Jeszcze 1 minuta czytania

Małgorzata Łukasiewicz

ALFABET
„CZARODZIEJSKIEJ GÓRY”:
E jak Ero(t)ica

Małgorzata Łukasiewicz

Małgorzata Łukasiewicz

Gdy umarł Joachim Ziemssen – a przypomnijmy, że umarł po żołniersku i mężnie, choć na sanatoryjnym łóżku – pani Stöhr wykrzykiwała „bohater, bohater” i domagała się, „aby nad jego grobem wykonana została «Erotica» Beethovena”.

Kalambur, co tu dużo gadać, jest przedni. Minimalny zabieg, a efekt kolosalny. Dodanie jednej zaledwie litery zmienia całkowicie znaczenie, ba, wywraca wszystko na opak.

Ten kalambur nie pada jednak z ust wyrafinowanego dowcipnisia, lecz z ust pani Stöhr, która zażywa opinii nieznośnej baby, zawsze wyrywa się z czymś niestosownym i lubi zadawać szyku używaniem słów albo wyrażeń niby to świadczących o ogładzie, tyle że zawsze albo fatalnie je przekręca, albo stosuje niewłaściwie. Erotica zamiast Eroiki to zatem nie celny kalambur, ale błędne użycie, przejęzyczenie, tzw. malapropizm. Pod tym względem pani Stöhr ma szereg godnych poprzedników literackich – zwłaszcza u Szekspira.

Przypadek pani Stöhr od początku daje Castorpowi do myślenia: jak to możliwe, by choroba szła w parze z głupotą, skoro choroba powinna człowieka wysubtelniać. Związki między chorobą a poznaniem i samopoznaniem należą do głównych wątków powieści. Mann wypowiadał się na ten temat także przy innych okazjach, np. pisząc o Dostojewskim, o Schillerze, o Nietzschem czy o teoriach Freuda.

Właśnie od Freuda wiemy, że rzekome nonsensy, które nam się wymykają w mowie, mogą mieć sens, ukryty głęboko w mechanizmach gry świadomości i podświadomości. W „Psychopatologii życia codziennego” i we „Wstępie do psychoanalizy” Freud przytacza i analizuje setki takich przejęzyczeń, w tym zaczerpniętych z literatury.

Ten akurat eksces pani Stöhr to freudyzm do kwadratu. Podstawienie  erotyki w miejsce heroizmu streszcza przecież – w grubym uproszczeniu – tezę, że podłożem ludzkich zachowań, także tych najbardziej szacownych i bohaterskich, są motywacje seksualne.

Pierwsza styczność Manna z Freudem datuje się na rok 1911: w „Śmierci w Wenecji” widać refleksy szkicu Freuda o „Gradivie” Wilhelma Jensena. W „Czarodziejskiej górze” psychoanaliza ma swego rzecznika w doktorze Krokowskim, którego prelekcje nasycone są treściami przejętymi z „Trzech rozpraw o teorii seksualnej”. Bardziej szczegółowo z teorią psychoanalityczną Mann zaznajomił się po 1925 roku, choć nie jest jasne, czy sam studiował odnośne prace, czy też znał je z licznych już wówczas omówień.

Mann widział we Freudzie bezpośredniego następcę Schopenhauera i Nietzschego, doceniał wagę psychoanalitycznego przełomu. Musiało go zajmować to, co Freud miał do powiedzenia o archaicznej wierze w magiczną moc języka, o anamnezie, o identyfikacji z mitycznymi wzorami, o chorobie jako drodze poznania.

W 1929 roku w Monachium wygłosił mowę o miejscu Freuda we współczesnej kulturze, w 1936 roku przemawiał w Wiedniu z okazji osiemdziesiątych urodzin Freuda. Ale zarazem żywił pod adresem psychoanalizy pewne zastrzeżenia czy obawy. Z  1916 roku pochodzi notatka: „Freud postępowo-destrukcyjny, jak cała psychologia. Sztuka staje się niemożliwa, gdy się ją przejrzy na wylot”.

W „Czarodziejskiej górze”, po zakończeniu seansu spirytystycznego, Hans Castorp odbiera Krokowskiemu klucze. Ten gest może mieć swoje uzasadnienie w konkretnej sytuacji, ale klucze to klucze i zawsze mają w sobie coś symbolicznego, a ich odebranie – coś z aktu przejęcia władzy. W przemówieniu na osiemdziesięciolecie Freuda jest podobnie – berło terapii, która tu utopijnie rozciąga się na całą ludzkość i budzi nadzieje lepszej, szczęśliwszej przyszłości, wkłada Mann raczej w ręce artysty niż uczonego i lekarza.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.