa tak, że niejeden z nich, nawet gdy ma METR, to jedyne, co zrobi, to OMAMI. O innych METR=ON→O!MACH można natomiast zauważyć, że stać ich tylko na jeden MACH. Jednak Panu na pewno uda się z nim cudownie – odparła, kierując przeciągłe spojrzenie na przyciągającego nie tylko jej oczy Odmierzyciela Szybkości i dzierżące go uda”.
Jeżeli zaś zainteresowanie skierować chce czytelnik w stronę bolesnego rozwarstwienia społecznego, wynikającego z drastycznych różnic w zarobkach, pomocny w budowaniu światopoglądu może się okazać mocny fragment przymiotnikowej prozy eksperta od obserwacji socjologicznych – Tomasza Sobóła: Sfrustrowanym gnojkom [...] wydaje się, że jeżdżąc luksusowymi rzęchami z najwyższej półki, kupionymi za pieniądze banku i utrzymywanymi z wyzysku wierzycieli, stają się kimś wyjątkowym. Ale [są to] szczurze głupki po solarium, w białych skarpetkach, którzy pogrążą cię w kłopotach finansowych, a potem podwiną ogon i zdradzą każdego, byle zarobić, ukraść i nie spaść w hierarchii podobnych sobie”.
Mniej agresywnymi, choć równie szczerymi wypowiedziami raczy nas Ciepliński, który pomiędzy deklaracjami, iż wartości upatruje w „nauce filozofii wiatru”, oraz staraniami o odnalezienie odpowiedzi na pytanie „o granice «ja»”, znajduje jeszcze w sobie siłę, aby wyznać:  „Nieodgadniony jest los człowieka. To jedno jest niezmienne”.

*
Na zakończenie, dla odmiany, coś miłego: spis wszystkich wymienionych i cytowanych tu publikacji oraz lista adresów stron internetowych twórców. Niech to zestawienie służy wam w chwilach smutku i rezygnacji. Szczególną wesołość sprawi lektura wymienionych tekstów w gronie przyjaciół, i koniecznie na głos.

Adam Bolewski (tajnakrytykliteracki.blogspot.com): „Suwałki story”, „Kumple story”, „Dzicy detektywi”, „Melancholia”, „Czarna mafia”, „Bestkolesie” (żadna książka nie ukazał się w druku, funkcjonują jako PDF-y, które czasami autor wystawia na Allegro lub udostępnia za darmo).
Krzysztof Cezary Buszman (buszman.com): „Najwcześniej później”, Agencja Wydawnicza Remix, Olsztyn 2006.
Roman Ciepliński: „Diabelski młyn”, Wydawnictwo FORMA, Szczecin, Bezrzecze 2011.
Barbara Kaczyńska (barbarakaczynska.boo.pl): „Tryptyk świata mgły, część 1. Złowrogi sześcian”, Biblioteka A5naliz, Warszawa 2009.
Lusia Ogińska (lusiaoginska.pl): polecam m.in. „Księgi Roztoczańskich Krasnali”, Wydawnictwo RTW 2004.
Michalina Olszańska (michalina-olszanska.pl): „Dziecko Gwiazd Atlantyda”, Wydawnictwo Albatros A. Kuryłowicz 2009.
Alicja Przepiórka (obecnie strona internetowa jest „w przebudowie”, ale proszę o czujność, poetka jeszcze wróci).
Piotr Przygodzki: „W blasku i cieniu”, POLIHYMNIA 2010.
Paweł Sajdak: „Synowie duchów i hydrosfera”, Zakład Usług Poligraficznych i Wydawniczych Plewnia Jacek, Plewnia Maria, Szczecin 2009.
Tomasz Sobół (imperiumglupkow.pl): „Imperium głupków”, P.P.H.U. Małgorzata Anna Sobół, Bielsko-Biała 2009.
Natalia Włodarczyk: „Apollo”, Wydawnictwo Krakowskie 2009.
Jagoda Wójcik (jagodawojcik.alternatywa.com): „Gwiezdne oczy”, Introdruk, 2010.
Agnieszka Wypych (trawkabrzuszkowa.blox.pl): „Trawka brzuszkowa”, Wydawnictwo MEDD 2011.




***

Fragment listu Tomasza Sobóła do redakcji:

Skonstruowane przez panią Syrwid cytaty, rzekomo pochodzące z mojej książki w oryginalnym brzmieniu, autorka poprzedza fachowym stwierdzeniem – cytuję: „Te pochodzące z wywiadów lub notek wydawniczych opisy maskują zastawione na czytelnika sidła tandetnych rozważań o symbolice metronomu w męskim kroku (całkiem serio pisze o tym Wypych), pazernych ludziach żyjących w miastach i nieskalanych mieszkańcach Bieszczad (Sobół)”.

To prawda, inspirują mnie ludzie twardzi i wielkoduszni, jak Bertold Beitz, doradca i współtwórca potęgi rodziny Krupp, który podczas wojny, będąc Niemcem, uratował setki istnień ludzkich, głównie Żydów. Lektura wywiadu z Beitzem, a także publikacje na temat jemu podobnych ludzi, sprawiły mi prawdziwą przyjemność i posłużyły za inspirację do „tandetnych rozważań” .
Poniżej fałszywy cytat „zlepiony” z moich słów przez panią Syrwid:
„Sfrustrowanym gnojkom [...] wydaje się, że jeżdżąc luksusowymi rzęchami z najwyższej półki, kupionymi za pieniądze banku i utrzymywanymi z wyzysku wierzycieli, stają się kimś wyjątkowym. Ale [są to] szczurze głupki po solarium, w białych skarpetkach, którzy pogrążą cię w kłopotach finansowych, a potem podwiną ogon i zdradzą każdego, byle zarobić, ukraść i nie spaść w hierarchii podobnych sobie”.
Naprawdę napisałem to tak:
„Wielu takich sfrustrowanych gnojków spotkałem na swojej drodze i wyczuwam ich na odległość. Tym ludziom wydaje się, że jeżdżąc luksusowymi rzęchami z najwyższej półki, kupionymi za pieniądze banku i utrzymywanymi z wyzysku wierzycieli, stają się kimś wyjątkowym. [...] ładny samochód, ładny garnitur, ale w środku siedzi szczurzy głupek po solarium, w białych skarpetkach, który bez mrugnięcia pogrąży cię w kłopotach finansowych, a potem podwinie ogon i zdradzi każdego, byle zarobić, ukraść i nie spaść w hierarchii podobnych sobie”.
Swój cytat autorka poprzedza oczywiście kolejną próbą przekręcenia moich myśli, aby błyskotliwe wnioski były zgodne z jej wizją pojmowania świata. Cytuję za panią Syrwid: „Jeżeli zaś zainteresowanie skierować chce czytelnik w stronę bolesnego rozwarstwienia społecznego, wynikającego z drastycznych różnic w zarobkach, pomocny w budowaniu światopoglądu może się okazać mocny fragment przymiotnikowej prozy eksperta od obserwacji socjologicznych – Tomasza Sobóła”. Pani Syrwid celowo pomija te fragmenty, które napisałem kilka zdań wcześniej i później, aby móc napisać w felietonie, że chodzi o rozwarstwienie społeczne.
Głupotą byłoby, gdybym chciał dowodzić, że ludzie w Bieszczadach, co autorka najwyraźniej uważa za prowincję, są szlachetniejsi od ludzi z miast i odwrotnie. Sam mieszkam, pracuję i bywam w miastach, jak Bielsko-Biała, Kraków, Katowice, Norymberga, Stuttgart, ale też sporo czasu spędzam w Bieszczadach i tam realia książki osadziłem, w związku z cierpieniem, jakiego doznali na tych terenach LUDZIE, zwłaszcza Polacy żydowskiego pochodzenia, ale też inne narodowości, rdzenni Polacy i Ukraińcy.
Nie chcę zmieniać tego, jak autorka wspomniany fragment zrozumiała (nie zrozumiała) lub dowodzić, że zrobiła to celowo dla własnych potrzeb, aby pasował jej do artykułu. Pragnę tylko powiedzieć, że fragment, który autorka, zmieniając jego prawdziwe brzmienie, zacytowała, został wyrwany z szerszego kontekstu. Pisząc ten fragment, chciałem pokazać, i wiem to na pewno, że największe zło wynika z kompleksów i frustracji, zwłaszcza kompleksów mężczyzn, którzy wierzą w to, iż kobiety zdobywa się władzą, czyli na przykład pieniędzmi, wpływami czy dostępem do broni. Kompleksy i lęk przed niemęskością są tak wielkie, że najwięksi frustraci gotowi są ostatecznie zabijać. Strach o to, że ktoś mógłby uznać ich za homoseksualistów, oczywiście zawsze „niemęskich”, jest większy od wrodzonego dobra, czyli współczucia dla innych. Gdyby nie kompleksy tychże frustratów nie byłoby obozów koncentracyjnych, nazizmu, stalinizmu, radia Maryja i innych reżimów. Pozycja społeczna nie ma tutaj znaczenia, bo obok frustratów wodzów, są też frustraci niżsi, mniej wpływowi – lokalni politycy, dowódcy, szeregowi żołnierze, przedstawiciele różnych zawodów, jak np. szewcy czy krawcy, którzy w obozach zagłady pełnili funkcje kapo, szczycąc się tym, że zabijają muzułman jednym uderzeniem pięści lub pałki. Do takich frustratów zaliczyłem ludzi wymienionych w cytowanym przez panią Martę fragmencie, których w życiu nazywam również szczurkami. Choć do zbrodni jeszcze nie dochodziło, to ludzie ci dla utrzymania statusu finansowego, czytaj – zapewnienia sobie powodzenia u łatwych kobiet – nie mieli żadnych skrupułów w dopuszczaniu się okrucieństw i oszustw wobec słabszych lub zależnych od nich. I właśnie o to chodziło w tym fragmencie, a nie o to, że ludzie w Bieszczadach są lepsi od tych w mieście, tak jakby pani Syrwid naprawdę myślała, że frustratów w Bieszczadach nie stać na solarium, białe skarpetki czy drogie samochody. Oj, stać ich, stać.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.