„Wszyscy święci” w reż. Farugi
zdj. Marta Ankiersztejn / mat. teatru

„Wszyscy święci” w reż. Farugi

Dorota Kowalkowska

Gdyby nie absurdalny dowcip Farugi, czarny humor i lekkość, spektakl „Wszyscy święci” mógłby być nie do zniesienia

Jeszcze 2 minuty czytania

„Gówno jest większym niż zło problemem teologicznym”. Suszarka do grzybów to podstawowe wyposażenie każdego kolekcjonera używanych hostii. A na własny pogrzeb najlepiej ubrać się samemu, jeszcze za życia. W tak przyjemnej aurze purnonsensu, Wojciech Faruga buduje swój spektakl o nieprzyjemnych odmianach specyficznej polskiej religijności i fundującym je resentymencie. „Wszyscy święci” to przestroga przed duchowym samozatruciem, od którego tylko krok do samozapłonu. 

Portret rodzinny we wnętrzu kościoła

Bardziej – portret kościoła we wnętrzu rodziny. Właściwie dwóch rodzin oraz rekonstruktora świętych figur i księdza z przyczepioną do sutanny bombą. Bohaterów, w znacznej mierze wywiedzionych z „Żywotów świętych osiedlowych” Lidii Amejko, trochę z filmów Petera Zelenki,  trochę z serialu „Alternatywy 4”, reżyser umieszcza we wspólnej przestrzeni. Kuchnia, pokój dzienny i gabinet lekarski, niby oddzielne, w istocie połączone i przechodnie, tworzą dziwną, przypominającą kościół triadę. Realistyczna scenografia Agaty Skwarczyńskiej to kompozycja szkatułkowa, w której kolejne porządki, widziane jak przez okna mieszkań w bloku,                        ingerują i nakładają się na siebie. Niczym w „Tangu” Zbigniewa Rybczyńskiego, ktoś ciągle wchodzi i wychodzi, snuje się i przemyka, powraca ze swoją czynnością.

Wojciech Faruga/ Jarosław Jakubowski
 „Wszyscy święci”, reż. W. Faruga
. Teatr Polski
w Bydgoszczy, premiera 13 kwietnia 2012
Rodzina jest modelem, na którym Wojciech Faruga i Jarosław Jakubowski (współautor tekstu) badają duchowe szaleństwo; życie rodzinne/dom interesuje ich jako przedmiot swoistej „genealogii moralności”. Pod jednym dachem spotykają się więc wypalony zawodowo psychiatra (Roland Nowak), jego żona – pielęgniarka (Małgorzata Trofimiuk), niedoszła samobójczyni owładnięta paranoją ciągłego sprzątania oraz jej dorosła córka (Magdalena Łaska), posyłająca z kuchni wprost w świat filmy o zbieranych hostiach i tanich lakierach do paznokci. Obok nich żywot równie mało bajkowy wiedzie małżeństwo z dorosłym synem Areczkiem (Jakub Ulewicz), przewijającym chorą matkę (Alicja Mozga), i z ojcem (Jerzy Pożarowski) wgapionym w telewizor. Na wgląd w ich relację pozwala cudowne ozdrowienie matki, która wstaje z łóżka, by zrobić synowi awanturę za nieodpowiedni strój na jej pogrzeb i zadbać o odpowiedni dla siebie. Co i rusz rytm życia domowego zakłóca ksiądz (Mateusz Łasowski), aby opowiedzieć o surrealistycznych wręcz patologiach swojego dzieciństwa, które zainspirowały go do kapłaństwa i zdetonowania na sobie ładunku wybuchowego. Bo ładunku emocji unieść już nie może. Absurd podbija podejmowana przez rekonstruktora próba zawiśnięcia na krzyżu i ekstatyczne opowieści o legendarnych męczennikach.

I tu Faruga podkłada małą bombę. Wszyscy ci drżący-cierpiący, zasiedziali w światku z lekka zapyziałym, nad którymi tylko łzy współczucia wylewać, uchodzą i uchodzić pragną za męczenników swej uświęconej rutyną i nieszczęściem codzienności. Ale oni pod męczenników się podszywają, będąc raczej ludźmi resentymentu. Męczeństwo bowiem ze swej definicji to cierpienie lub śmierć powodowane wiernością zasadom wiary. Bohaterowie „Wszystkich Świętych” takiego świadectwa dać nie mogą, bo wiarę dawno utracili – w małżeństwo, w sens pracy, w samorealizację, w Kościół. A wybór tego ostatniego często jest wyrazem kompensacji nieudanego życia rodzinnego czy niskiego poczucia własnej wartości. 

Marzeń moich nie zna nikt

Śpiewała Violetta Villas, której dewocyjność w ostatnich latach wpadała w ucho bardziej niż piosenki. Naznaczona nią była większość wypowiedzi artystki, zwłaszcza tych o dobrym Bogu strzegącym przed ludźmi złego systemu, którzy złamali światową karierę gwiazdy – później Świętej Violetty od Psów i Kotów. Znamienne, że pielęgniarka ze spektaklu Farugi tańczy właśnie do tego utworu. Niespełnione marzenia, majaki, pretensje nie mogąc wyrazić się już żadnym czynem, zamieniają się w nieproporcjonalną wrogość. „Wszyscy święci” z Bydgoszczy stanowią exemplum „moralności niewolników”, o której pisał Nietzsche. Apriorycznie negującej wszystko, co istnieje poza nią i na negacji opierającej swoją kreatywność. Dlatego szykująca się na własny pogrzeb matka rozczarowanie życiem przerzuca na syna, który nie tylko wygląda „jak dziad”, ale bez jej pomocnej dłoni oraz bolesnej męki nie przeżyłby pewnie kolejnego dnia. Jej uwaga na temat ubioru zamienia się w pełną szału litanię zawiedzionych oczekiwań.  

zdj. Marta Ankiersztejn / mat. teatru

O myleniu potrzeby świętości z potrzebą ekranu i referencji społecznej mówi Faruga. Dlatego trudno rozeznać, co skrywa wizyta córki psychiatry w gabinecie ojca. Jej mocno wychylona głowa jakby odkleja się od reszty leżącego na biurku ciała, widać tylko wykrzywiające się w wysiłku mówienia usta i bezzębność. Do kogo należy głos przemawiający przez dziewczynę w tej przywołującej Beckettowskie „Nie ja” scenie? Może to efekt hipnozy, oczyszczenie, akt epifanii? Czy teatr? Zgrywa? Sztuczka magiczna, którą można zamieścić na videoblogu. Tylko gdzie jest kamera? 

Wysłuchaj nas Panie

Ale pana stojącego na telewizorze, z bombą przy sutannie, nie wszyscy słuchają. Ojciec Areczka bardziej wpatrzony jest w „ambonę”, z której kapłan przemawia. Ten telewizor ma w końcu swoją historię, może nawet pamięta pierwsze pielgrzymki Papieża Polaka do ojczyzny. Przemawianie „z telewizora” to fantazja fanatyka, który lepiej czułby się w konfesjonale Ewy Drzyzgi niż w tym kościelnym. Pomysł wysadzenia się jest spektakularny, wszak z każdą groźbą naciśnięcia na guzik, wszyscy domownicy zatrzymują się w jednym momencie, podnosząc różne przedmioty. Jak trwoga, to do Boga? Czy taki właśnie jest przepis na stworzenie wspólnoty? Do wybuchu nie dojdzie, nie jest to bowiem akt straceńczej wiary, lecz niewiary w swoją ludzką wartość.

zdj. Marta Ankiersztejn / mat. teatru

Jeśli myśleć, że gromadka „maluczkich” została przez Farugę wybrana jako reprezentacja polskich wiernych, pewnie konieczna byłaby dogrywka „Oburzonych” (do tak zatytułowanego nurtu spektakli TPB dołączył jego przedstawienie). Nie sądzę, aby reżyser miał zamiary uniwersalizujące  –  celem jest raczej opowiedzenie komiksowej przypowieści. Gdyby nie absurdalny dowcip Farugi, (który można było poznać wcześniej między innymi w bardzo ciekawym „San Fernando Valley”), czarny humor i lekkość, spektakl „Wszyscy święci” były pewnie nie do zniesienia. Ale jest i to bardzo. Także dlatego, że władają nim znakomite aktorki. Rzadko obsadzane Małgorzata Trofimiuk i Alicja Mozga dostąpiły łaski i chwała Farudze, że uchylił tę klauzurę zakonną. Iskra poszła. 


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.