Richard Rorty, „Filozofia jako polityka kulturalna”

Jarosław Makowski

Czy, jak chcą polscy konserwatyści, Rorty jest ucieleśnieniem relatywizmu i nihilizmu?

Jeszcze 1 minuta czytania

Richard Rorty w „Filozofii jako polityce kulturalnej” odziera  czytelników z  „głupiej nadziei”, że religia albo filozofia niosą obietnicę zbawienia. Jeśli nie w nich, to gdzie człowiek ma szukać drogowskazów? Odpowiedz Rorty'ego jest zaskakująca: w literaturze!

Literatura wolna jest bowiem od tej niebezpiecznej pewności, która sprawia, że prawdy pisane przez małe „p” zamieniają się w prawdy pisane przez „P” duże i służą jako maczugi do okładania obcych, innowierców, nihilistów i relatywistów. Jeśli prawdę w ogóle da się wypowiedzieć, to tylko w języku literackim. Szekspir nie potrzebuje religii, by powiedzieć o sprawach ważnych dla naszego życia.

Richard Rorty, „Filozofia jako polityka
kulturalna”
. Czytelnik, Warszawa,
312 stron, w księgarniach od lipca 2009
Zmarły dwa lata temu Rorty był u nas  regularnie wydawany. Inna rzecz, czy był czytany i rozumiany. Na polski przetłumaczono jego trzy najważniejsze książki: „Filozofia a zwierciadło natury” (1994), „Konsekwencje pragmatyzmu” (1998), i wznowioną w tym roku „Przygodność, ironię i solidarność”. Wydana właśnie „Filozofia jako polityka kulturalna” jest szczególnie pożyteczna. To Rorty w pigułce.

Światową sławę Rorty zawdzięcza nie tylko pragmatyzmowi, którego był najwybitniejszym współczesnym przedstawicielem, ale przede wszystkim społecznemu zaangażowaniu. Nie było w ostatnich latach debaty, by jego głos nie był słyszany. To zaangażowanie brało się z przekonania, że „idee bez mas są bezsilne, ale masy bez idei ślepe”. Rorty był uważnie czytany przez amerykańskich liberałów i lewicę, i traktowany jak  guru, gdy wypowiadał się o kondycji demokracji, wolnościach obywatelskich czy tzw. wojnie ze światowym terroryzmem.

Czy, jak chcą polscy konserwatyści, Rorty jest ucieleśnieniem relatywizmu i nihilizmu, bo nie wierzy w Boga (dawcę Prawdy), ani w prawdę samą w sobie (której dawcą jest rozum metafizyczny)? W „Filozofii jako polityce kulturalnej” pisze: „Pytania w rodzaju: «czy prawda istnieje?» lub «czy wierzysz w prawdę» wydają się naiwne i bezprzedmiotowe. Każdy wie, że różnica między prawdziwymi a fałszywymi przekonaniami jest równie ważna, jak różnica między produktami jadalnymi a trującymi”.

Widać zatem jak na dłoni, że diabeł nie taki straszny, jak go malują. Rorty wręcz obsesyjnie próbuje dociec, jak myśleć i co zrobić, by ludziom żyło się razem lepiej. Przez „lepiej” rozumie taki sposób bycia człowieka, który pozwoliłby zastąpić egoizm solidarnością, nienawiść tolerancją, a głupotę zdrowy rozsądkiem.

Gdzie leży ratunek? „Porzucenie poglądu, że istnieje jakaś wewnętrzna rzeczywistość, którą mają odkryć księża albo filozofowie, albo naukowcy, oznacza oddzielenie potrzeby zbawienia od poszukiwania powszechnego porozumienia – przekonuje Rorty. – Jest to porzucenie poszukiwań adekwatnego ujęcia ludzkiej natury, a tym samym poszukiwanie recept na Przyzwoite Życie Człowieka”. Jeśli taki właśnie jest cel ludzkości, to pozostają nam historia i praktyka. To one podpowiadają, co sprawdziło się w działaniu, a co nie. Nie z filozofii wiemy, że demokracja jest lepszym systemem politycznym od komunizmu, ale stąd, że przetestowaliśmy jedno i drugie na własnej skórze. A to, co jest lepsze dla naszego wspólnotowego życia, jest bliższe prawdzie.

Doskonałą definicją antyfilozoficznej filozofii Rorty'ego jest opinia Francisa Bacona: „rozumowi ludzkiemu nie trzeba dodawać skrzydeł, lecz raczej ołowiu i ciężarów, ażeby hamowały wszelkie wyskoki”. Nie da się ukryć: czytając Rorty'ego, ołów czujemy w każdym zdaniu.