„Teatr życia” w toruńskim CSW
Branko Miliskovic, The Song of a Soldier on Watch ( WW3 Lili Marlene ), 2011, courtesy: the artist

„Teatr życia” w toruńskim CSW

Alek Hudzik

Rok Cage'a zawitał właśnie do Torunia. Przygotowana przez Dobrilę Denegri wystawa dotyka najciekawszych dokonań performansu na przestrzeni lat, a pod płaszczem wielkich nazwisk przemyca wiele ciekawej kontrabandy, może nawet takiej, której sama kuratorka pokazać nie planowała

Jeszcze 1 minuta czytania

Performatywność to klucz do wystawy. Tym hasłem ograne są problemy, które nękały artystów w drugiej połowie XX wieku. Zaczyna się od światowej klasyki, którą reprezentuje, obok Cage'a, Yoko Ono. Na ekspozycji pokazano zapis jej performansu z lat 60. (powtórzonego w roku 2009), podczas którego publiczność rozbierała artystkę, odcinając nożyczkami ubranie kawałek po kawałku. Zachód kontrastują nestorzy performansu na Bałkanach: Marina Abramović i znacznie mniej popularny na międzynarodowej scenie Neša Paripović, prywatnie mąż artystki.

„Teatr życia”

kuratorka: Dobrila Denegri, CSW Znaki Czasu, Toruń, do 16 września 2012

Ciało jako obiekt performansu przedstawia praca Natalii LL, legendy polskiego akcjonizmu. Zamiast opatrzonej „Sztuki konsumpcyjnej”, ogladamy mniej znaną pracę „Natalia Ist Sex” (1974), czyli wielki napis stworzony z małych zdjęć artystki uprawiającej seks. Performatywna, i to w tej najbardziej krytycznej odmianie, jest też fotografia posła Tomczuka „ratującego” papieża spod meteoru Maurizio Catellana w Zachęcie. Performans, głównie przez fizyczną eksploatację ciała artysty, dotyka również problemów nietolerancji rasowej, co widać choćby w pracach Lorety Shadi. Artystka, owijając swoje nagie czarne ciało białymi bandażami, symbolicznie zakrywa również swoją tożsamość

Lerato Shadi, MMITLWA, 2010, courtesy: the artist

Dokumentacje dzięsiątków performansów oglądane na rzutnikach czy nośnikach wideo, i pozbawione tym samym teatralnej aury, niestety nie działają. Mają dla widza wartość jedynie dokumentacyjną. Znacznie ciekawsze było więc to, co wydarzyło się podczas dwóch dni otwarcia – czyli pokazów performansów na żywo. 

Na początek zaproponowano najsłabsze chyba działanie. Parateatralne gesty Nicoli Montiniego, który wchodził do galerii na skonstruowanych przez siebie szczudłach, przypominały bardziej teleturniejową rywalizację, niż postulowane analogie do sytuacji homoseksualistów we Włoszech i ich „trudnego wejścia” w pole dyskusji społecznej. Marlene Haring zapraszała ludzi do szafy, w której obowiązywała zasada: „Pokaż mi swoje, a ja pokażę ci swoje”. Tajemnicze, intymne, a jednak podobnie, jak szczudła Montiniego niepokojąco anty-cielesne. Po obejrzeniu obu prac zaczałem się zastanawiać, czy nagość jest już tak nudna, że nie warto o niej mówić, czy przeciwnie, postulaty Mariny Abramović i Natalii LL zarosły czasem, a my na nowo tabuizujemy ciało, które potrafimy oglądać na wideo, ale już nie w czasie rzeczywistym.

Operacje na dźwięku, któremu poświęcono następne performanse, zaczęły się od występu Branko Miliscovica, nawiązującego do wydarzeń wojennych w Serbii. Wodewilowa postać w czerwonym świetle śpiewała piosenkę – jedyny łączniki między zwaśnionymi krajami – do której w czasie wojny tańczono po obu stronach serbsko-bośniackiej barykady.

Gil Kuno i sportowcy, performans / fot. CSW w Toruniu

Dwa kolejne eksperymenty paramuzyczne zdystansowały wszystkie pozostałe prace. Gil Kuno przygotował stół pingpongowy, do którego zaprosił dwóch profesjonalnych graczy. Jednak nie atletyczna potyczka była sednem pracy, a dźwięk, jaki wydawała piłka, każdorazowo odbijając się od stołu. Odpowiednio spreparowany blat pozwalał na modulowanie głosu, nakładanie różnorakich efektów, plastyczną wręcz obróbkę, co na żywo, za konsoletą robił sam artysta.
Francesco Fonassi wystrzelił ślepym nabojem w powietrze. Huk przestraszył i zwrócił uwagę zwiedzających, jednak wtedy działanie było już zakończone, a artysta oddalał się spokojnym krokiem. Performans ciekawy, nie tylko dlatego, że hałas wystrzału jest nieuporządkowaną formą muzyczną, ale również dlatego, że choć wszyscy wiedzieli, co się stało, to jednak prawie nikt wydarzenia nie widział.

Można zarzucić wystawie, że jej kuratorka, Dobrila Denegri, rozmieniła idee na drobne: nie wyznaczyła silnej narracji, a jedynie zaserwowała tematyczne przystawki. Z tej mnogości wątków płynie jednak wartość. Denegri konsekwentnie zderza ze sobą artystów, którzy tworzyli i nadal tworzą po obu stronach Żelaznej Kurtyny. Wszystkie powojenne ruchy artystyczne, dotychczas obudowywane wokół zachodnich wzorców, sypią się pod ciężarem nowych kontekstów, w które wpisują je artyści ze wschodniej i centralnej Europy. Szkoda tylko, że ten wątek gubi się w „tysiącach oblicz” Cage'a we współczesnej sztuce.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.