Nawiedzony dom  Europa
fot. Thomas Babut / flickr

Nawiedzony dom
Europa

Dariusz Czaja

Rewelacyjna, przeoczona przez krytykę książka Thérèse Delpech to rzecz o kondycji Europy. W naszym domu nie tylko straszy, w nim zwyczajnie nie ma życia

Jeszcze 3 minuty czytania

1.

Nie jest zapewne tezą nazbyt odkrywczą, że w bieżącej publicystyce politycznej odnoszącej się do obecnego kształtu Europy i jej problemów, bodaj największą frekwencję wykazuje figura Domu. Po upadku muru berlińskiego, na fali europejskiego zjednoczenia, ale także w trakcie trwającego wciąż procesu poszerzania Unii Europejskiej o nowe kraje członkowskie, kolportowane są do znudzenia frazy o „wspólnym europejskim domu”, o budowie „nowego europejskiego domu”, o powracaniu do „własnego europejskiego domu” itd., itp…

Nie dziwi tedy, że metafora domu pojawia się tak wyraźnie w znakomitej i – co zrozumiałe – kompletnie u nas nieobecnej książce Thérèse Delpech „Powrót barbarzyństwa w XXI wieku”. Przy czym, co już daje do myślenia, odsłania się przed nami w niezmiennie ciemnej tonacji. Delpech jest (porzućmy politycznie poprawne głuptactwa) francuskim politologiem, pełni funkcję dyrektora do spraw strategicznych w Commisariat à l’énergie atomique, jest także pracownikiem naukowym w Centre d’études et de recherches internationales. Lista zatrudnień autorki wskazuje wyraźnie, że jej analizy i ekspertyzy mają mocny rys pragmatyczny – są bezpośrednio powiązane z doraźną praktyką polityczną. Co ciekawe, okazuje się ona również błyskotliwym badaczem kultury, szczególnie wyczulonym na wartość i siłę sfery symbolicznej.

Z jednej więc strony: przenikliwy polityczny realizm, erudycja historyczna, twarde fakty, z drugiej: sfera wyobraźni, przestrzeń literackiej fikcji. Polityka i sztuka zachodzą tu ściśle na siebie, tworząc osobliwy melanż zdarzeń najnowszej europejskiej historii. Z przemieszania tych dwóch porządków wyłaniają się zarysy przekonującej konstrukcji intelektualnej. To sugestywne studium historyczne wiąże też twórczo dwie jakości, które nieczęsto spotykają się pod jedną okładką: analityczny chłód i emocjonalne wrzenie.
Godna podkreślenia jest też postawa poznawcza Delpech, wolna od łatwych uproszczeń i ideologicznych przesądów. Trzeźwość spojrzenia, tak mocno dochodząca tu do głosu, nie jest bowiem jednoznaczna z katastroficzną wizją przyszłych dziejów. Francuska autorka nie drapuje się ani przez chwilę w szaty oszalałej współczesnej Kasandry. Stara się jedynie – a robi to z rzadką uczciwością – raz jeszcze spojrzeć na kontynent europejski i jego krwawą dwudziestowieczną przygodę. I czyni to nie tylko z historycznych pobudek, ale głównie po to, by uważnie prześledzić symptomy nadchodzącej przyszłości. Nie jest to zatem wróżenie z fusów, ale wnikliwa i ostrożna analiza symptomów tego, co dopiero  m o ż e   nadejść, co mniej lub bardziej wyraźnie rysuje się na horyzoncie współczesnego momentu historycznego.

2.

Thérèse Delpech, „Powrót barbarzyństwa w XXI
wieku”
, przeł. Wiktor Dłuski, NADIR, Warszawa
304 strony
Metafora domu zjawia się w rozważaniach Delpech już w jednym z początkowych rozdziałów. Wraz z jej pojawieniem się zostajemy od razu wrzuceni w przestrzeń dyskursu dalekiego od emocjonalnej letniości. Trzeba powiedzieć wyraźnie: europejski dom – to nie brzmi tu ani dumnie, ani przesadnie ciepło:

„Dzieje minionego wieku pokazały, jak łatwo po najpiękniejszej z epok mogą bez żadnego ostrzeżenia nastąpić niesłychanie gwałtowne wstrząsy historyczne. Jak w tragedii greckiej, zbrodnia zrodziła zbrodnię w domu Europa (podkr. DC), ta zaś dwa razy podpaliła resztę świata. Wyciągnięto z tego naukę ostrożności, co doprowadziło do pogodzenia się narodów europejskich. Obecnie jednak gra toczy się o to, czy Europa będzie zdolna wziąć na siebie obowiązki międzynarodowe w do głębi niespokojnym świecie”. Zapowiedzi historycznego szaleństwa majaczyły na horyzoncie, ale ich nie zauważono albo udawano, że się ich nie widzi. Historia jednak gwałtownie przyspieszyła, zostawiając praktykę polityczną daleko za sobą. Próbowano później nadążyć za wydarzeniami, ale skończyło się to pogrążeniem w nich. Takie właśnie memento ma Europa do przekazania światu.

Wraz z refleksją politologiczną Delpech szybko oddalamy się od pozytywnych konotacji, które zazwyczaj łączymy z metaforą domu. „Dom Europa”, opisywany przez autorkę, nie jest z całą pewnością przestrzenią bezpieczną. Nie jest ani przystanią, ani schronieniem, ani azylem dla jego mieszkańców. To, owszem, wciąż dom rodzinny, ale ufundowany na nieprzedawnionej zbrodni. To nade wszystko przestrzeń ryzyka, niepewności, strachu i niepokoju. To dom, który ciągnie za sobą swoją brudną historię rodzinną jak fatum, którego nie sposób się pozbyć, ani z którym – jak chcą niektórzy – nie sposób walczyć. To, wreszcie, dom nawiedzony, miejsce zjawiania się upiorów, obiekt, który przywodzi na myśl obraz the haunted house, fantazmat, który tak często nawiedzał anglosaską (Walpole, Dickens, Poe) powieść gotycką. To dom, w którym straszy, pełen powracających nocą duchów przeszłości. Dom, który z zewnątrz prezentuje się szykownie i okazale, ale jest w stanie zaawansowanej ruiny i który skrywa w sobie nierozpoznane w pełni mroczne tajemnice.

W jednym z późniejszych akapitów Delpech rozwija jeszcze ciekawie obraz tego europejskiego domostwa. I tu również w sukurs przychodzi jej literatura, której fikcjonalne twory mają czasem zadziwiającą moc kondensacji doświadczenia historycznego w symbolicznym skrócie. Wraz z kolejnymi przybliżeniami, obraz „Domu Europa” nabiera konkretnej formy. Teraz zamienia się w dobrze nam znany, ponury dom-zamek z szekspirowskiego „Hamleta”. To duński Elsynor. Zamek nawiedzany przez Ducha, ojca Hamleta. Ale ów zamek, przypomnijmy, to także przestrzeń, która stanie się scenerią – uruchomionych mimowolnie, jakby niechcąco – kolejnych tragedii. Więcej: tytułowa postać staje się tu bardzo wiarygodnym porte-parole europejskiego ducha: apatycznego, bezwolnego i pogrążonego w acedii. W duszy Hamleta – przepastnej, niejednoznacznej, będącej dla niego samego zagadką – żywo przegląda się europejska mentalność:

„Gdyby trzeba było jednym słowem określić wiek XX, najtrafniejszym byłoby Herzelend, co oznacza po niemiecku «smutek serca». Określa się tak pewną postać melancholii i osłabienia emocjonalnej strony natury ludzkiej. Czyżby więc człowiek XX wieku znalazł naturalnego towarzysza w najbardziej uniwersalnym z tragicznych bohaterów, księciu Hamlecie, z którym łączyłby go również paraliż woli? Wszystkie tragedie tego stulecia wydarzyły się, mimo że ich nie chciano, podobnie jak Hamlet  c h c i a ł  tylko śmierci Klaudiusza, żadnej innej. Spaczenie, jakiemu uległ rodzaj ludzki na początku ubiegłego wieku, było jak burza, której przyczyn i ostatecznych konsekwencji nigdy nie poznamy. Te zaś wciąż obijają się o nasze brzegi niczym spóźnione fale wielkiej katastrofy, która nie powiedziała swego ostatniego słowa.  E l s y n o r j e s t  w i ę c  w y j ą t k  o w o  m o c n y m  s y m b o l e m  E u r o p y  X X w i e k u (podkr. DC).

Przypadek sprawił, że obie wojny światowe dały okazję do licznych studiów na temat sztuki Szekspira. Podobnie jak bohater elżbietański, wykształceni Europejczycy zostali zanurzeni w barbarzyństwie, nie mając czasu zastanowić się, co im się przydarza. W pewnym sensie tajemnica charakteru Hamleta może im służyć za zwierciadło: im więcej się ją bada, tym więcej pozostaje do wyjaśnienia. Śmierć jest tematem i tej sztuki, i tego stulecia”.

Ta niezdolność do trudnej (to prawda) samorefleksji jest dla Delpech grzechem śmiertelnym europejskiego ducha. Tytułowe l’ensauvagement, barbarzyństwo, czy może jeszcze bardziej literalnie: zdziczenie dwudziestowiecznej historii, z rzadka jedynie staje się przedmiotem gruntownego namysłu. Nie idzie przecież o prostą rejestrację zjawiska (to czynią już podręczniki szkolne!), ale o dogłębną i wielowarstwową analizę warunków politycznych i mentalnych, a może nade wszystko: duchowych, które uczyniły z „Domu Europa” przestrzeń upiorów, śmierci i zdziczenia. O żywy, emocjonalny respons, ale i mądre przepracowanie tej historycznej traumy. Tak w skali jednostkowej, jak i zbiorowej. Jak się zdaje, brak takiego namysłu powoduje, że krwawa historia wciąż lubi się powtarzać. Dochodzi do tego jakaś organiczna (hamletyczna z ducha?) niechęć Europy do czynu, do jasnego przeciwstawienia się dziejącemu się barbarzyństwu. Przykłady z naszej najbliższej przeszłości – autorka przypomina przykrytą kłopotliwym milczeniem masakrę w Biesłanie –  trafność tego rozpoznania jedynie potwierdzają.

3.

„Dom Europa” to w opisie Delpech także przestrzeń muzealna, zabudowana mało wartościowymi rupieciami z przeszłości, pogrążona w otępiającymi zapachu naftaliny. To stąd bierze się poczucie bezsilności jej mieszkańców i nachodzące ich często przekonanie – wygląda na to, że jak najbardziej słuszne – przesuwania „starego kontynentu”, władającego nie tak dawno przecież całym światem, na boczny tor historii. W „Domu Europa” nie tylko straszy. W tym domu zwyczajnie nie ma życia, to przestrzeń zanikającej żywotności, jego mieszkańcy, jak się zdaje, poruszają się już tylko siłą bezwładu, pozbawieni są twardego substratu. Przypominają błądzące bez celu bezkrwiste cienie z Elizjum:

„Europa jest zarazem nazbyt zwrócona ku przeszłości, by być liczącym się graczem w XXI wieku, i nazbyt od niej odcięta, by w historii szukać inspiracji. Podobnie jak inne społeczeństwa zachodnie żyje zanurzona w aktualności, co nie pozwala jej ani zgrać swej teraźniejszości ze swą przeszłością, ani wyobrazić sobie przyszłości. Jeśli za europejską polityką nie stoi europejska myśl, to dlatego, że ta myśl przestała być żywa. Europejska demokracja stała się abstrakcyjna tak jak europejskie wartości, niezdolne wywierać na świat wpływu, jakiego by on potrzebował. W okresie wielkiej stabilności międzynarodowej mogłoby to zapewne pozostać bez konsekwencji. W epoce wielkich wstrząsów i rozjątrzonych namiętności takie wyczerpanie jest brzemienne w zagrożenia. Byłby czas przestać przeżuwać po cichu historię i zająć się przyszłością. W przeciwnym wypadku – inni zrobią to za nas”.

Paradoks sformułowany na początku tej wypowiedzi trzeba dobrze rozumieć. Ów zwrot ku przeszłości, przynoszący świadomości europejskiej negatywne konsekwencje, to rytualna celebracja przez Europę jej niegdysiejszej chwały. Odcięcie zaś od przeszłości to traumatyczny garb wynikający z nieprzemyślenia (niedomyślenia) głębszych – a zatem nie tylko i nie przede wszystkim: politycznych – przyczyn jej historycznych upadków. Obydwa gesty powodują tę, coraz częściej podkreślaną przez analityków, słabość Europy jako przestrzeni idei. Słabość i miałkość cywilizacyjnego projektu „Europa”, który – można odnieść wrażenie – wyczerpał swoją kreatywną moc i może zostać złożony do grobu. Idee europejskie nie stanowią już modelu dla reszty świata, nie są nawet dla niego źródłem inspiracji. Najbardziej rzucającą się w oczy konsekwencją tego stanu rzeczy jest brak wyraźnie rysującej się wizji przyszłości. Europa to dom dryfujący bezwładnie po morzu historii, przeciekająca tratwa pełna rozbitków o niejasnej tożsamości.

4.

Jaka przyszłość czeka nawiedzony i trzęsący się w posadach „Dom Europa”? W ostatnim rozdziale swojej książki, notabene zatytułowanym „Dusza ludzka pokawałkowana” (z punktu widzenia metaforologii to dość symptomatyczne, że w sercu mrocznej metaforyki „domowej” pojawia jej „duszne” dopełnienie!) Delpech podkreśla, że nasza dzisiejsza sytuacja przypomina tę z roku 1905. Cała druga część książki to finezyjna analiza zapowiedzi przyszłego nieszczęścia, którego rok 1905 jest symbolicznym początkiem. Francuski oryginał „Powrotu barbarzyństwa…” ukazał się dokładnie sto lat po tej dacie, jakby dla mocnego podkreślenia duchowego powinowactwa z tamtym czasem. Historia, jak wiemy, nigdy nie powtarza się dokładnie, ale pewne analogie między odległymi momentami historii można jednak uchwycić. Autorka upiera się, że uczciwe rozpoznanie obecnych znaków czasu jest nie tylko istotnym zadaniem poznawczym, ale może też uchronić nas od realizacji – wcale nie niemożliwego – czarnego scenariusza. Od historycznej recydywy. Co takiego ukrywamy w piwnicach naszego europejskiego domu, czego nie chcemy – bądź nie potrafimy – sobie przyswoić?

„Najosobliwszą cechą naszej epoki jest to, że przekonani, iż zło tkwi w sercu historii, jednocześnie usilnie odrzucamy to stwierdzenie. Człowiek XXI wieku dziwnie przypomina zatem człowieka pierwotnego, który starał się wypchnąć zło poza ramy znanego mu świata i przekształcić je w tabu. Dla niego, tak jak dla nas, zło niesie nieszczęście. Trzeba się od niego odwrócić. Ale nasz świat nie ma już granic, poza które można by było wrzucić to, czego nie chcemy widzieć, a doświadczenie zła jest w świadomości współczesnych osadzone tak silnie, chaos w umysłach i rzeczach jest tak oczywisty, że przede wszystkim należałoby raczej tchnąć nowe życie we wszystko, co mogłoby złagodzić wszechobecny lęk”.

Nasza sytuacja przypomina nastroje roku 1905 w tym sensie, że, podobnie jak mieszkańcy tamtego świata, mamy strach w oczach i trwożliwie oczekujemy na coś, co szóstym zmysłem przeczuwamy, ale czego nie potrafimy jeszcze dobrze określić i nazwać. To oczekiwanie wiąże się w tajemniczy sposób z traumatyczną pamięcią zepchniętą w podświadome (piwniczne) rejony europejskiej duszy. Zbrodnie XX wieku są w dużej mierze zbrodniami podświadomości, dlatego pozostają tak tajemnicze. I tak groźne. Dopóki nie przyswoimy sobie tego złowrogiego dziedzictwa, dopóty europejski dom będą nawiedzać upiory minionego świata. Nie ma zatem wątpliwości, że to właśnie od tego ciemnego tła, wciąż obecnego w piwnicach naszej europejskiej podświadomości, trzeba w myśleniu zaczynać, bo tylko taka strategia pomoże nam odnaleźć ponownie niejasno rysującą się na horyzoncie obietnicę przyszłości.

Książka Delpech, mocna w diagnozie, ostrożna w prognozach, daleka od optymistycznych nastrojów, pozostawia nas w stanie niepewności. Z jedną wszakże, dającą się bez trudu wyczytać sugestią: rzeczywistość sama się nie zmieni, wszystko – jak zawsze – jest w naszych rękach. Przemiana świata ma (musi mieć!) jako podstawę, jako swój niezbywalny warunek możliwości, przemianę naszego wnętrza. „Musimy rozbić ukryte w nas morze lodu”. Takie motto z Kafki otwiera książkę francuskiej politolog.

Wciąż jest aktualne. Niestety.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.