Jeszcze 1 minuta czytania

Grzegorz Wysocki

Z WYSOKA I NISKA:
Ćwicz z Olgą Tokarczuk!

Grzegorz Wysocki

Grzegorz Wysocki

Tysiące polskich czytelników czekają niecierpliwie na nową powieść Olgi Tokarczuk. Sam raczej nie należę do tego grona (ot, czekam sobie spokojnie, bez gorączki i nerwowego kaszlu), a Nike Czytelników, które pisarka otrzymała aż cztery razy, wręczyłbym w większości edycji innym nominowanym. Jestem przekonany, że za „Moment niedźwiedzia” autorka nie zdobędzie piątego wyróżnienia, ale to właśnie ten opublikowany niedawno przez Wydawnictwo Krytyki Politycznej zbiór esejów, artykułów i zapisków podróżnych z ostatnich 15 lat uważam może nie za najlepszą, ale na pewno jedną z najważniejszych do tej pory książek Tokarczuk.

Zbiór, jak to ze zbiorami bywa, jest różnorodny, wielowątkowy i nierówny. Od frapujących rozważań na temat cierpienia zwierząt, kreślonych na marginesie lektur m.in. Petera Singera, J. M. Coetzee’ego, Michela Fabera i Jeana Rolina („Maski zwierząt”, „Feralne psy”),przez impresje i uwagi przywiezione z pobytu w Amsterdamie i Szwajcarii (m.in. o ruchu drogowym, Partii Obrony Zwierząt, segregacji śmieci, festynach recyklingu), aż po teksty o „Matriksie” (autorka odkrywa, że popkultura też bywa mądra), Smoleńsku („Nasza zbiorowa świadomość tkwi w tym samym miejscu nigdy nieprzepracowanej krzywdy, niezabliźnionego ofiarnictwa, celebrowania klęski”), darkroomach czy Odrze, rzece uznawanej przez pisarkę za „swoją”.

Wszystkie teksty z „Momentu niedźwiedzia” połyka się błyskawicznie, ale dwa z nich uznaję za kluczowe dla spójnego odczytania całości, oba też sporo mówią o tym, co, w jaki sposób i dlaczego próbuje robić w polskiej literaturze Tokarczuk. Z jednej strony, tekst tytułowy. „Moment niedźwiedzia” to według Tokarczuk moment, w którym zawodzi nas język, w którym nie sposób powiedzieć i udowodnić, „jak było naprawdę”. Pisarka podkreśla, że zawsze miała problem z odpowiedzią na pytanie o to, co (w jej książkach, ale także poza nimi) prawdziwe, a co zmyślone. Nie sposób oddzielić to, co istnieje, od tego, co nie istnieje, a próby takie Tokarczuk uznaje wprost za prymitywne.

Stąd właśnie wybór literatury, tego „dziwnego i pełnego mocy miejsca pomiędzy wieloma indywidualnymi prawdami”. Mowa o sile literatury, a przecież omawiany tom to zbiór szkiców i innych rozproszonych publikacji, ze szczególnym uwzględnieniem tych najbardziej politycznych i zaangażowanych. Paradoksalnie, nie ma tutaj znaczącej sprzeczności, gdyż Tokarczuk-publicystka i eseistka, Tokarczuk walcząca i zabierająca głos w ważnych dyskusjach, również – zupełnie jak Tokarczuk-pisarka – porusza się wciąż pomiędzy różnymi „prawdami”: subiektywnymi i zbiorowymi, niewygodnymi i powszechnymi, zmyślonymi i nie.

Doskonałym rozwinięciem tekstu tytułowego i powyższych wniosków jest skonstruowany przez pisarkę esej-gra towarzyska pt. „Jak wymyślić heterotopię”. Tokarczuk przeciwstawia się tutaj różnego rodzaju oczywistym założeniom: „Wierzę, że uznawanie czegoś za oczywiste wcale nie wiąże się z kwestią faktów, lecz raczej umowy społecznej i przyzwyczajeń naszego umysłu”. Nieco dalej poznajemy reguły gry zaproponowanej przez autorkę „Biegunów”: „Gra polega na wybraniu paru stwierdzeń na temat świata, które wydają się oczywiste i nieredukowalne. Następnie należy poddać je podejrzliwym oględzinom, szukając dziur i pęknięć. Trzeba starać się być nieufnym i jednocześnie pozwolić pracować wyobraźni. I pamiętać, co powiedział Blake: wszystko, co jesteśmy sobie w stanie wyobrazić, jest jakimś rodzajem prawdy”. W kolejnych akapitach eseju-gry autorka mierzy się z 10 przykładowymi „oczywistymi tezami inercyjnymi” (np. podstawową komórkę społeczną tworzy rodzina, rozmnażanie się jest dobre i pożądane, religia jest dobrem wspólnym, alternatywne źródła energii są drogie) i przeciwstawia im heterotopijne antytezy (w heterotopii więzi tworzy się raczej z chęci i wyboru niż z konieczności, rodzicielstwo jest przywilejem, a dzieci nie są własnością rodziców).

Czy nasz świat mógłby być skonstruowany zupełnie inaczej? Dlaczego jedne „prawdy” uznajemy za oczywiste i posłusznie się na nie godzimy, a inne automatycznie odrzucamy? Czy możemy to zmienić? Czy czeka nas rewolucja, przynajmniej w sferze myśli? W jaki sposób podawać w wątpliwość najbardziej oczywiste paradygmaty? Jak uwolnić się od intelektualnego lenistwa i bierności? Takie właśnie – raz mniej, a raz bardziej poważnie traktowane – ćwiczenia w podważaniu oczywistości i przeciwstawianiu się inercji myślenia Olga Tokarczuk proponuje czytelnikom nie tylko w cytowanym eseju, ale także na kolejnych 160 stronach „Momentu niedźwiedzia”. „Skoro można pomyśleć, że może być lepiej, to znaczy, że już jest lepiej” – oto istota niełatwego, ale jakże potrzebnego optymizmu pisarki, która w ten sposób zachęca do nieustannej gimnastyki umysłu.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.