„O dobru” Strzępki i Demirskiego
Teatr Dramatyczny w Wałbrzychu

„O dobru” Strzępki i Demirskiego

Dorota Kowalkowska

W najnowszym przedstawieniu Demirski i Strzępka zawarli rozczulająco prostą, a zarazem śmiertelnie trudną do wypowiedzenia myśl: bez wsparcia innych i beznadziejnej w to wsparcie wiary, nie pójdziemy dalej

Jeszcze 2 minuty czytania

Odmieniany przez wiele przypadków protest stanowi punkt zapalny tej scenicznej wypowiedzi. Po pierwsze – jako sprzeciw środowiska teatralnego wobec nierozważnej polityce kulturalnej miast, zwłaszcza – dezynwolturze urzędników Dolnego Śląska i Warszawy. Do protestu już we wstępie odwołuje się ucharakteryzowana na Amy Winehouse Agnieszka Kwietniewska, która ze łzami w oczach zapowiada marne widowisko – owoc niedostatecznej obecności na próbach twórców, zajętych udziałem w debatach i zbieraniem podpisów pod listem poparcia. Niby to wyprzedzając reakcje widzów, mówi o słabości przedstawienia i o związanym z nią wstydzie, czym rozpoczyna autoironiczną grę. Grę, która na szczęście nie okazuje się błyskotliwym asekuranctwem z gatunku „świadomość błędu usprawiedliwia błąd”. 

Paweł Demirski „O dobru”, reż. Monika Strzępka
Teatr Dramatyczny w Wałbrzychu, premiera
27 kwietnia 2012
Odgrywający wiele ról, przedzierzgający się z postaci w postać, po brechtowsku zdystansowani  aktorzy, występują tu przede wszystkim z imienia. Gosia, Roza, Kwiecia, Mirka, Andżela, Kłak i Filip – mimo scenicznej umowności sytuacji, w której się znajdują, reprezentują konkretne, nie-anonimowe i nie-jednostkowe interesy. I mówią, że nie chodzi im tylko o teatr. O co więcej? – to próbują rozstrzygnąć podczas terapii. Spotykają się w Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej, w 2016 roku, po tym, jak przez świat przeszła już antybankierska rewolucja, a protest środowiska teatralnego stał się wspomnieniem bohaterskiej, nieodżałowanej przeszłości – wielkiej, choć równie potężnej co sklejany model dinozaura zainstalowany przez Michała Korchowca na środku porośniętej trawą świetlicy.

Wśród pacjentów spotykamy między innymi legendarny duet amerykańskiego dziennikarstwa śledczego – Boba Woodwarda i Carla Bernsteina, pracownicę korporacji, zmartwychwstałą piosenkarkę, społeczną aktywistkę czy reżyserkę, która nie radzi sobie w radiowej audycji. Agresja wylewa się z nich jak darmowa zupa z plastikowej miseczki, którą najedzone dzieci wytrącają z rąk tych nienajedzonych. Właśnie w takiej scenie, świetnie zbudowanej przez Rozalię Mierzicką i Filipa Perkowskiego, twórcy podejmują kwestię tego, czego i od kogo można się domagać. „Trzeba się nauczyć coś móc chcieć żądać poprosić” – mówi prowadząca terapię. W odpowiedzi Mirka prosi widzów o przygotowanie jajecznicy. Nikt sam się nie wyrywa, ale ktoś wyłoniony z tłumu – nie odmawia. Może więc chodzi o to, aby pytać właściwą osobę? Nawet jeśli właściwą okaże się dopiero setna.

W „O dobru” Demirski i Strzępka mówią wyraźnie, że konstrukty medialne domagają się zmiany, strategie komunikacyjne w przestrzeni publicznej – mocnej ingerencji, a przede wszystkim – mocno stąpających po ziemi dyskutantów. Stąd w spektaklu postać reżyserki, która nie radzi sobie w radiowej audycji. Nawiązanie do rozmowy twórców z Grzegorzem Chlastą w TOK.FM, zakończonej awanturą, jest tu ważne z wielu powodów. Między innymi dlatego, że – co można wyczytać z komentarzy internautów wypowiadających się w wielu miejscach – burzliwa audycja niemal w tym samym stopniu skupiła uwagę odbiorców na argumentach uczestników, co na ich języku. Debata o proteście zamieniła się niejako w debatę o języku, z której można dowiedzieć się między innymi tego, że reżyserce z Paszportem – niczym dziewczynie z perłą – przeklinać nie wypada. Kultura ma swoje zasady. I właśnie je negocjują artyści, sabotując przestrzeń medialną swoim nieznoszącym eufemizmów językiem.

Teatr Dramatyczny w WałbrzychuZbyt łatwo kupujemy i wspieramy formaty medialne. Tak jak zakupem biletów na koncert w Belgradzie, wspieraliśmy słowa menadżerki Amy Winehouse, że narkotyki wzmacniają struny głosowe i rozbudzają pieśniarski temperament. Ukazany w spektaklu spór między wokalistką a Sony Entertainment (Mirosława Żak) pokazuje nie tylko rozdźwięk między potrzebami i możliwościami osób a pragnieniami rynku, ale także, choć dość przekornie, piętnuje tresurę artysty na kapitalistycznej scenie. Odegrana przez Agnieszkę Kwietniewską biała ścieżka kariery i postępujący wraz z kolejnymi koncertami upadek, mimo parodystycznego tonu, uderza realnością. Powraca napięcie, które znamy z YouTube’a , perwersyjne szukanie podobieństw i różnic. To wszystko ucięte zostaje pytaniem: „czemu nie przejmujesz się ćpunem z dworca, tylko przejmujesz się nią?”. Czyżby dlatego, że wzruszająco zdolnym młodym paniom mniej z upadkiem do twarzy? A może zdążyliśmy już oswoić to zdrapywanie tatuaży i chwianie się na wysokich szpilkach? Kwietniewska przerywa „Rehab” i pyta, czy dobrze. Nieźle – reagujemy na znany nam obraz. 

W końcówce spektaklu widzowie dają się namówić aktorom na opuszczenie teatralnego budynku i zaśpiewanie hymnu kibiców FC Liverpool wokół ogniska. Ogniska nas grzeją od zawsze – w okopach, harcerskich obozach, na kolonijnych wycieczkach. Dostajemy więc konwencjonalny obrazek wzruszenia, szczęśliwe zakończenie – właśnie tak powinno wyglądać dobro. I nawet sceptycy, co w wyreżyserowany happy end nie wierzą, dają się namówić na wyjście z teatru.

Pytanie, czy pod pragnieniem krzepiącej puenty mamy wiarę w jej realną moc? Wzruszajmy się, mówią twórcy, ale wyciągajmy ze wzruszenia, którym kraj nasz stoi, wnioski.

Gdy czytam list protestu, pod którym się podpisałam, mam wątpliwości. Nie co do tego, czy podpisać się było warto, ale do ujęcia w nim relacji teatru i rynku, wedle której teatr, chcący działać ponad prawami rynku, mógłby działać niejako poza nim.  Nieprecyzyjne to o tyle, że widz, który od roli klienta woli rolę dyskutanta, musi kupić bilet. Rzecz w tym, żeby nikt nikomu nie narzucał, na co ten bilet ma kupić i aby kompetentnie tworzona oferta uwzględniała obywatela, który też jest klientem, nie odwrotnie. Dlatego też „O dobru” czytam jako komentarz do wzruszenia z konsolidacji teatralnego środowiska, kierowanego wspólną i czystą intencją, umiejącego reagować szybko i zdecydowanie. Strefa teatralnego kibica jest bowiem strefą wspólnego interesu.

Dlatego:


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.