Kasper Bajon, „Klug”

Kasper Bajon, „Klug”

Michał Szymański

Papier może zrodzić tylko papier, słowa budzą coraz większą nieufność, a fakty przestają się zgadzać. Wyłaniający się z pożółkłych stron i robaczkowatych liter Klug wciąż umyka narratorowi ruchem szachowego skoczka

Jeszcze 2 minuty czytania

Chwyt to znany i lubiany – na samym początku opisać morderstwo, zasugerować kryminalną zagadkę, do rozwiązania której przybliżają kolejne pochłaniane w gorączce strony, i wystrychnąć czytelnika na dudka. Kasper Bajon w swojej najnowszej powieści zastawia właśnie taką pułapkę: zmasakrowane ciało genialnego szachisty Jakuba Kluga znaleziono w 1888 roku nad brzegiem Tamizy, na murze nieopodal ktoś namalował krwią podobiznę żuka. Zwodzi także miłośników nostalgicznych ucieczek w historię, obiecując akcję toczącą się w scenerii XIX-wiecznych miasteczek, wśród turkotu powozów i zapachów potraw. Żadna z obietnic nie zostanie spełniona, przynajmniej nie w taki sposób, jak oczekiwać mógłby rozochocony czytelnik.

W sennym, oszczędzonym przez wojnę Graubergu sędziwy Artur Ritter, przesuwając figury na szachownicy opowiada młodemu aktorowi o Jakubie Klugu, niepokornym szachiście urodzonym na ziemiach polskich, który w młodości uczęszczał do miejscowego gimnazjum, a przed tragiczną śmiercią osiągnął tytuł najlepszego gracza na świecie. Nie wiadomo dokładnie, dlaczego powolnie snuta opowieść tak ujęła absolwenta szkoły teatralnej. Zaintrygował go niepodrabialny styl gry Kluga? Romantyczne kontrataki połączone z chłodną analizą taktyki przeciwnika? Gambitowe otwarcia partii? A może hulaszczy tryb życia, legendarne pijaństwa i niezliczone romanse?

Kasper Bajon, „Klug”. Wielka Litera, Warszawa,
240 stron, w księgarniach od maja 2012
Dość, że nasz narrator z aktora przemienia się w biografa, rusza do Paryża, gdzie w przytulnym mieszkanku Matyldy Ney, praprawnuczki grauberskiej nauczycielki Kluga, trafia na pierwszy ślad. W 1880 roku – wedle informacji pani Matyldy, entomolożki z wykształcenia – „niejaki J. Klug” wziął udział w archeologicznej ekspedycji Wilhelma Stieblitza i w piaskach pustyni znalazł niewielkiego żuka, nazwanego Carabus klugi. Wzmiankowany Stieblitz, przyjaciel Kluga jeszcze z okresu studiów na Uniwersytecie Wrocławskim (1861–1866), okazuje się jednym z prominentnych członków tajnego Stowarzyszenia Skarabeusz, nawiązującego do tradycji heretyckiej sekty aurumistów, której członkowie wierzyli w Ducha Świętego wyobrażanego w ikonografii „przez sporej wielkości żuka”, za źródło zła uznawali złoto i pod zasłoną religijnych praktyk, zabierając je innym, obrastali w bogactwo. Świeżo upieczony biograf rzuca wszystko i wyprawia się w przeszłość tropem Jakuba Kluga.

Literacka fikcja rządzi się swoimi prawami i niejeden bywalec archiwów będzie się zżymał z zazdrości podczas lektury. Biograf podchodzi do sprawy rzeczowo. Postanawia zrekonstruować żywot Kluga na podstawie solidnej kwerendy. A szczęście mu dopisuje, dokumenty spływają jak manna z nieba. Każdy bohater ma swoją napisaną już biografię, każde zdarzenie – monografię, do której narrator się zwraca, obficie cytując, miejscami prostując drobne nieścisłości. Dzięki odnalezionym artykułom ze specjalistycznej prasy rekonstruuje nie tylko wyniki turniejów, ale i przebieg poszczególnych partii. Sięgając do wspomnień, gazet, biografii snuje domysły o związkach ze Skarabeuszami i odtwarza szachowe podróże Kluga – pierwszy i ostatni pobyt w szarej, cuchnącej wyziewami ze studzienek kanalizacyjnych Warszawie, berlińskie szachownice, burdele i bary, dziesiątki gier i romansów w Londynie, pachnąca akacjami Florencja, gdzie Klug próbuje pisać doktorat o tajemniczym obrazie „Odpoczynek przy szachach”, zimowy powrót do Wrocławia, znów Berlin, tym razem kolorowy, tętniący życiem.

Cel wydaje się bliski, żywy bohater znajduje się już o krok od pióra biografa i zaraz zostanie schwytany. Ale papier może zrodzić tylko papier, słowa budzą coraz większą nieufność, a fakty przestają się zgadzać. Wyłaniający się z pożółkłych stron i robaczkowatych liter Klug wciąż umyka narratorowi ruchem szachowego skoczka – dwa pola do przodu, skok w lewo lub prawo.

Chyba o tym przede wszystkim jest ta powieść, o beznadziejnej próbie przedarcia się przez sploty historii i stosy papieru do pojedynczego człowieka, dotknięcia go z odległości XXI wieku. Biograf Kluga, tak skromny, że aż nieznany z nazwiska, niebawem porzuci archiwa razem z przypisanym im chłodem pisarskiego stylu. W jego obudzonej wyobraźni szachista przeżywa dramat „einmal ist keinmal” – jeżeli każdy gest (także ruch bierką na szachownicy) jest niepowtarzalny i jednorazowy, to nic nie ma sensu. W Ameryce melancholijnie wygląda przez okno pociągu, tęskniąc za innym, możliwym życiem. Nie opuszczają go myśli o linearnym czasie i bezkresach lodowatych przestrzeni. A my nie wiemy, czy to Klug myśli, czy myśli nim zdesperowany autor.  

 „Jeżeli Jakub Klug gdziekolwiek i kiedykolwiek istniał, to nudne i smutne były jego ostatnie – londyńskie – lata życia” – zanotuje biograf (tak, „Klug” jest pojemnym notatnikiem, zapisem pogoni!), chociaż sam wcześniej walczył z „niegodziwcami”, którzy odmawiali Jakubowi istnienia, sugerowali, że geniusz jest wielką mistyfikacją, przekręcali nazwisko, powołując do życia dziesiątki lustrzanych odbić: Kulig, Gluck, Klugmann, Klag, Kalg, Gluchi, Kubaklug, Kugl, Luca Cube, Jack Jacob Click, Krugg, James Cluge. Nie zdradzę zbyt wiele, dodając, że pod koniec piątej części aktor z Graubergu rozpłynie się w symultanicznym opisie, ustępując miejsca zupełnie innym głosom.

To jedna z możliwych lektur powieści Kaspera Bajona, który restytuuje „Klugiem” niedocenianą w Polsce literaturę artystycznie autonomiczną, broniącą się stylem i wewnętrzną strukturą fikcyjnego świata. Przed czytelnikiem wielokrotnym „Klug” odsłoni jeszcze wiele zapadni, powiązań, gier, łamigłówek, tropów. Jaką rolę na „planszy życia” Kluga odgrywał Albert Laufenberg, arcymistrz z Królewca? Jaką Szkarłatna Scarlett, wodewilowa aktorka, którą najpierw porzucił w Londynie, by wrócić do niej po latach na własną zgubę? Czy losy Roberta Abomina, szachisty z Antwerpii, są prefiguracją losów Kluga? Czytelnikom wytrwałym radziłbym prześledzić przewijające się tytuły sztuk teatralnych, zwrócić uwagę na motyw szarości – od Graubergu po szarą materię i kolor oczu Kluga (jedyna informacja o jego wyglądzie!), spróbować rozwikłać aluzje poukrywane w różnych wariantach nazwiska, które oznacza „mądry”. A kto zabił, i czy zabił na pewno? Kryminalna zagadka jest poboczna, ale zdaje się, że rozwiązywalna.  


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.