„Cztery lwy”, reż. Christopher Morris

„Cztery lwy”, reż. Christopher Morris

Michał Walkiewicz

Infantylizm jest chorobą, która w filmie Morrisa trawi cały świat

Jeszcze 1 minuta czytania

Historycy przekonują, że trzy heraldyczne lwy z angielskiego herbu to tak naprawdę trzy lamparty, ale kto to widział, żeby zamiast z siłą, płodnością i władzą, dumna monarchia kojarzyła się ze sprytem, okrucieństwem i nocą. Pojawiający się na fabularnych obrzeżach filmu Christophera Morrisa synowie Albionu nie mają jednak nic wspólnego ani z lwami, ani z lampartami. To istoty głupie, samolubne, leniwe, infantylne – wymarzone cele dla islamskich terrorystów bez piątej, a nawet czwartej klepki.

Wspomniani terroryści, choć trudno w to uwierzyć, znajdują się jeszcze niżej w łańcuchu pokarmowym: intelekt plasuje ich gdzieś pomiędzy mangustą a pieskiem preriowym. Na Wyspach spędzili sporo czasu, wyćwiczyli akcent; ten najbystrzejszy, Omar (Riz Ahmed), założył nawet rodzinę. Ale przeznaczenie nie śpi, bramy Dżannahu stoją otworem, a rajskie dziewice przestępują z nogi na nogę – jeśli nie da się wyrwać serca kapitalizmu, należy je chociaż nadwątlić dobrze zorganizowanym zamachem. Przez obóz szkoleniowy w Pakistanie ścieżka wiedzie na powrót do Londynu. Mężczyźni mają swój plan i widzą swój cel, ale, jak to zwykle bywa, plan to lista rzeczy, które się nie udają, a im większy cel, tym łatwiej o pudło. Zwłaszcza, gdy materiały wybuchowe kupuje się na Amazonie, zaś w celu utrudnienia pracy antyterrorystycznym służbom rządowym epileptycznie miota się głową na prawo i lewo („Na wszystkich zdjęciach będziemy rozmazani! – zapewnia jeden z bohaterów).

Złotych pomysłów jest oczywiście więcej: przechytrzenie inwigilatorów poprzez zjedzenie karty SIM, montowanie zdalnie detonowanych ładunków na krukach, testowanie sprzętu w zasięgu kamer przemysłowych. Wszystko to gagi, które w filmie Morrisa opierają się na gatunkowych kliszach i narodowych stereotypach. Ironizowanie na temat tychże stereotypów zasila zarówno komediową, jak i dramatyczną warstwę filmu. Mnożenie ich i konfrontowanie z wrażliwością pomnego bezprecedensowych aktów terroru widza nie zakrawa może na wielką prowokację, lecz ma swoją wagę – zwłaszcza że zagrożenie nadchodzi ze strony bohaterów, którzy uważają islam za religię słabą, o fundamentach systematycznie podkopywanych przez laicyzujących się na obczyźnie ziomków. Jeden z mężczyzn chce nawet wysadzić meczet, by w ten sposób zjednoczyć rozproszonych geograficznie i intelektualnie współbratymców.

Morris nie ma jednak ambicji wpisywania swojej historii w szerszy, polityczny kontekst. Choć w jego filmie pojawia się scena panelu jajogłowych socjologów, próbujących rozwikłać kwestię dyskryminacji arabskiej mniejszości, jest to wyłącznie satyryczny skrót (scena ta kończy się zresztą osobliwym, hip-hopowym performance'm w wykonaniu młodego, gniewnego Araba). Tym, co naprawdę go interesuje, jest pewnego rodzaju „ikonografia terroru”, zbudowana i ciągle rozszerzana przez popkulturę. To język nadający się na cel szyderstwa równie dobrze jak każdy inny. Świetnie pokazuje to już otwierająca film scena, w której bohaterowie bezskutecznie próbują nagrać „oświadczenie” na modłę swoich idoli z Al-Kaidy. Przeszkadza im w tym jednak replika kałasznikowa, która wygląda jak zabawka skradziona z kinderbalu.

„Cztery lwy”, reż. Christopher Morris.
Wielka Brytania 2009, w kinach od  17 sierpinia  2012
Nie bez przyczyny przez utwór przewija się bajka, czytana przez Omara synowi. To zresztą karkołomna i zafałszowana parafraza disnejowskiego „Króla lwa”, wedle której młody lew Simba przez przypadek zabija swojego ojca i zrzuca winę na zagrażającego królestwu Skazę. Okłamując przyjaciół, zyskuje bojowników o sprawę i wkrótce staje się jej męczennikiem. Historia ta jest dla bohatera rękojmią słuszności fanatycznej retoryki. I podobnie jak wspomniany plastikowy karabin, symbolizuje infantylizm – chorobę, która w filmie Morrisa trawi cały świat: zarówno niewierzących „dorosłych obywateli” (według nomenklatury Beniamina Barbera, autora bestselleru „Dżihad kontra McŚwiat”), czyli żyjących w dostatku beneficjentów obyczajowej rewolucji, jak i ludzi islamskiej wiary, która, jak przekonuje jeden z bohaterów, dawno już przestała się opłacać.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.