ŚLEDZTWA RUDEGO KOTA:  Mroczna Olandia
Johan Theorin / fot. Arild Vågen, Wikimedia Commons CC

ŚLEDZTWA RUDEGO KOTA:
Mroczna Olandia

Tomasz Fiałkowski

Możemy tam zajrzeć, nie ruszając się sprzed komputera. Dzięki Google Earth wędrujemy skrajem rozległej wapiennej równiny, nieco monotonnej i porośniętej skąpo, choć latem rozkwitającej mnóstwem kolorów

Jeszcze 1 minuta czytania

To alwaret w południowej części Olandii, drugiej co do wielkości wyspy Szwecji, obszar wpisany dekadę temu na listę światowego dziedzictwa Unesco dla ochrony rzadkiej roślinności stepowej i cennych stanowisk archeologicznych.

Alwaret odgrywa istotną rolę w pierwszej i trzeciej powieści Johana Theorina (rocznik 1963), Olandczyka po kądzieli, dziennikarza, który jako autor kryminałów zadebiutował w roku 2007 „Zmierzchem”. Rok później wydał „Nocną zamieć” (wydanie polskie 2010), a po dwóch kolejnych latach „Smugę krwi”, której tłumaczenie właśnie otrzymaliśmy. Powieści te wraz z czwartą, jeszcze niewydaną, tworzyć mają „kwartet olandzki”, złączony nie tylko scenerią bałtyckiej wyspy, ale i postacią Gerlofa Davidssona, emerytowanego kapitana statku, obserwatora i komentatora wydarzeń, który jednak w finale zwykł się w nie włączać.

Johan Theorin, „Nocna zamieć”.
Przeł. Bogumiła Ratajczak, Czarne, Wołowiec,
464 strony, w księgarniach od stycznia 2010
„Kwartet olandzki” mógłby też nosić inny tytuł, mianowicie „kwartet gotycki”. Książki Theorina, choć główny nurt ich akcji toczy się współcześnie i podejmują kwestie jak najbardziej aktualne, równocześnie zakorzenione są w tradycji romantycznej powieści grozy. Dotyczy to i wątków fantastycznych, które wprawdzie znajdują racjonalne wytłumaczenie, ale pozostawiają poczucie, że nie wszystko da się objaśnić „mędrca szkiełkiem i okiem”,  powikłanych relacji między postaciami i roli, jaką pełni sztafaż krajobrazowy oraz siły natury.

Najmocniej może widać to w „Nocnej zamieci”, gdzie centrum akcji stanowi gospodarstwo Åludden, wzniesione w połowie XIX wieku na północno-wschodnim wybrzeżu Olandii dla latarników obsługujących dwie bliźniacze latarnie morskie. Historia Åludden, którą stopniowo poznajemy (nie wiedząc zresztą, na ile opiera się ona na faktach, na ile zaś stanowi wytwór wyobraźni pewnej malarki), losy postaci, których imiona wyryto na deskach drewnianych ścian starej szopy, tworzą wątek paralelny do dramatu obecnych mieszkańców domu. A w scenie finałowej, która dzieje się w przeddzień wigilii Bożego Narodzenia, podczas fåku, czyli tytułowej śnieżno-lodowej zamieci, nieokiełznana natura jest pełnoprawnym aktorem opowieści.  

„Zmarli zbierają się co zimę, aby uczcić Boże Narodzenie. Jednak pewnego razu ich spokój zakłóciła niezamężna staruszka. Zegarek jej stanął, wstała więc wcześnie i w środku bożonarodzeniowej nocy poszła do kościoła. Dobiegł jej szum głosów, jak podczas mszy. Było tam pełno ludzi. Nagle dostrzegła swojego narzeczonego z młodości, który utonął przed wieloma laty, a teraz zasiadał w ławce z innymi”.

Szwedzka legenda, umieszczona jako motto „Nocnej zamieci”, już na początku sugeruje czytelnikowi ów fantastyczno-romantyczny klimat. Tyle że źródło tragedii Joakima Westina, nowego właściciela Åludden, jest mało romantyczne: to narkomania jego siostry Ethel, nałóg, który młodą dziewczynę całkowicie zniszczył. Nie dajmy się łatwo zwieść podsuwanym przez Theorina tropom: dwaj bracia-złodzieje odbywają wprawdzie przed każdym „skokiem” seans z planszą ouija, naradzając się z duchem Alaistera Crowleya, ale to ich w żaden sposób nie uwzniośla...

Johan Theorin, „Smuga krwi”.
Przeł. Barbara Matusiak, Czarne, Wołowiec,
456 stron, w księgarniach od marca 2012
Także i w „Smudze krwi” łatwo dostrzec podobny kontrast. Vendela Larsson, nieszczęśliwa żona autora popularnych poradników, wędruje po alwarecie szukając wsparcia zamieszkujących go wedle legendy elfów. Tytułowa smuga odnosi się do krwawego zabarwienia warstwy skał w kamieniołomie – rzekomego śladu bitwy elfów z trollami. Jednak problemy trapiące Pera Mörnera, główną postać książki, nie mają wiele wspólnego z mitologią skandynawską. Jego ukochana córka cierpi na rzadki nowotwór, który w dodatku umiejscowił się koło aorty, a jego nieco mniej ukochanego starego ojca ktoś chce zabić. Motywy zabójcy mają zaś niewątpliwie związek z przeszłością Jerry’ego Mörnera, człowieka dosyć paskudnego, choć teraz chorego i nieszczęśliwego. Jerry był kiedyś jednym z największych w Szwecji wydawców pism pornograficznych i producentem takichż filmów, w których aktorzy i aktorki dla większego realizmu uprawiali seks bez zabezpieczeń...

Umiejętny melanż niesamowitego, „gotyckiego” nastroju i drastycznego czasem realizmu, przewrotna demaskacja zmitologizowanej przeszłości, wyróżnia powieści Theorina ze wzbierającej wciąż fali kryminałów skandynawskich. No i umie on budować efektowne sceny finałowe! W dodatku finał „Smugi krwi” odbywa się w Noc Walpurgi – owo pogańskie święto właśnie obchodziliśmy, jest więc jeszcze jeden powód, by polecić tę powieść. A „Nocną zamieć” polecam jeszcze bardziej! 


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.