Jeszcze 1 minuta czytania

W Supraślu jak w „Przystanku Alaska. Zimno, wielokulturowość, no i zamiast reniferów – biegówki, czyli postaci ludzkie o karykaturalnie przedłużonych kończynach bez celu kręcące się po lesie. Jest ksiądz, pop i sęp (o papieroska i ognia od razu), oraz teatr Wierszalin. W miejscowym Centrum Kultury i Rekreacji nowy kanon zajęciowy: malowanie wielkanocnych jajek, robienie teledysku, chór supraski, joga, klub seniora, zajęcia z reportażu radiowego, zajęcia plastyczne. Zumba?

W lesie plakat „SupraSKI Festiwal”, czyli mistrzostwa amatorów na biegówkach sfinansowany ze środków Gminnej Komisji Profilaktyki i Rozwiązywania Problemów Alkoholowych. Bawmy się zdrowo, sportowo i bezużywkowo. Mija mnie pan w wieku 40-50 lat, który stylem na jodełkę wjeżdża do lasu bez specjalnego wysiłku. Dla mnie jodełka oznacza bolesne biurowe zakwasy.

Na ulicy Cieliczańskiej vis-à-vis siebie: Biedronka i Milea. Snujemy z M. historię o supraskich Capuletich i Montecchich. Że Biedronka, zatrudniając, wymusza podpisanie tajnego wewnętrznego regulaminu zakazującego wszelkich kontaktów towarzyskich z pracownikami konkurencji. A w Milea kodeks pracowniczy przewiduje cięcia po pensji za analogiczne przewinienie. Ale Joanna, z kasy w Biedronce, i Tomek, magazynier Milei, spotykają się pewnego mroźnego dnia w aptece („Apteki Familijne”, na tej samej ulicy), ponieważ choroba łączy. Zakochaniu nie stanie na przeszkodzie nawet fakt, że on jest katolikiem, a ona co niedzielę chodzi na 9.00 na dwu i pół godzinną liturgię do cerkwi. Wszyscy będą żyć długo i szczęśliwie, bo UE rozbudowuje infrastrukturę turystyczną. W nowym hotelu bohaterowie znajdą zatrudnienie i spełnienie.

Supraskie fenomeny rozbrajają człowieka z internetu (ja), ale z nagrywania sondy ulicznej najbardziej zapada mi w pamięć jedna odpowiedź na pytanie o radość: „Nic mnie nie cieszy”.

1279