Texas Forever!

Texas Forever!

Magda Szcześniak

Próba fabularnego przełożenia mechanizmów funkcjonowania świata przedstawionego we „Friday Night Lights” na polską rzeczywistość nie miałaby racji bytu. Zresztą, nie tylko na polską

Jeszcze 3 minuty czytania

Takiego serialu nie dałoby się nakręcić w Polsce. Zapewne to samo można by powiedzieć o wielu amerykańskich przebojach „złotej ery telewizji”. W przypadku „Friday Night Lights” nie chodzi jednak tylko o tak prozaiczne elementy, jak godziwy budżet, dobrze zbudowane postaci, intertekstualne gry, czy dopracowanie kwestii społecznych. O ile potrafimy sobie wyobrazić polskie wersje „Mad Men” (polski Don Draper mógłby być ukrywającym prawdziwą tożsamość kombatantem Armii Krajowej i pracować w państwowym przedsiębiorstwie, np. wydawnictwie), „Breaking Bad” (polski nauczyciel chemii z pewnością znalazłby wśród swoich uczniów chętnego do współpracy dilera narkotyków), czy nawet „The Wire” (w Pruszkowie w końcu też można założyć podsłuch), o tyle próba przetłumaczenia mechanizmów funkcjonowania świata przedstawionego we „Friday Night Lights” na polską rzeczywistość nie miałaby racji bytu. Nie tylko na polską zresztą.

Świat fikcyjnego teksańskiego miasteczka Dillon rządzi się regułami z gruntu amerykańskimi, zgodnie z którymi całe życie lokalnej społeczności podporządkowane jest licealnej lidze futbolowej. Rytm życia mieszkańców, zgodnie kibicujących zespołowi Dillon Panthers (do momentu pojawienia się rywala w samym Dillon), wyznaczony jest przez rozkład rozgrywek Panter – a więc od jednego meczowego piątku do kolejnego (w sobotę ogląda się mecze ligi uniwersyteckiej, a w niedzielę zapewne NFL), od jesiennego początku rozgrywek do momentu, kiedy drużyna odpada ze stanowej ligi.

Głównym bohaterem zarówno serialu, jak i miasteczka, jest trener Eric Taylor (Kyle Chandler) – nadzieja na zdobycie upragnionego mistrzostwa stanu Texas, wzór moralny, trener ostry, ale sprawiedliwy. Ma na głowie nie tylko swoich podopiecznych, ale właściwie całe miasto. Krytykowany przez lokalne media po każdym przegranym meczu, nagabywany przez wpływowych kibiców i rodziców, namawiany do strategicznych zmian i pół-legalnych metod zdobywania zawodników, zaczepiany na zakupach przez lokalne rodziny – musi bezustannie lawirować.

 

Siłę zaangażowania amerykańskich lokalnych społeczności w życie drużyn futbolowych dobrze oddają niedawne wydarzenia w miejscowości State College, w której mieści się Pennsylvania State University. Penn State słynie nie tylko z badań akademickich, ale także z drużyny futbolowej Nittany Lions, do niedawna trenowanej przez legendarnego Joe Paterno, pieszczotliwie nazywanego Joe Pa. Paterno prowadził kolejne pokolenia lwów przez nieprzerwane czterdzieści sześć lat, zdobywając rekordową liczbę zwycięstw. Skalę popularności futbolu i samego Joe Pa obrazowały zakończone protestami zamieszki po zwolnieniu 85-letniego trenera w listopadzie 2011 roku. Paterno został oskarżony o niepodjęcie zdecydowanych kroków po otrzymaniu doniesień na temat molestowania dzieci przez swojego zastępcę Jerry’ego Sandusky’ego. Niezależnie od w różnym stopniu usprawiedliwiających opinii na temat Joe Pa, wszyscy związani ze State College dziennikarze, blogerzy, a także sami wypowiadający się w mediach mieszkańcy, niezmiennie podkreślają ciężar afery dla społeczności. Ufundowana na wierze w siłę trenera i niezwykłość prowadzonej przez niego drużyny futbolowej tożsamość State College została podkopana.

 

Z pozoru banalne zawołanie mieszkańców miasta – „We are Penn State” – oddaje związek społeczności z drużyną. Stanowi on temat i oś konstrukcyjną serialu „Friday Night Lights” i opiera się na o wiele bardziej skomplikowanej strukturze niż prosta emocjonalna identyfikacja z sukcesami i porażkami futbolistów.

 

Fabułę serialu zawiązuje dramatyczne wydarzenie. Oto w trakcie meczu otwierającego sezon, utalentowany quarterback Dillon Panthers Jason Street (Scott Porter) ulega poważnemu wypadkowi. Po wyjściu ze szpitala sparaliżowany Street traktowany jest niemal jak weteran wojenny. W konserwatywnej społeczności Dillon katastrofa młodego futbolisty nie prowokuje jednak dyskusji o naturze futbolu, ale zostaje wpisana w tragiczne, acz niezbędne, koszty zaangażowania.

Powodem takiej oceny sytuacji, a raczej jej braku, są zapewne zróżnicowane zyski czerpane przez mieszkańców Dillon z futbolowych rozgrywek, zarówno ekonomiczne, jak i kulturowe –  sportowe stypendia i możliwość kształcenia dla najlepszych zawodników, sława szkoły, zwiększone dochody miejscowych biznesów w dniach meczów, wartko płynące, lecz również nagle wstrzymywane, dotacje dla szkoły od lokalnych przedsiębiorców, miejsca pracy generowane przez samą drużynę, a także okazje do spotkań oraz tematy rozmów dla lokalnej społeczności. Poza kwestiami ekonomicznymi, serial świetnie pokazuje również głębokie związanie futbolu z kulturą amerykańskiego południa. Rozgrywki baseballa generowałyby zapewne podobne zyski, jednak to właśnie futbol, z męską agresją, ryzykownymi zagrywkami, decydującym się często w ułamkach sekundy wynikiem, jest prawdziwie amerykańskim sportem.

Hierarchia ściśle dostosowana jest do popularności rozgrywek. W jednym z odcinków do biura Coacha Taylora wpada rozwścieczona trenerka żeńskiej piłki nożnej i pokazując mu flaka, jakim muszą grać „jej dziewczyny”, żąda przekierowania części funduszy z futbolu na soccer. Podobnych pretensji, tym razem o nadmiar czasu, jaki uczniowie poświęcają na futbol, Coach Taylor wysłuchuje od szkolnej pedagożki, która prywatnie jest jego żoną. Tami Taylor (Connie Britton), niezależna i uparta edukatorka, stara się walczyć z cicho przyjętym zwyczajem przepuszczania zdolnych zawodników z klasy do klas. Jako jedyna myśli również o awaryjnym planie na przyszłość, na wszelki wypadek, gdyby nie zrealizowały się marzenia młodych futbolistów o sportowych stypendiach. Miasteczko Dillon przepełnione jest bowiem mężczyznami nostalgicznie spoglądającymi w przeszłość (do dźwięków równie nostalgicznej muzyki zespołu Explosions in the Sky) i wspominającymi lata grania w drużynie Dillon Panthers. Dla większości z nich okres spędzony w drużynie to czas największego społecznego prestiżu.

 

„Friday Night Lights”

Futbol nie jest jedynym tematem pięciosezonowej opowieści. Równie ważne są – szkoła i same miasteczko. Pojawiają się elementy znane widzom z innych serialowych przedstawień społeczności szkolnych i małomiasteczkowych: romanse, młodzieńczy bunt, szkolne mezalianse, nuda i powtarzalność małomiasteczkowego życia. W przeciwieństwie jednak do takich „licealnych” seriali jak „Skins”, „Plotkara”, czy – klasyczne już – „Beverly Hills”, „Friday Night Lights” przybliża nam również perspektywę dorosłych – rodziców i nauczycieli (serial jest pod tym względem podobny do „Boston Public” czy „Mojego tak zwanego życia”, z którymi dzieli zresztą scenarzystę Jasona Katimsa).

Córka Taylorów Julie (Aimee Teegarden) uczęszcza do szkół, w których pracują jej rodzice i mimo zapewnień, że nie będzie się umawiać z trenowanymi przez ojca futbolistami, zakochuje się w nowym QB1, który zastąpił Streeta. Związek Julie i Matta (Zach Gilford), podobnie jak Erica i Tami, nie jest jednak relacją opartą na podziale na aktywnego mężczyznę i bierną, wspierającą go kobietę. Julie, w przeciwieństwie do szkolnej piękności Lyli Garrity (Minka Kelly), nie jest cheerleaderką. Podobnie Tyra Collette (Adrianne Palicki), przyjaciółka Julie i siostra miejscowej striptizerki (Stacey Oristano), która pozostaje w luźnym związku z piekielnie przystojnym łobuzem Timmym Rigginsem (Taylor Kitsch), nie odpowiada wzorcowi głupiej i uległej dziewczyny futbolisty.

Główny bohater odgrywa jednak wobec swoich zawodników tradycyjnie patriarchalną rolę silnego ojca (podobnie jak Joe Pa). Polega to głównie na uczeniu nastoletnich chłopców jak być „prawdziwymi” i „uczciwymi” mężczyznami, zorientowanymi na realizację celów, które osiągnąć można przez „dawanie z siebie wszystkiego” „right here, right now”.
 

Historia samego serialu jest równie dramatyczna jak niejeden przedstawiany w nim mecz futbolowy. Już po dwóch sezonach groziło mu zawieszenie z powodu słabej oglądalności (stąd ponoć spektakularne i niewiarygodne zwroty akcji w drugim sezonie, które miały serialowi przysporzyć publiczności). W ostatniej chwili NBC wynegocjowało porozumienie z niezależną satelitarną i internetową platformą telewizyjną DirecTV. Ku zaskoczeniu rozentuzjazmowanych krytyków FNL był również konsekwentnie ignorowany na rozdaniach najważniejszych nagród.

 

Być może jednym z głównych powodów niskiej oglądalności był rozpowszechniony w kulturze amerykańskiej wizerunek „jocka” – głupiego i okrutnego licealnego sportowca, któremu towarzyszy pusta i puszczalska cheerleaderka. W amerykańskich narracjach licealnych mamy zwykle do czynienia z jednym wyróżniającym się wrażliwym futbolistą lub ogarniętą cheerleaderką, ale stworzenie serialowego świata, w którym tacy są niemal wszyscy bohaterowie, okazało się ryzykownym zabiegiem. Kolejnym ryzykiem podjętym przez twórców FNL było umiejscowienie owego świata w Teksasie, miejscu równie stereotypowym jak postać futbolisty. Co jeszcze mniej zrozumiałe dla amerykańskich widzów, nie wszyscy młodzi mieszkańcy Dillon chcą stamtąd uciekać – kultywują lokalną, teksańską tożsamość. Futbolowemu zawołaniu Coacha Taylora „Clear Eyes, Full Hearts, Can’t Lose” często towarzyszy lokalne wyznanie wiary – „Texas Forever”. A może po prostu serialowy melodramat o tych zwykłych, dobrych ludziach nie mógł podbić amerykańskiej publiczności, która sama w niemal każdy piątkowy wieczór chadza na mecze licealnego futbolu. 


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.