Karol Maliszewski, „Manekiny”
fot. Elżbieta Lempp / Prószyński i S-ka

Karol Maliszewski, „Manekiny”

Patrycja Pustkowiak

„Manekiny” Karola Maliszewskiego to interesująca, choć niełatwa w odbiorze książka o świecie pełnego konfabulacji dzieciństwa, któremu po latach przychodzi nadać literacką formę

Jeszcze 1 minuta czytania

„Pracujcie nad wyobraźnią. Kiedy jej zabraknie, nic już nie będzie święte” – pisze Karol Maliszewski. I właśnie peanem na cześć wyobraźni zdają się być „Manekiny”. Niewiele tu oddane w skali jeden do jeden: to raczej świat, który raz po raz zatraca kontury, szybuje w kierunku poetyki snu – ona najbardziej przypomina rzeczywistość widzianą z perspektywy dziecka. Inspiracja Schulzem jest ewidentna – Drohobyczem Maliszewskiego jest Miłogród; miejsce, z którego dziecięcy bohater, a zarazem narrator tekstu Karol ogląda przefiltrowany przez fantazję świat. 

Karol Maliszewski, „Manekiny”. Prószyński i S-ka,
Warszawa, 200 stron, w księgarniach od lutego 2012
Bohater powieści, który posiada wiele cech samego autora (imię, małomiasteczkowe pochodzenie, miłość do literatury), podróżuje w przeszłość, żeby minionemu (straconemu?) czasowi nadać literacki, fabularny wymiar. Okazuje się to zajęciem karkołomnym – przypomina właśnie ożywianie manekinów, które bywają przeszłymi wcieleniami samego Karola (nazywa je swoimi przyjaciółmi i nadaje im imiona). Manekinami są poniekąd także i inne postaci w książce – nierealne, trochę jak z Kantorowskiej „Umarłej klasy”.

Bracia niepokoją się „artystyczną” delikatnością Karola, zmuszają go do nabycia „męskich” zainteresowań. On jednak woli swoją potajemną, schowaną na strychu kolekcję manekinów, ulepionych z korpusów, rąk, kadłubków i głów. Tę kolekcję „frankensztajnów” pragnie ożywić, wyrwać z letargu i zbliżyć do ludzkiego świata. Lalki wcale sobie tego nie życzą, bo świat ludzki to świat cierpienia – tylko kukły mają luksus wiecznego, bezbolesnego trwania. „Chciałeś mnie wyrwać z nieświadomości i wrzucić w świadomość? Chciałeś podzielić się ciężarem?” – pyta z wyrzutem manekin, który do świata ludzi jest przywracany osobliwym sposobem – rolę eliksiru życia pełni tutaj ludzkie nasienie. Karol może mu tylko opowiedzieć, jakie jest życie z perspektywy człowieka: „Nic nie przepływa obok, wszystko przepływa przeze mnie, bezlitośnie szturchając serce, płuca i wypełniony lękiem żołądek”. Narrator nie zawsze jednak bywa poetycki i subtelny. „Manekiny” to także opowieść o końcu dzieciństwa – pierwszych wtajemniczeniach seksualnych. Chwilami zabawne, chwilami dość odpychające opisy pokazują bohatera powoli tracącego niewinność. Małomiasteczkowe życie wygląda zarazem swojsko i upiornie: czasem Karol ze swoimi rówieśnikami bawi się na weselu, czasem zapuszcza na cmentarz, często w myślach uśmierca ojca, krawca – centralną figurę powieści. Rozrachunek z ojcem jest w „Manekinach” jednym z najważniejszych tematów – poprzez tę postać autor wprowadza też do powieści wątki okupacyjne, powiązane z przeszłością rodziny.

Proza Maliszewskiego nie jest łatwa w odbiorze. Bywa, że przez swoją gęstość i senność męczy – autor mało zadbał o czytelność. Trochę go przerósł koncept – imponuje licznymi nawiązaniami (Schulz, Kantor, Brzechwa i jego „Akademia Pana Kleksa”...), ale nadmiar erudycji przeszkadza w prowadzeniu spójnej opowieści. Amatorzy onirycznej atmosfery i niepokojących opowieści o dzieciństwie będą jednak zadowoleni.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.