Andrzej Kwieciński  w Filharmonii Łódzkiej
fot. Jędrek Sokołowski / Flatten Image

Andrzej Kwieciński
w Filharmonii Łódzkiej

Ewa Szczecińska

Filharmonia Łódzka do programu „Kompozytor – Rezydent 2012” wybrała artystę mało znanego – Andrzeja Kwiecińskiego, uznając po raz kolejny, że warto zaryzykować

Jeszcze 2 minuty czytania

Muzyka współczesna, choć bywa fascynująca, wciąż jest w Polsce źle obecna. Regularnie, w każdą niedzielę, wykonywana jest chyba tylko w jednym miejscu – w warszawskiej siedzibie „Krytyki Politycznej”. Również media – poza dwoma festiwalami: Warszawską Jesienią i Sacrum Profanum – nie są nią zainteresowane.W tej sytuacji łatwo przeoczyć arcydzieło, bez trudu można też uznać, że gładki kicz jest coś wart.
Jaka zatem jest polska muzyka współczesna? Czy w dziedzinie sztuki dźwięku nie dzieje się u nas nic interesującego? Oczywiście tak nie jest. Niemniej muzyka, twórcy i słuchacze szamocą się od lat walcząc o przetrwanie (praktycznie bez wsparcia publicznych instytucji). Dlatego incjatywa Instytutu Muzyki i Tańca, by zakonserwowane polskie filharmonie otworzyć na muzykę nową, rozbudziła wśród kompozytorów ogromne nadzieje.

Kwieciński w FŁ

Johann Sebastian Bach/Anton Webern „Ricercare a 6 Voci”; Erik Satie „Parade”; Kornilios Selamsis „For this city that, someday, will become a forest”; Andrzej Kwieciński „no. 27, 1950”, „I Symfonia «Luci nella notte IV»” (zamówienie); Maurice Ravel suita z „Ma mere l'oye”. Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Łódzkiej, Kornilios Selamsis (dyr.), Filharmonia Łódzka, 13 kwietnia 2012 (w ramach programu „Kompozytor – Rezydent”, organizowanego przez Instytut Muzyki i Tańca).

Program „Kompozytor – Rezydent”, nawiązujący do rozpowszechnionej w Europie i na świecie praktyki łączenia twórców z profesjonalnymi instytucjami muzycznymi, uruchomiony został przez wiele polskich filharmonii. Na szczególną uwagę zasługuje jego realizacja w Filharmonii Łódzkiej im. Artura Rubinsteina. Dlaczego właśnie tam? Bo w odróżnieniu od innych polskich filharmonii, w Łodzi muzyka nowa jest mile widziana nie od dziś. W 2008 roku ówczesny dyrektor placówki, Andrzej Sułek, zainicjował tam program obecności muzyki najnowszej, a jego następca, Lech Dzierżanowski, ten pomysł kontynuuje; kuratorką całego cyklu – odbywającego się pod hasłem „Contem.ucha” – jest miłośniczka muzyki współczesnej, świetna kuratorka i producentka, Małgorzata Cnota.

Filharmonia Łódzka do programu „Kompozytor – Rezydent 2012” była więc świetnie przygotowana. Wybrała artystę mało znanego, Andrzeja Kwiecińskiego, uznając po raz kolejny, że warto zaryzykować; chodzi przecież o kreację nowych zjawisk, wyszukiwanie i promocję talentów.

Jaka jest muzyka urodzonego w 1984 roku w Warszawie, kształcącego się m.in. w Holandii twórcy? Multimedia, muzyka elektroniczna, adaptowanie do potrzeb sztuki muzycznej zjawisk kultury popularnej – tego rodzaju mody, jakim ulegają jego rówieśnicy w Holandii, od początku traktował z dystansem. Wybór Kwiecińskiego to: manieryzm włoskiego baroku – zdecydowane kontrasty, chromatyka i wysublimowanie madrygałów Carla Gesualda da Venosy; z drugiej strony klasyczny ścisły kontrapunkt, techniki spektralne poszerzające możliwości kreowania sonorystycznie traktowanej harmoniki, oraz nowy styl dźwiękowej kaligrafii stworzony przez Salvatora Sciarino z Włoch i Helmuta Lachenmanna z Niemiec. Taka jest techniczno-estetyczna baza muzycznego języka Kwiecińskiego.

Komponuje zwykle z pobudek osobistych, jednak nie są one ujawniane; wszystko, co wiąże się z mediami i publicznym funkcjonowaniem, ogranicza wyłącznie do sztuki dźwięków. Muzyka jest dla niego dziedziną działań zbyt intymnych, by dawać je publiczności na pożarcie. 

Sinfonia «Luci nella notte IV» / fragment partytury [copyright by Music Center Netherlands]

Na zamówienie Filharmonii Łódzkiej w ramach programu „Kompozytor-rezydent” skomponował przepiękną, kilkunastominutową „Sinfonię «Luci nella notte IV»” – dźwiękowy fresk, barokową „sinfonię” (czyli wstęp, impresję, uwarturę...). Orkiestra symfoniczna została w niej podzielona na kilka warstw tworzących razem komplementarną całość; utwór spowity jest wybrzmieniami, powracającami – niczym memento w smyczkach, dętych i fortepianie – ostinatami. Fortepianowe jest najkrótsze, to ledwie pięć dźwięków złożonych z siedmiu flażoletów wydobywanych na strunach. Instrumenty traktuje Kwieciński tak, by zagrały nie tyle mocą wolumenu, co siłą niuansu o wyraźnym, choć subtelnym rysunku. Fortepian traktuje jak harfę: gra na nim dwóch muzyków – jeden na klawiszach, drugi wydobywając ze strun wyszukane alikwoty razkreślnego dźwięku „a”. W ogóle wszystko tam krąży wokół dźwięku a1, obrysowywanego cienką linią multifonów w instrumentach dętych, delikatnych glissand, flażoletów i mikrotonów w smyczkach.

Ale jest jeszcze drugie dno tej koronkowej dźwiękowej konstrukcji – cytaty: z kantaty „Mit Fried und Freud ich fahr dahin” Dietricha Buxtehudego, oraz dwóch madrygałów Gesualda: „Moro lasso” i “Tu m'ucidi o crudele”. Jak łatwo się domyśleć, wybrane zostały nie tylko ze względu na walory dźwiękowe, ale także semantyczne. Tak więc nowa sonorystyka czerpiąca z doświadczeń zarówno spektralistow jak i Sciarina oraz dawna, barokowa ekspresja wraz z kontekstem barokowej poezji tworzą w „Sinfoni «Luci nella notte IV»” przedziwny, niepowtarzalny splot.
Dla mnie jest w tym utworze jeszcze jedna wartwa, bez której trudno zrozumieć estetyczny kształt tej muzyki: zapis dźwięków na papierze – partytura, która sama w sobie jest dziełem sztuki, współtworząc mocno osobisty i indywidualny styl tego kompozytora.

Andrzej Kwieciński – to nazwisko trzeba zapamiętać!