Widownia żelkożerców
„Śpij”, reżyseria Alicja Morawska-Rubczak. Teatr „Baj”, premiera marzec 2012 / fot. K. Bieliński

Widownia żelkożerców

Rozmowa z Alicją Morawską-Rubczak

Nie róbmy z teatru dziecięcego pakietu edukacyjnego, bo nie taki jest jego cel. Teatr dla „najnajów” to miejsce, w którym mogą wydarzyć się rzeczy niezwykłe. I sztuka, często bardzo nowatorska

Jeszcze 3 minuty czytania

DOROTA KOWALKOWSKA: Zapanował bum na teatr dla „najnajmłodszych”. Nawet „Poradnik Domowy” niedawno poświęcił mu artykuł.  Zdaje się, że po pięciu latach istnienia zjawiska w Polsce możemy mówić nie tylko o coraz większej świadomości tego nurtu, ale o modzie, która na niego nastała?
ALICJA MORAWSKA-RUBCZAK: Absolutnie tak. Bardzo się cieszę, że artykuł w „Poradniku Domowym” został napisany przez bardzo rzetelną osobę (Katarzynę Gliwińską – przyp. D.K.), która ten teatr zna, widziała kilka spektakli i nie idzie tylko za modą, ale pokazuje czytelnikom „Poradnika…”,  dlaczego ta dziedzina jest interesująca. Świadomość tego teatru w Polsce jest coraz większa. Z jednej strony na robienie spektakli „najnajowych” decydują się tacy reżyserzy jak Paweł Łysak, a z drugiej – towarzyszy temu rozwój refleksji krytycznej. A Skandynawowie na przykład w ogóle tego zjawiska teatru dla najnajmłodszych nie widzą, bo dla nich otwarcie się na dzieci, granie w żłobkach są zbyt oczywiste, żeby je wyróżniać.

Polski teatr inicjacyjny jest na bardzo wysokim poziomie. A poznański Teatr Atofri jest w czołówce światowej. Wielką rolę w upowszechnianiu zjawiska odgrywa poznańskie Centrum Sztuki Dziecka, propagujące tematykę sztuki dla najmłodszych dzieci, organizator jedynego „najnajowego” festiwalu w Polsce („Sztuka szuka malucha”). Pięć lat temu Zbigniew Rudziński sprowadził pierwsze spektakle La Baracci do Polski, popularyzował nurt. Centrum było też producentem „Układanki” Roberta Jarosza. Jest coraz lepiej, robi się modnie, a słowo „najnajmłodsze” przestało być traktowane jako błąd.

„Pan Satie”, scenariusz, reżyseria, opracowanie muzyczne: Beata Bąblińska, Monika Kabacińska.
Teatr „Atofri”, premiera grudzień 2010

Czy możemy już wyznaczyć nurty teatru „najnajowego” w Polsce?
Jak najbardziej. Jeden z nich tworzy Teatr Atofri, bardzo konsekwentny plastycznie, estetycznie, monochromatyczny. Artystki często pracują z jednym materiałem, jak w „Panu Satie”, gdzie podstawą jest papier. W innym nurcie jest Honorata Mierzejewska-Mikosza, która robi spektakle w różnych teatrach i przeważnie operuje skomplikowanymi scenograficznymi machinami. 

ALICJA MORAWSKA-RUBCZAK

Krytyczka teatru dla dzieci i teatru lalek. Reżyserka „Śpij” – spektaklu dla najnajmłodszych. Kuratorka festiwali teatru dla dzieci, m.in. dwóch edycji małych Warszawskich Spotkań Teatralnych oraz projektu Stary Browar Nowy Taniec dla Dzieci.

Publikowała m.in. w „Teatrze Lalek”, „Teatrze”, „Didaskaliach”. Współpracuje z Instytutem Teatralnym w Warszawie, Centrum Sztuki Dziecka w Poznaniu. Blogerka.

Rozmawiałam z gośćmi zagranicznymi Polish Children’s Theatre Showcase, którzy widzieli mój spektakl „Śpij” oraz „Pokolorowanki” Honoraty i pytałam, czy jest to teatr mocno zapatrzony w model zachodni. Powiedzieli, że oba spektakle nie odbiegają poziomem od światowych produkcji, ale z drugiej strony jest w nich silne zwrócenie ku formie, co czyni polski teatr „najnajowy” wyjątkowym. Nasz teatr dla „najnajmłodszych” zakorzeniony jest w historii polskiego teatru dla dzieci, czyli w teatrze lalek. Natomiast brakuje w Polsce profesjonalnych przedstawień tańca współczesnego dla dzieci, również tych poniżej trzeciego roku życia. Na świecie ten nurt doskonale się rozwija, powstają intrygujące i perfekcyjne choreograficznie spektakle, jak chociażby „Ja, Ty, My” duńskiej grupy Åben Dans, który spotkał się z ogromnym zainteresowaniem widzów projektu Stary Browar Nowy Taniec dla Dzieci.

Krąży opinia, że oddziaływanie tego teatru jest iluzją, a pożytek z niego umiarkowany. Wiek od kilku miesięcy do trzech lat to szerokie widełki w rozwoju dziecka i różny odbiór teatru. Czy w Polsce prowadzone są na ten temat jakieś badania?
O tych widzach wiemy coraz więcej. I chodzi tutaj nie tylko o osiągnięcia psychologii rozwojowej, ale w ogóle o rozwój świadomego rodzicielstwa, który w Polsce jest bardzo wyraźny. Wystarczy przyjrzeć się blogom mam i tatów, poczytać „Ego Dziecka” czy „Qlturkę”, żeby przekonać się, że mamy masę specjalistów, którzy zajmują się różnymi dziedzinami sztuki i jako świadomi rodzice dzielą się swoim doświadczeniem. To jest bezcenne.

„Ja, Ty, My”, reż. Catherine Poher. Teatr Åben Dans

Musimy pamiętać, że każde dziecko to indywidualność, i nie możemy wrzucać go w mocno zakrojone ramy wyznaczone przez psychologię rozwojową. Dlatego też nie ma jednej recepty na tworzenie teatru dla „najnajmłodszych”. Tego widza trzeba się uczyć. Krzywdzi się dziecko, kiedy bierze się je na nieodpowiedni spektakl, na przykład, kiedy roczne dziecko zabiera się na widownię mrocznego spektaklu o Królowej Śniegu, gdzie jest mocny dźwięk, mocne światło. Można je bardzo podrażnić i wystraszyć. Malutkie dzieci mają zupełnie inaczej rozwinięty zmysł słuchu i za wysokie częstotliwości po prostu są dla nich szkodliwe.

Czego jeszcze nie można takiemu widzowi robić?         
Spektakle nie mogą być zbyt gwałtowne, nie może być za dużo kolorów, żeby nie wystawiać dziecka na nadmiar bodźców. Aktorzy muszą być wyczuleni na reakcje dzieci i na przykład bardziej zaopiekować się dzieckiem, które płacze. Ale dzieci wyrażają swoje emocje poprzez płacz, dlatego też nie przerażajmy się. Z kolei, gdy małe dziecko śpi, nie oznacza to, że coś mu się nie podoba, ale wskazuje na jego naturalną potrzebę. Dziecko w takiej sytuacji nie może też być oddzielone od rodzica i nie wolno uniemożliwić mu swobodnego powrotu, bo kontakt z rodzicem jest w tym okresie rozwoju najważniejszy. Wiemy też, jakie kolory i kształty działają na dzieci.

Przy całej tej wiedzy nie zapominajmy o sztuce. Nie róbmy z tego teatru pakietu edukacyjnego, bo nie taki jest jego cel. Tę rolę pełnią żłobki i coraz ciekawsze zajęcia z kreatywności, rozwoju polisensorycznego. W teatrze dla „najnajów” mogą wydarzyć się rzeczy niezwykłe i mogą wydarzyć się rzeczy, których rodzic by nie mógł doświadczyć gdzie indziej. Teatr dla „najnajmłodszych” jest jednak także sztuką i bardzo często są to nowatorskie spektakle.

TEATR NAJNAJÓW

Skierowany do dzieci w wieku od kilku miesięcy do lat 3. Na świecie istnieje od 30 lat. Zjawisko rozwinęło się w Bolonii w teatrze La Baracca Roberta i Valerii Frabettich, którzy rozpoczęli współpracę ze żłobkami. Roberto Frabetti rozwija sztukę storytellingu dla maluchów. Pionierami nurtu są Austria i Niemcy (np. Helios z Hamm), twórcy spektakli na wysokim poziomie artystycznym, często interdyscyplinarnych. Dania słynie z teatru tańca dla najnajmłodszych. W Polsce teatr „najnajów” rozwija się od pięciu lat. Jego popularyzację rozpoczął Zbigniew Rudziński z Centrum Sztuki Dziecka w Poznaniu, a wiodącymi praktykami są m.in. Teatr Atofri i Studio Teatralne Blum. Spektakle „najnajowe” w głównej mierze oddziałują na zmysły dziecka, są dla niego bezpieczne i grane w dużej z nim bliskości. Dzieci są ich uczestnikami. Przedstawienia dla „najnajów” przeważnie zamyka płynne przejście do wspólnej zabawy.

Niektórzy sądzą, że stworzenie takiego spektaklu to żadna filozofia, można go zrobić domowym sposobem. Światełko – pyk, kolorek – pyk, dźwięk – pyk, i jest. 
Jest oczywiście taka obiegowa opinia, niektóre teatry będą w niej utwierdzać odbiorców i mówić, że spektakl dla najmłodszych jest bardzo łatwo zrobić, bo potrzebuje małych nakładów finansowych i czasowych. To nieprawda. Nad spektaklem „Śpij” , który reżyserowałam w Baju, pracowaliśmy trzy miesiące, teatr zapewnił nam ten wielki komfort. Dla mnie był to czas niezbędny, aby wypracować spektakl. Te spektakle to także sytuacje, które mają przełamywać aktorów. Przekonali się o tym z pewnością nie tylko lalkarze, ale również aktorzy Teatru Polskiego w Bydgoszczy, pracujący przy „Mleku”, którzy zupełnie musieli zmienić swój warsztat i myślenie o widzu.

Skoro wywołałaś „Śpij” – spektakl, którym zadebiutowałaś jako reżyserka – jakie przygotowanie i konsultacje uznałaś za niezbędne?
Oczywiste było, że z dziećmi musimy spotkać się jak najwcześniej, aby oswoić aktorów z malutkimi widzami i nie budować spektaklu z własnych wyobrażeń na temat ich reakcji. Dlatego pierwszy etap pracy nad „Śpij” polegał na tym, że razem z Wojtkiem Morawskim, który robi muzykę do spektaklu, chodziliśmy do Żłobka 38. na Pradze i obserwowaliśmy dzieci. Potem, kiedy już były z nami oswojone, a z aktorami odbyliśmy tygodniowe warsztaty, pokazaliśmy maluchom pierwsze fragmenty spektaklu. Zabawa, która jest na końcu „Śpij”, została przedłużona do maksimum, abyśmy mogli zobaczyć, jak dzieci się zachowują, co lubią. Następnie konsultowaliśmy się z pedagożkami kreatywności i one mówiły nam, jak na poszczególne działania reagują dzieci, co je znudzi, a co przestraszy.

Współpraca teatrów ze żłobkami nie jest jednak tak kolorowa. Najlepsze spektakle nie zawsze docierają do żłobków. 
Kiedy mówimy o sytuacji w żłobkach, musimy mieć na uwadze, że w Polsce brakuje profesjonalnej oferty teatralnej dla żłobków i jest to ogromny problem nie tylko artystyczny, ale również legislacyjny, ponieważ spektakle w żłobkach są organizowane na zasadzie przetargu. Zgłaszają się do tego przetargu agencje artystyczne z „Czarownicami Próchnicami”, z choinkowymi spektaklami, z przedstawieniami, które będą dobre na Dzień Babci, na Dzień Dziadka, na Dzień Konia i Słonia. Zapis w ustawie wyklucza teatry „najnajowe”, o których mówimy, ponieważ mówi, że w przetargu mogą brać udział spektakle oparte na baśniach. I dla mnie, która jest absolutną fanką baśni...

Bo jesteś na nie wystarczająco dużą dziewczynką!
Właśnie – jest to zapis zupełnie błędny! Owszem, dzieciom warto czytać od chwili poczęcia, ale baśń jest formą bardzo zaawansowaną i dla maleńkich dzieci zbyt trudną. Jednocześnie zapis daje prawo i przestrzeń, by pojawiało się dużo chałtur teatralnych. Co więcej, okazuje się, że na przedstawienie „najnajowe”  dla żłobków teatry instytucjonalne też nie mogą sobie pozwolić, ponieważ muszą je sprzedać, a w żłobku na takie przedstawienie jest 300 zł. Może się to wydawać w porządku dla teatru nieinstytucjonalnego, bo jeśli zagramy 10 spektakli  w tygodniu, to mamy 3000 zł. Ale musimy sobie uświadomić, że dla teatru instytucjonalnego, który ma określoną stawkę dla aktorów, musi przewieźć scenografię, opłacić pracę inspicjenta i osób technicznych, stawka 300 zł okazuje się niewystarczająca. Sytuacja prawna teatru dla najmłodszych jest wielkim tematem, chcielibyśmy go podjąć z Instytutem Teatralnym i coś zrobić w tej kwestii.

„Rozplatanie tęczy”, reż. Agnieszka Czekierda. Teatr Małego Widz

Chcieliście pokazywać  „Śpij” w domach dziecka i ten projekt nie wypalił,  ponieważ nie przyznano wam dofinansowania. Ta moda nie działa na urzędników?
Nie mi oceniać decyzję, chociaż nie będę ukrywać, że ten program był zaskakująco nisko oceniony pod względem przydatności społecznej. Nie zgadzam się z tym. Graliśmy „Śpij” i będziemy w miarę możliwości grać również dla podopiecznych domów samotnej matki, ośrodków opieki społecznej – to następny krok, który teatr dla „najnajmłodszych” musi wykonać. Żeby nie być elitarnym.

Żeby nie być ekskluzywnym teatrem pięknych dzieci i pięknych rodziców?
Bardzo się cieszę, że jest taka grupa odbiorców ciekawych teatru, którym mogliśmy zaoferować spektakle Małych Warszawskich Spotkań Teatralnych. Choć bilety na małe WST akurat nie są aż tak bardzo drogie, bo np. Teatr Małego Widza ma bilety w cenie 40-50 złotych, ale jeśli chce się pójść na spektakl we trójkę, jest to już duży wydatek. Teatr „najnajowy” musi się otwierać także na środowiska dysfunkcyjne – możemy pomóc małemu widzowi, otworzyć go, stymulować jego wyobraźnię, rozwój integracji sensorycznej.

I umożliwić spotkanie z innymi dziećmi.
Tak. Kiedy graliśmy dla ośrodka opieki, w którym wiele dzieci pochodzi z rodzin alkoholików, a rozwój wielu z nich jest zaburzony, działo się coś wyjątkowego. Teatr przestał być czymś niedostępnym, kojarzonym jako kultura wysoka zarezerwowana dla tych, którzy nie pytają „jak to, ja z dzieckiem do teatru?”. 

Czasami, gdy  obserwuję zachowania rodziców lub nauczycieli w teatrze dla „najnajmłodszych”, otwiera mi się nóż w kieszeni. Czy możesz skonstruować instrukcję obsługi spektaklu dla „najnajów” skierowaną do rodziców? 
Trzeba panować nad nadaktywnością dzieci. Mieliśmy taką sytuację, kiedy dziecko grającemu na żywo muzykowi zabierało instrumenty, i wrzucało do przestrzeni spektaklu swoje przedmioty. Aktorzy i muzyk muszą radzić sobie z takimi sytuacjami, ale dziecko przeszkadzało w odbiorze innym dzieciom, a wtedy rodzic musi zareagować. Rodzic musi być przewodnikiem, on wie, czego jego dziecko się boi, na co może sobie pozwolić. Ale są też rodzice, którzy starają się nie podpowiadać dzieciom, nie mówić – co to, gdzie to, co się chwali, natomiast kiedy dziecko chce ich włączyć do wspólnej zabawy, też w to wchodzą. Mieliśmy „Żelkożercową” mamę, która wciągnięta przez swoje dziecko, weszła na kołdrę i bawiła się z dziećmi, chowała się w przygotowanych przez nas skrytkach. Rodzic też potrzebuje takiego otwarcia. 


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.