Jeszcze 1 minuta czytania

Grzegorz Wysocki

Z WYSOKA I NISKA:
Za darmo i natemat.pl

Grzegorz Wysocki

Grzegorz Wysocki

Dwa tygodnie temu wystartował serwis internetowy Tomasza Lisa. Sporo dyskutuje się na temat layoutu (moje dioptrie doceniają wielkie tytuły i jeszcze większe fotografie widniejące na stronie głównej), poszczególnych tekstów (najgłośniejszy, póki co, okazał się kryptoreklamowy artykuł o Polakach bezgranicznie zakochanych w parówkach Orlenu), finansowych możliwości. Wszystkie te sprawy również mnie bardzo interesują, ale w tym miejscu chciałbym zwrócić uwagę na kwestię pomijaną przez komentatorów, a mianowicie, w jaki sposób natemat.pl psuje i tak już wystarczająco zdewastowany dziennikarski rynek.

Natemat.pl od dawna zapowiadano jako portal inny niż wszystkie, bo głęboki, mądry i kulturalny. Tyle że przymiotnik „kulturalny” dotyczy bardziej poziomu niż tematu artykułów. Serwis Lisa ma być rodzimym odpowiednikiem Huffington Post, słynnego opiniotwórczego serwisu z newsami i blogami, który w 2008 roku uznany został przez brytyjski „The Observer” za najbardziej wpływową witrynę internetową świata. Twórcy natemat.pl piszą, że ich serwis ma być „platformą wymiany poglądów, opinii i informacji” i głęboko wierzą w to, że „najlepszym sposobem na rozwój jest dyskusja”, oraz że uda im się stworzyć „prawdziwą wspólnotę ludzi, którzy się inspirują, którzy się szanują, których łączą aspiracje i dobre emocje”. Krótko mówiąc: chodzi o prawdziwą internetową rewolucję, o nowy, wspaniały, cyfrowy świat, w którym wszyscy chcielibyśmy żyć i o pomysł, któremu trudno nie przyklasnąć. W końcu komu nie marzy się portal bez prymitywnych, anonimowych trolli, za to pełen wartościowych informacji, „głębokich” treści i dobrej publicystyki?

A więc o co chodzi i co mi się w tym wszystkim nie podoba? Ano to, że projekt, w który zainwestowano podobno „miliony złotych”, współtworzony jest przez „wielu liderów opinii z polityki, gospodarki, sportu, kultury”, którzy specjalnie dla Lisa i Machały postanowili pisać za darmo. Można pomyśleć, że fajni to liderzy i eksperci, skoro piszą za free, ale w tym momencie jest ich już 120 (docelowo ma być tysiące), a wśród nich: Kuba Wojewódzki, Agnieszka Holland, Aleksander Kwaśniewski, Nergal, Magda Gessler, Justyna Kowalczyk, Janusz Palikot, Krzysztof Ibisz, czy – z literackiego podwórka – Jacek Dehnel, Łukasz Orbitowski, Krystyna Kofta i Przemysław Gulda.

Wydawałoby się, że skoro sami zainteresowani dali się przekonać i chcą pisać za darmo, niech sobie piszą na zdrowie. Ale to nie jest takie proste. Natemat.pl nie jest witryną non-profit, nie jest niszową, specjalistyczną stroną (np. propagującą radykalne poglądy polityczne, ambitną literaturę, szachy czy wegetarianizm), ale komercyjnym serwisem, w który inwestuje się miliony, który publikuje reklamy i który, choć sporo mówi o misji, zamierza na siebie zarabiać (zupełnie jak TVP). Mimo to „znani i lubiani” nie dostaną za swoją pracę ani grosza, choć ich zadaniem bardziej niż prowadzenie „blogów” jest przecież tworzenie materiałów na stronę główną, przyciąganie czytelników, reklamodawców i, last but not least, utalentowanych piszących, którzy tylko marzą o tym, by pisać dla samej frajdy pisania i występowania obok tychże „znanych i lubianych”.

Wspomniani liderzy opinii, eksperci w danych dziedzinach, dziennikarze i publicyści, pisząc za darmo, mniej lub bardziej świadomie psują dziennikarski rynek. W końcu, skoro nawet Kuba Wojewódzki, Magda Gessler i Nergal piszą dla nas dlatego, że jest u nas fajnie i że to się opłaca, ale „nie w znaczeniu gotówkowym”, dlaczego niby kasę za swoje teksty miałbyś otrzymywać ty, młody człowieku, absolwencie dziennikarstwa, polonistyki, politologii, historii? Najlepiej wszyscy piszmy wartościowe artykuły na tematy, w których się specjalizujemy, za darmo, po godzinach pracy i w weekendy! Twórcy natemat.pl pośrednio podpowiadają „Gazecie Wyborczej”, „Polityce” czy „Playboyowi” nowy, wspaniały model biznesowy: przestańcie płacić autorom tekstów, bo kto by nie chciał pisać za darmo w tak „fajnych”, prestiżowych i wysokonakładowych mediach, prawda?

Kto by się przejmował tym, że dziennikarze również muszą z czegoś żyć, albo tym, że „bycie ekspertem” uprawiane po godzinach pracy zarobkowej brzmi jak żart? Jeszcze bardziej niepoważny jest fakt, że twórcy serwisu są dumni ze swojego modelu profesjonalnego, ambitnego i „pogłębionego”, choć bezpłatnego dziennikarstwa. „Liczymy, że kolejne osoby będą się do nas zgłaszały same i nie chcemy, aby to były tylko osoby znane” – mówił na konferencji Lis i dodawał, że to się po prostu opłaca. Oczywiście że tak. Zapomniał tylko dodać: „A pieniądze zarobicie gdzie indziej, od poniedziałku do piątku, między 9 a 17”.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.