Manuela Gretkowska, „Agent”

Manuela Gretkowska, „Agent”

Kinga Dunin

„Agent” Manueli Gretkowskiej potwierdza wysoką klasę tej pisarki w kategorii „książka do pociągu”

Jeszcze 1 minuta czytania

Powieść w sam raz na podróż z Warszawy do Poznania, z przerwą na wizytę w Warsie. I nie ma w tym nic złego, biorąc pod uwagę, ile jest książek rozpaczliwie niezdarnie napisanych i jak trudno znaleźć coś lekkiego, co zabije nudę podróży, nawet jeśli nie pozostanie na dłużej w pamięci. A jednak trochę żal dawnej, zadziornej Gretkowskiej. Z rzadka znajdujemy tu bowiem jej zabawne bon moty, np. „penis jest cytatem z mężczyzny”, za to sporo gatunkowego kiczu. Jak chociażby scena, w której po niezwykle udanym seksie kochanek usadza nagą kochankę przy fortepianie i prosi o zgranie „Kanonu” Pachelbela. Następnie nastawia wentylator, aby podwiewał jej długie blond włosy i napawa się tym widokiem oraz muzyką, obserwując zadarty, ciemnoróżowy sutek ukochanej.  Albo taka perełka – „srebrny talerz winogron z półszlachetnych kamieni i bursztynu”. Smak winogron z półszlachetnych kamieni i bursztynu musi być niezapomniany. Możemy jednak, z sympatii do autorki, uznać to za camp.

Teraz, niestety, muszę przeprosić czytelników, którzy nie lubią, aby zdradzać im sekrety powieści, a szczególnie zakończenie. Trudno jest tego uniknąć, gdyż nie ma w „Agencie” żadnych szczególnych głębi do analizowania; jest przede wszystkim historia miłosnego trójkąta i jej możliwie najbardziej satysfakcjonujące zakończenie. Oraz parę innych banałów.

Manuela Gretkowska „Agent”. Świat Książki,
Warszawa, 224 strony, w księgarniach od maja 2012
Troje bohaterów to urodzony w Polsce Żyd, piękny jak amant filmowy i jak na swój wiek sześćdziesięciolatek, jego izraelska żona oraz polska kochanka, z którą ma dziecko. Rzecz jasna chłopczyka o imieniu Dawid. Aby ukryć przed kochanką fakt istnienia żony, bohater udaje agenta izraelskiego wywiadu, co ma tłumaczyć jego długie nieobecności, kłopoty z kontaktem i zwalnia go z konieczność zwierzania się z tego, co robił, kiedy go nie było. Kochance daje seks i dziecko, żonie brylanty i przywiązanie. Każda z tych relacji jest w swym schematyzmie zabójczo nudna, podobnie jak trójkąt. Daje on jednak sporo możliwości komplikowania fabuły, zanim żona nie odkryje prawdy. Dodatkową atrakcją jest kwestia relacji polsko-żydowskich, zawsze poruszająca w nas emocjonalne struny. Cień Holocaustu, izraelska specyfika, złożone relacje i uprzedzenia dzielące nasze narody. Bohater, jako Żyd polskiego pochodzenia, poza zadaniem romansowym, służy też powieściowej misji doprowadzenia do pojednania polsko-żydowskiego.

Nie wystarczy, że zetkną się ze sobą i pomieszają wycieczki młodzieży polskiej i izraelskiej, których spotkanie jest wynikiem dość zawiłej i dość zabawnej intrygi. Ani nawet przyjazd do Polski obawiającej się polskiego antysemityzmu żony, oczywiście rozwiewający jej uprzedzenia. Trzeba czegoś więcej.

I tu, niestety, muszę zdradzić zakończenie. Za sprawą córki bohatera, chasydki, która nie umie kłamać, jej ojciec musi skonfrontować się z sytuacją swojej zdrady. To kolejny moment dydaktyczny, w którym czytelnik dowiaduje się, że fundamentalizm religijny może źle się skończyć. I kończy, bo bohater z wrażenia umiera na serce. Przed nami już tylko smutny, ale jednak happy end. Stara żona obdarowuje młodszą rywalkę mieszkaniem, a dziecko pójdzie do żydowskiej szkoły i jego młode życie stanie się ostatecznym ucieleśnieniem pojednania. Rywalce na pociechę dostanie się jeszcze dobry mąż, uwolniony od perwersyjnej kochanki. (Znajdziemy bowiem w powieści też trochę pieprzu.) Starej kobiecie oczywiście nic się nie dostanie. Zresztą wybór był niewielki – cierpienie z powodu zdrady, czy z powodu wdowieństwa. Zakończenie takie zwalnia z rzeczywistego zajęcia się problemem skomplikowanych związków międzyludzkich, jednym cieciem likwidując wszelkie trójkątne dylematy.

Ostatecznie „Agent” okazuje się miłą, choć trochę smutną bajką. Zwycięża w niej młodość i prokreacja, oraz polsko-żydowskie „kochajmy się”. A pociąg właśnie dojeżdża do Poznania.