wiersze

Krzysztof Siwczyk

Nory

Za punkt wyjścia uznamy stanowcze przyziemienie,
u ujścia witalnych peronów. Będziemy udawać
pośpiech, rodzinę, intencje. Przyjmie nas konstruktywny [tunel,wyprowadzi gdzie trzeba, w czarę słodyczy, pieczarę małych [olśnień.
Tupta nocą jeż, podziwia złom, który zaprowadził
ład w transporcie. Szczur jak kustosz w klasowym drelichu
ryje materiał. W kablach mamy okienko na aktualne [Elizjum. Rewitalizacja smutku, koncentracja masy upadłościowej,
wystawa spojrzeń – toż to drobna przesada.

Nam nie zależy. Nam się należy żelbeton,
żel i beton, trochę światła na ostatku, gdy kasa zdaje [solilokwium, a my nigdzie nie chcemy, nie pytamy, stoimy tylko tu [właśnie, w określonej pozie głębi, z sugestią pomocy,
przy czym nie za wszelką cenę. Wynaturzone światło
bije po oczach, po kielichu i mamy jazdę donikąd.

Kapryśny stan, chwila na zapowiedzi,
w której nie słychać naszych imion i zdrowy odruch zawiści,
gdy wywołano odwołanie likwidacji. Znamy koniec rzeczy,
pracujemy w niebycie, takie sanki, jednak na okrągło
jesteśmy zajęci zupełnie przypadkowym angażem,
co to woła nas do siebie?

Czego dusza pragnie, zaobrączkowana dziewczynko?
Gdzie lezie, drużba nieboszczki? Hala przyjmuje
echo kondolencji, mała gastronomia wydaje papu,
konina wyszła, jemy co bądź przed uśpieniem
w antykwarycznym boksie.

Widujemy banery pełne możliwości,
niemniej decydujemy się zostać w blokach.
Każdy w swoim rewirze i ruchy, ruchy!
Podział komórek, mnożenie problemów, karton za [kartonem. Tyle byłoby z nas układnego mydła, gdyby chcieć nas wcielić [w życie.Dlatego wychodzimy w świat nie dalej niż norą w dół,
[w poszycie

Tak jak zwykle

Tak jak zwykle, frymarczenie lękiem, ale bez paniki.
Obsadzenie pozycji, obserwacja postępów, wykaz zmian.
Drobnostki rozpoznane w lustrze, żadnego doświadczenia.
Nowo się czuć, gdy nic mnie nie wyróżnia, gdy wszystko,
co pozwoliłem sobie wmówić jest blagą, i owszem, [użyteczną,niemniej kompletnie mętną opowieścią, wobec której [pozostajęobojętny, ściślej, silnie wierzący, nie da się ukryć.

Tak jak zwykle, inaczej nic nie da ukryć, a jednak słowa
proste będą tu najbardziej trafne, ciało, jakie widać
i raczej więcej nie przychodzi mi do głowy, właśnie teraz,
w lustrze, gdy konam ze śmiechu trzymając w ręku lustro
drugie, widzę swoje plecy, ich linię, patrzę za siebie,
sporo postanawiam, mówię po cichu zasłyszane zaklęcia,
jestem żwaczem i boję się swojego szczęścia.

Tak jak zwykle, nie chciałbym tego zmieniać.
Wydaje mi się, że to może być tylko i aż tyle.
A jednak nie, przywilej zostaje odebrany, szybko
i bezboleśnie lustra zachodzą parą, znikam jak słowa
proste, nie chce mi się tego dłużej tłumaczyć, zmilczam
chwilę nieuwagi, gdy jawię się niczym gest w twoją stronę,
radosna chłosto, pierwsze tchnienie, w norze narodzenie.

Okoliczności wiersza

Oba teksty powstały w stosunkowo krótkich odstępach czasu. Oba próbują uchwycić moment jakiegoś początku. Odnoszę wrażenie, że wiersze należy pisać od początku – wikłając się w dosyć zabawy paradoks. Mieć na uwadze „koniec wszystkich rzeczy”, a jednocześnie zmilczając tę niechcianą  wiedzę, udawać, że w wiecznie powtarzanym rytuale początku winien pomieszkiwać jakiś sens. Tak mogłoby wyglądać szczęście poety, ale rzecz jasna nie wygląda. Jedynie się jawi. Do wygaśnięcia puenty.

Krzysztof Siwczyk – ur. 1977, debiutował książką „Dzikie dzieci” w 1995 roku. Autor dziesięciu tomów wierszy oraz jednej książki krytyczno-literackiej. W 2011 roku ukazał się tom wierszy wybranych „Gdzie indziej jest teraz”. Prezentowane teksty pochodzą z przygotowywanego do druku w poznańskim wydawnictwie WBPiCAK tomu „Gody”. Mieszka w Gliwicach.

Krzysztof Siwczyk, fot. Tomasz Tomaszewski


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.