wiersze

Maciej Melecki

No nic

Chłód pozbawiony kierunku, chłodno wszędzie, chłodno po
Wyjściu i przejściu. No nic. No wszystko. Wszędzie i nigdzie, [tegoDnia, kiedy jesteś na przemian ogrzewany i pomijany,
Zauważany w dziesiątkach spojrzeń, zaczepiany [roszczeniamiInnych, żyjących pod, nie na, i nie nad, żyjących wiecznie [podSpodem tej przezroczystej tafli, po której poruszamy się
Markowanym, pewnym ruchem, po omacku do końca, nie [wiedzącGdzie, wiedząc tylko dokąd. A więc poczta, a więc urzędy, [hale,Biura i ulice. A więc dookoła osi, i tylko poziomo, i nie na
Ukos, lecz prosto, a potem w prawo. Żegnaj parciana [przygodo,
Żegnaj się i nie powracaj w amulecie pustki, zaćmie [spylonegoDna, boś pozbawiona planu dalszej obecności gry. Taka [wiązanaJest z tobą nadzieja. Taka jest twoja rejestracja w parku
Sztywnych pojęć i wyobrażeń. Wydmy czasu nie mają [strony.Wklęsłe próby zawieszenia jego pracy. Stoisz pośrodku i
Zawsze przedzielasz wchłaniającą zamieć. Taka specyfika.
Takie sprowadzenie. Rosnące rozrzedzenie. No nic, jeszcze [nie teraz,Jeszcze raz odwleczenie pułapu, odroczenie ostatniego [wyboru,Jeszcze teraz wszystko możliwe na opak, wodzące na [pokuszenieObrazy dalszych perturbacji z niedosytem wrażeń, które

Przytępiły czujność, wnosząc gładki spokój w dawkowane
Snami kolejne przypuszczenia, co do możliwości trwania, ale [to nic,To tylko jękliwe popiskiwania, wyłączone na chwilę wtyczki,
Opar snującego się swądu, to tyle, bo potem i tak postać
Biała na śnieżnym tle. Kawałek po kawałku, skracany przez
Coś oddech, nachodzenie na siebie ścian, zwężający się [korytarz.No nic, oddaj, co masz. Spakuj się w nocy, by potem tylko
Parę godzin, i dalej już tylko sam, na przestrzał torów, bez
Pożegnania, blisko stukotu, by dalej, na sam przód, na
Północny wschód, w nowe, choć z zakalcem próżni, widoki,

Do innych, do tych samych komórek, białoszarych podrygów
Niejednych ust, bez ustanku, bez konkretnego schronienia, [naProgu pewnych, lecz niewywołanych sytuacji, kiedy będziesz
Promieniował sobą w inne czeluści, w sitka sinych [zawieruszeń,Na okrągło, na przemian, aż do wypatrzenia sowitego [znużenia,Na krawędzi nieskończonych wahnięć, bez potrzebnego [hasła,W natarczywym pukaniu, zerwanym wreszcie ciągu [manewrującychTobą mniemań. Kółko i krzyżyk. Jedno w drugim. Drugie [bezNiczego. Doskonale obok, niepotrzebne, nieskreślone, [chciwieWymieniane. Nieznany początek, lecz znane zakończenie. Po
Staremu i na nowo. No nic, nic takiego, no właśnie nic.

1342

Pola toku

Odjęty, prędkim zimnem wywęszony, jak białko upuszczone
Ścięty, w ledwo uchwytnym rozproszeniu nawiązując [łączność,Przy ścianach umiejętnie zastępujących mur, przy murze
Zazwyczaj, aż po pierwszy kąsający ruch, jesteś bielmem
Klina, ryglem bez blokady, wizjerem, przez który zagląda

Chyża źrenica pustki. Stąd nie ma już odwrotu, nawet z
Najdalszego wysypiska rodzących się urojeń prowadzi tylko
Jedna droga, nie przecięta inną ścieżką, droga, która
Zawsze biegnie w dół, w nieoczywisty spad pewnej wiedzy,
Że zawsze jest za daleko, bo zawsze stępia cię kant.

Są bowiem jeszcze niewskrzeszone sfery innego bycia na
Skraju tej deski świata, pulsujące pod dnem każdej płachty
Nocy okiem twego zatracenia, i mrowiejące jak szpik
Domniemania dominium ostatnich, skancerowanych lat,
Wchodzą w owe sfery rdzawych zwidzeń, na potrzeby [granicznej
Jawy, której wciąż brakuje steru, ryz ze skasowanych pór
Czy miesięcy. A wtedy ponad wszelką widzialność wkrada
Się przebłysk, co rozsnuwa całą, rosłą wizję wczesnych
Starć, i tak układa się ten katalog przebić, zapełnia się zbiór
Koszykami echa, gdyż jesteśmy w linii donikąd prowadzącej,

Łakomie wciąganej przez otchłanne usta, i spod tej powłoki,
Dopiero kiedy mając na wyciągnięcie ręki pęd planet, [wydajemySię sobie odleglejsi niż w umownym znaku równości, [któregoDolna żerdź traci przyciąganie, niknie aż do skończenia,
I minus nas oddziela. Dlatego jestem coraz swobodniejszym

Urazem tego wszechpowidoku, sparowanym i odnawianym
Widmem sześciennego centymetra toku, bez którego niemo
Kradłby nas każdy, szatkujący gest, bez którego każde
Chcenie nie nakłuwałoby kolejnej cętki na skórze przyszłej
Zapowiedzi skierowania gdzie indziej kroku, poza jego [przepaść.
Taka jest ekonomia tych taksujących się ujęć, zwykła [ćwiartkaOłowianych chmur, spod których wszystko to się wymyka,
Na małych rondach i w żmudnych rundach, kiedy [powtarzaneSą czynności za czynnością, rzekomo potrzebne dla [równowagi,Której i tak już nic nie ma, utrzymania takiego kąta [pochylenia.

1343

Okoliczności wierszy

Oba wiersze powstały w drugiej połowie 2007 r. Kiedy je przepisałem i zredagowałem na początku 2012 r., byłem nieco nimi zdziwiony, albowiem okres, w którym powstały, nie należał w moim życiu do przesadnie złych bądź – analogicznie – udanych. Jak więc bywa z wierszami najczęściej, antycypowały najprawdopodobniej moroczny dla mnie rok 2008 i 2009 – dwa, jak dotąd, najfatalniejsze lata mojego życia, co było najzapewniej spowodowane emocjonalnym i egzystencjalnym krachem, a także zbliżającą się czterdziestką. Wiersze te są dla mnie kolejnymi dowodami na mądrość pisma – które jest dalekosiężnym rzutem w przyszłość, ale zarazem zapisem tektoniki danych chwil i emocji, nieuzewnętrznianych inaczej, jak właśnie za sprawą wewnętrznego wiru, który jest przeniesiony na treść zacierających się naracji. Tytuł wiersza drugiego posłuży mi w niedalekiej przyszłości jako tytuł kolejnego tomu wierszy. Tak więc w początkach znamy zakończenie.

fot. W. KluszczyńskaMaciej Melecki – ur. 1969, autor tomów wierszy: „Te sprawy” (1995), „Niebezpiecznie blisko” (1996), „Zimni ogrodnicy” (1999), „Przypadki i odmiany” (2001), „Bermudzkie historie” ( 2005 ), „Zawsze wszędzie indziej – wybór wierszy 1995 – 2005” (2008), „Przester” (2009), „Szereg zerwań” (2011). Laureat Literackiej Nagrody Czterech Kolumn (2010) i Poetyckiej Nagrody Otoczaka `2009 –  przyznawanej za najlepszy tom wierszy w danym roku (2010).  Mieszka w Mikołowie.