UKRAINA 2012: Niczego o nas nie ma w konstytucji
fot. Alexander Kuznetsov / Flickr CC

UKRAINA 2012: Niczego o nas nie ma w konstytucji

Łukasz Saturczak

Jeśli chcesz wkurzyć młodego ukraińskiego pisarza, zapytaj go o bieżącą politykę. Na pytanie, czego pisarz nie rozumie w Polakach, odpowie: nieznośnej martylologi. Co z tego wynika? Autor ten może zapomnieć o wydaniu książki nad Wisłą

Jeszcze 5 minut czytania

Wrzesień 2011. Spotykam w centrum Kijowa Łesia Beleya (rocznik 1987), ukraińskiego poetę i wydawcę (m.in. Krzysztofa Vargi, Mariusza Szczygła czy Jacka Hugo-Badera). Mijamy Plac Niepodległości, gdzie na przełomie 2004/2005 roku zbierali się zwolennicy Pomarańczowej rewolucji. Dziś niedaleko tego miejsca protestują wyborcy Julii Tymoszenko. Uważają, że aresztowanie byłej premier ma podłoże polityczne i służy temu, aby opozycję, którą reprezentuje, jak najbardziej zmarginalizować.
– Ona przegrała wybory z winy tych, którzy nie brali udziału w wyborach, ja nie brałem – mówi Łeś.

Drugiego dnia w tym samym miejscu spotykam się z Anną, dwudziestotrzyletnią fotografką. Idziemy do galerii „Pinchuk Art Centre”. Wskazuję obóz protestujących i pytam, co o tym myśli. Jakie ma o Tymoszenko zdanie.
She’s bitch – odpowiada Anna odpalając papierosa, po czym ucina temat i dodaje – A wiesz, że nie mamy w Kijowie Starbucksa i trzeba kawę kupować w McDonaldzie.

Nie są to sytuacje wyjątkowe. Młodych ludzi na Ukrainie polityka interesuje coraz mniej, podobnie jak historia. Dzieje się tak z kilku powodów. Najważniejszy to zmęczenie. Zmęczenie tym, jak funkcjonuje państwo, w którym nawet urzędujący premier nie mówi po ukraińsku. Zmęczenie rewolucją, której liderzy nie szczędzą wzajemnych słów krytyki i skacząc do gardeł, grzebią wszystkie ideały na oczach swoich wyborców. Podobne mechanizmy, jak w przypadku polskiej „Solidarności”, kiedy kilka lat po roku 1989 przestano ufać tym, którzy komunizm obalili. Takie nastroje panują w całym kraju, wśród wszystkich grup społecznych i pisarze nie są w tym odosobnieni, a już na pewno nie pisarze młodzi.

mail 1
Drogi Łukaszu,
Nie możesz mówić, że nie interesuję się historią! Przecież jestem z wykształcenia historykiem literatury, a nawet obroniłem pracę pt. „Literatura ukraińska 1920-30”. Inna rzecz to polityka. Niektórzy ludzie nie rozumieją fizyki kwantowej, to ja tak samo nie rozumiem działań ukraińskich polityków. Rozumiem tylko motywacje, ale to nie jest motywacja prawdziwego polityka, człowieka honoru. Nie był mi obojętny czas „Pomarańczowej rewolucji”. Wierzyłem w nią, ale przyszło rozczarowanie. Jestem pisarzem i najważniejsze dla mnie jest to, żeby polityka mi w tym nie przeszkadzała.
pozdrawiam
Saszko Uszkałow

Serhij Żadan i Saszko Uszkałow, fot. Łukasz Saturczak Saszko (właśc. Ołeksandr, choć nikt tego imienia nie używa) Uszkałow urodził się w 1983 roku w Charkowie, gdzie mieszka do dziś i pracuje na tamtejszym uniwersytecie. To poeta, dramaturg i prozaik (wydał kolejno: tomik „Perypatetyka blues”, sztuki „ESC” oraz powieść „BŻD”). Tłumaczy z języka niemieckiego, układa antologie i dorabia w agencji reklamowej. Znajomi mówią, że jest przesadnie skromny, zaś ze względu na miejsce urodzenia, przekłady z niemieckiego i sposób pisania (głównie autobiografizm) mówi się o nim jako o młodszym bracie Serhija Żadana, czego Uszkałow szczerze nienawidzi.

Porządek narzucili starzy

Z majowych białych wierszy, deszczów i polucji
Zawsze wychodzimy jacyś sparszywiali
Serhij Żadan, „Warszawa” (przeł. Bohdan Zadura) 

Boom na literaturę ukraińską nastąpił w Polsce w roku 2005, czyli zaraz po Pomarańczowej  rewolucji i trwał przez dwa, trzy lata. Nawet pisarze drugoligowi doczekali się przekładów. Dziś nawet wspólne Euro nie wystarczy, aby nastąpiła w Polsce kolejna fala zainteresowania ukraińską literaturą. Dla przykładu polskie tłumaczenie wyróżnionej nagrodą BBC powieści „Woroszyłowgrad” (2010) Serhija Żadana, którego najważniejsze dzieła wychodziły wcześniej nad Wisłą niemal co roku (lata 2005-2009), ukaże się dopiero w styczniu 2013. Na najnowszy zbiór opowiadań Jurija Andruchowycza „Leksykon intymnych miast” (2011), czy najgłośniejszą ukraińską powieść ostatniej dekady – „Muzeum porzuconych sekretów” Oksany Zabużko (2009) – polski czytelnik także poczeka przynajmniej do roku 2013. A jeszcze do niedawna księgarskie półki pełne były tamtejszej prozy, by wymienić chociażby Sofiję Andruchowycz, Irenę Karpę, Natalkę Śniadanko czy Tarasa Prochaśko.

Daleki byłbym od szukania powodu w zwyczajnym braku zainteresowania literaturą wschodniego sąsiada. Warto przypomnieć, że pierwszym laureatem nagrody Europy Środkowo-Wschodniej Angelus w 2006 roku był Jurij Andruchowycz za powieść „Dwanaście kręgów”, zaś w kolejnych latach do finałowej siódemki trafiali inni ukraińscy pisarze: Ołeksandr Irwaniec czy Maria Matios. Również tłumaczy się u nas dość sporo. Problem w tym, że przekłady trafiają co najwyżej na stronę polsko-niemiecko-ukraińskiego magazynu Radar, bądź (rzadziej) do literackich pism jak „Akcent” czy „Literatura na Świecie”. A jeśli nie ma u nas miejsca dla Andruchowycza, Prochaśki czy Zabużko, to nie będzie go też dla pisarzy reprezentujących kolejne pokolenia.

Pokolenia zdolniejszych? Na tym etapie raczej nikt nie będzie wyrokował. Głównie dlatego, że najbardziej znani pisarze jak Andruchowycz, Izdryk, czy przede wszystkim Żadan nie tylko mocno się na literackim Parnasie trzymają, ale na swoje nieszczęście wychowali sporą grupę naśladowców, którzy w mniej lub bardziej udany sposób swoich mistrzów kopiują. Dlatego nawet o najgłośniejszych pisarzach młodego pokolenia, jak Saszko Uszkałow czy Lubko Deresz, mówi się kolejno jako o młodszym bracie Żadana i Izdryka.

Warto także zauważyć, że najbardziej znany u nas Andruchowycz jest nie tylko poetą, tłumaczem czy prozaikiem, ale także eseistą i komentatorem (nie tylko życia literackiego, ale i społecznego), który chętnie publikuje w prasie polskiej. Z tego samego powodu mocną pozycję w naszym kraju zajmuje historyk Jarosław Hrycak, chętnie udzielający się na konferencjach naukowych czy w prasie. Potrzebujemy nie pisarzy, a publicystów, chcemy, żeby ktoś wyjaśnił nam tamtejszą politykę, napisał list w sprawie uwolnienia Julii Tymoszenko, czy wypowiedział na  temat naszych wzajemnych relacji. Młodzi tej roli spełniać nie chcą.

mail 2
Cześć Luka!
No i co mam ci powiedzieć... Bardziej zainteresowany jestem swoim miejscem w świecie, relacją ze światem i Bogiem. Raczej jestem zainteresowany pytaniami ostatecznymi: kim jesteśmy, dokąd zmierzamy, co jest najwyższym celem ludzkiego życia? Osobiście jestem całkowicie obojętny na politykę, bo nie sądzę, że gdybym o niej pisał, to bym zrobił coś dobrego. Politycy przychodzą i odchodzą, ale pozostają pytania o życie. Jakoś tak Łukaszu.
pozdrawiam
Lubko Deresz

Lubko DereszNadzieja ukraińskiej literatury, Lubko Deresz urodził się w 1984 niedaleko polskiej granicy w miejscowości Pustomyty. Debiutował w wieku 17 lat powieścią „Kult” (2001), po czym wydał kolejno: „Pokłon jaszczurce” (2002), „Arche” (2005), „Namir!” (2006). Zniknął na pięć lat, by powrócić przed kilkoma miesiącami z powieścią „Golowa Jakowa”, do której przedmowę napisał jeden z ważniejszych pisarzy ukraińskich, Jurij Izdryk. Powieść wzbudziła mieszane uczucia. Dziś już nikt o Dereszu jako o wschodzącej gwieździe nie mówi, zaś zbiór tekstów pt. „Trytsylindrowyj dwyhun ljubowi” (2009), przygotowany wraz z Jurijem Andruchowyczem i Serhijem Żadanem, potwierdził jego mocne miejsce na literackiej mapie Ukrainy.

Niczego o nas nie ma w konstytucji (i dobrze!)

Znów, kurwa, radio, telewizja, prasa.
Władza jak władza: sami bandyci.
Tamci przynajmniej się bali, a ci
w niczym nie są lepsi
Jurij Andruchowycz, „Without You” (tłum. Bohdan Zadura) 

Znajomość literatury ukraińskiej w Polsce świetnie obrazuje wydana przez charkowski „Klub simejnoho dozwillja” antologia „Dekameron” (2010). Serhij Żadan zaprosił do niej najważniejszych pisarzy debiutujących w pierwszej dekadzie XXI wieku. Gołym okiem widać, kto zdążył w Polsce zaistnieć, kto zaś najpewniej nigdy u nas swojej prozy nie wyda. W pierwszej grupie znaleźli się m.in. wyróżnieni Nagrodą im. Josepha Conrada Taras Prochaśko i Natalka Śniadanko, w drugiej – Switłana Pyrkało i Switłana Powaljewoj. Szczęście mieli inni autorzy „Dekameronu” – Lubko Deresz (1984) i Sofija Andruchowycz (1982), którzy wpisali się nie tylko w modę na literaturę ukraińską, ale też na nastoletnich prozaików. „Kult” Deresza, który napisał w wieku siedemnastu lat, nie zostałby na przykład przetłumaczony na polski, gdyby nie „Wojna polsko-ruska...” Doroty Masłowskiej czy „Osiem cztery” Mirosława Nahacza. Przy okazji pojawiła się nad Wisłą kontrowersyjna powieść „Daj mi” młodziutkiej Rosjanki Iriny Dieneżkiny, a w prasie rozpisywano się o „niemieckiej Masłowskiej” Helenie Hegemann i jej książce „Axlotl Roadkill”. Dziś młodość nie jest wystarczającym atutem, aby książkę wydać, więc szybko debiutantów z ostatnich lat nie poznamy, a i najnowsza powieść Deresza „Gołowa Jakowa” szybko się u nas nie ukaże. Podobnie jak dziesiątki innych publikacji ostatnich lat, znacznie ciekawszych niż wiele ukraińskich powieści wydawanych w Polsce do roku 2009.

Z kolei w polsko-ukraińskiej antologii „Dryblując przez granicę” (Czarne 2012), wśród wielu innych znalazły się teksty Andruchowycza oraz Uszkałowa – „Fabryka futbolu”. Na ich przykładzie doskonale widać pokoleniową przepaść i zmianę w podejściu do czytelnika. Ponad pięćdziesięcioletni współautor „Mojej Europy” napisał (skądinąd bardzo osobistą) historię kijowskiego Dynama na tle relacji rodzinnych i historii Ukrainy, przemian gospodarczych i społecznych. Uszkałow natomiast skupił się na motywie podróży, osobistych doświadczeń i obserwacji. To nie tylko wpływ pisarstwa Żadana, ale szersza tendencja literacka – przeciwwaga dla coraz bardziej publicystycznych tekstów Andruchowycza. Mieszkająca obecnie w Wiedniu, ale pochodząca ze słynnego literackiego zagłębia (Iwano-Frankowsk) pisarka Tania Malarczuk w jednym z wywiadów mówiła m.in., że młodą ukraińską prozę charakteryzuje autobiografizm, choć wcale nie uważa tego za specyfikę swojego kraju, bo przecież nic tak nie ciekawi czytelnika jak doświadczenia innego człowieka, z którymi się może utożsamić.

Współczesna młoda proza ukraińska to nie tylko doświadczenie własnego „ja” usytuowane w konkretnym „tu i teraz”, przepełnione wspomnieniami z okresu dorastania, gorzka charakterystyka własnego pokolenia. To często również ucieczka w baśniowość, która pozwala oderwać się od drażniącej codzienności, atakującej z gazet i telewizji. Na przykład w przypadku antyutopii „Chronos” (2011) Tarasa Antypowycza, która opowiada o wynalazku pozwalającym zachować wieczną młodość, odniesienia do współczesności są wyraźne, ale nie jest to najważniejszy problem w książce. Również znany w Polsce Lubko Deresz po pięciu latach milczenia powrócił z książką pozornie tylko zaczepioną we współczesności, bo choć powieść „Golowa Jakowa” rozgrywa się w czasie polsko-ukraińskiego EURO (bohater ma stworzyć hymn mistrzostw), to bardzo szybko pojawiają się w niej liczne teorie spiskowe, alchemicy i tajemne bractwa. Innym przykładem jest napisany kilka lat temu debiut prozatorski Kseni Charczenko pt. „Historia” (2006), w której dopatrywano się, jak wcześniej w przypadku prozy Tarasa Prochaśko, silnych wpływów realizmu magicznego spod znaku Marqueza.

W dalszym ciągu jest to jednak pisanie z dala od znanych wszystkim politycznych realiów współczesnej Ukrainy, od brudnej polityki, skorumpowanych ministrów, mafii. Wszystkiego tego, co w pierwszej chwili ciekawi polskiego czytelnika. Nasz stosunek do wschodniego sąsiada związany jest z postawą roszczeniową oraz z całą siecią stereotypów, które wobec wstrzymywania publikacji kolejnych pisarzy z Ukrainy tylko się pogłębiają. Z pierwszego wynika chęć wpływania na politykę Ukrainy, z drugiego fałszywy obraz, na który sami Ukraińcy nie mają wpływu, bo zwyczajnie nikt im nie daje dojść u nas do głosu.

mail 3
Hej
To, co mówisz, nie jest całkiem prawdziwe. Ukraińscy pisarze, zwłaszcza w ostatnich latach bardzo aktywnie piszą w gazetach, czasopismach czy blogach na temat naszej polityki. Są zresztą różne sposoby „politycznych gestów”, jak np. bojkot nagród literackich. Ukraińscy pisarze zobaczyli wiele zła czynionego przez obecny rząd. Rozmowa o polityce przekracza już osobiste odczucia i zaczyna się u nas powoli kształtować rozsądna debata publiczna. Ja rzadko mówię o polityce, bo nie czuję się na to gotowa.
Tania Malarczuk

Tania Malarczuk, fot. Мarkijan ProchaśkoPrzebywająca w Wiedniu Tania Malarczuk jest zaliczana do grona najmłodszej generacji pisarzy, czyli tzw. „pokolenia millenium”. Urodziła się w 1983 roku, podobnie jak wielu uznanych autorów (Andruchowycz, Prochaśko) w Iwano-Frankowsku. Obecnie pracuje w kijowskiej telewizji (Kanał 5) i nie znosi zestawiania jej z innymi młodymi pisarzami, takimi jak Irena Karpa czy Lubko Deresz. Debiutowała w wieku 21 lat książką „Endschpiel Adolfo, albo Róża dla Elizy” (wydaną w jej rodzinnym mieście), po czym napisała (pod patronatem słynnego wydawnictwa Folio) pięć kolejnych powieści: „Z góry w dół. Księga strachów” (2006), „Jak zostałam świętą” (2006),  „Mówić” (2007), „Zwierzosłów” (2009) oraz „Boska komedia” (2009). Żadna z nich nie ukazała się w Polsce.

język głupcze, rewolucja! 

Nagle się wszyscy stali bojownikami.
Wszyscy spod marynarek błyszczą sztandarami.
Ja bojownikiem nie jestem, mówcą ni trybunem
Ja głupi mam charakter, paskudną naturę
Ołeksandr Irwaniec, „1992” (przeł. Bohdan Zadura) 

To, czyja książka zostanie przetłumaczona, jest wypadkową kilku składników, wśród których wartość dzieła niekiedy jest najmniej ważna. Zwłaszcza, gdy rynek nie do końca jest poznany. Przypomina to trochę modę na prozę iberoamerykańską, która przerodziła się w paranoidalną politykę wydawnictw, drukujących wszystko, co w Ameryce Południowej zostało napisane. Z Ukrainą po roku 2005 nie było aż tak drastycznie, ale na przykład zdziwić się może ukraiński czytelnik, dlaczego to Natalka Śniadanko, nie zaś Jurij Izdryk jest w Polsce bardziej znany. Drukuje się przede wszystkim autorów doskonale wpisujących się w powszechny dyskurs o Ukrainie. Często są to stypendyści polskich programów, tłumacze naszej literatury, kontakt z nimi jest łatwiejszy niż z pisarzami apolitycznymi, zamkniętymi w swoim języku, nie daj Boże mieszkającymi, jak Żadan, w dalekim Charkowie.

Natomiast do pisarzy docenianych u nas może nawet bardziej niż na Ukrainie należą wspomniana Natalka Śniadanko (obecnie na półrocznym stypendium w Krakowie) oraz Andrij Bondar (tłumacz polskiej literatury, m. in. „Ferdydurke” czy „Lubiewa”). Nagroda im. Josepha Conrada dla autorki, która w dalszym ciągu poszukuje swojego stylu, po wcześniejszych wyróżnieniach dla Tarasa Prochaśko i Serhija Żadana zdziwiła wielu ukraińskich czytelników, zaś Bondar, poeta i tłumacz polskiej literatury, wydał swoją pierwszą prozę w Polsce, nie w ojczyźnie. Często wypowiadają się na tematy polityczne i podkreślają swoje związki z Polską. Tych skądinąd bardzo ciekawych twórców łączy z pisarzami w Polsce nieznanymi coś, czego czytelnik nad Wisłą zwyczajnie nie zrozumie – inny wyznacznik patriotyzmu.

W Polsce język jako wyróżnik odrębności wymienia się dopiero po religii czy państwie. Jako naród jednolity wyznaniowo i językowo, często nie rozumiemy dwujęzycznej Ukrainy. Nacisk na kwestie językowe doskonale obrazują dwie sytuacje z ostatnich miesięcy. Pierwsza z nich to bardzo ważny tekst Natalki Śniadanko w dwumiesięczniku „Nowa Europa Wschodnia” (2/2012), w którym autorka tłumaczy polskiemu czytelnikowi, dlaczego to język określa Ukraińców i na jakie przeszkody natrafia ukraińskojęzyczny pisarz. Drugi to wpis na Facebooku dokonany przez Andrija Bondara, pod którym pojawiły się dziesiątki, jeśli nie setki głosów na temat wydania na Ukrainie pisma „Esquire”... po rosyjsku. Patriotyzm pojawia się, kiedy pisarze na własnej skórze czują marginalizowanie języka ukraińskiego, a co za tym idzie – marginalizowanie narodu.

Nie mogę się zgodzić na rodzimą politykę wydawniczą. Na Ukrainie polską literaturę drukuje się na potęgę. A my chcemy mieć pełną kontrolę nad tym, jakie treści zza wschodniej granicy do nas przechodzą. Chcemy, aby ktoś opowiedział nam o EURO? Prosimy Jurija Andruchowycza. Pokazać tamtejszy feminizm? Proszę bardzo: FEMEN! Polityka? Ciemna i brudna – patrz aresztowanie Julii Tymoszenko. Rozmowy o historii? Jarosław Hrycak nam coś wytłumaczy. Przykłady można mnożyć.

mail 4
Cześć
Niestety, nie mogę zignorować polityki i bardzo boleśnie reaguję na te wszystkie niszczące nas procesy zachodzące na Ukrainie. Bo to jest moja ojczyzna i tam mam zamiar przeżyć swoje życie. Ukraina obecnie przekształca się w dyktaturę, z tą tylko różnicą, że w przeciwieństwie do Łukaszenki nasz Wiktor Janukowycz nie tylko jest sadystą, który kpi z ludzi, ale ma również nudną osobowość. Jednak postanowiłem sobie, że w mojej twórczości absolutnie nie będzie miejsca na politykę, zwyczajnie unikam tematu. Polityka nie powinna ingerować w swobodę twórczą.
Andrij Ljubka

Andrij Ljubka z Bohdanem Zadurą, fot. Łukasz SaturczakUrodzony w... Rydze, podobno najlepszy młody poeta młodego pokolenia, Andrij Ljubka (1987) ogłosił w tym roku prozatorski debiut pt. „Killer”. W sprawie polityki wypowiada się chętniej niż reszta, pracował nawet w biurze prasowym Julii Tymoszenko. Obecnie przebywa w Warszawie na stypendium, zaś jego tutorem jest Bogdan Zadura, który przetłumaczył cały tomik wierszy Ljubki, ale jak dotąd po polsku ukazały się jego wybrane utwory w przekładzie Anety Kamińskiej w antologii „Cząstki pomarańczy”. Zadura przetłumaczył też cały tomik wierszy wspomnianego Łesia Beleya oraz znanego już w Polsce Ostapa Sływyńskiego, ale kiedy się któraś z tych książeczek ukaże, nikt nie wie. Ljubka głównie podróżuje (kolekcjonując stypendia) i pisze (na lotniskach), jest kobieciarzem i nałogowym palaczem. Cholera wie, czy to nie młodszy brat Jurija Andruchowycza.

***

Maj 2012. Berlin. Zaczepiam Serhija Żadana, który od dwóch dni udzielił już dziesiątków wywiadów na temat sytuacji politycznej na Ukrainie.
– Nie męczy cię to już?
– No niech uwolnią już tę Tymoszenko, choć dla mnie wszyscy to ta sama banda, bez różnicy – mówi.

Wracam do Wrocławia. Zbliżają się mistrzostwa. W „Gazecie Wyborczej” tekst Jurija Andruchowycza „Będziecie mieli Euro, że hej!”, w którym autor wprost pisze, jak wstyd mu za nową władzę, która przegania demonstrantów pałkami. Pisarz podkreśla, że takiego strachu nie było na Ukrainie od lat 70.



UKRAINA 2012
Cykl tekstów przygotowanych przez dwutygodnik.com specjalnie z okazji EURO 2012, we współpracy z Narodowym Centrum Kultury w ramach polsko-ukraińskiego projektu kulturalnego pod nazwą „Europejski Stadion Kultury”.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.