Piotr Grabowski, „Retorsje”

Piotr Grabowski, „Retorsje”

Alek Hudzik

Wystawa do łatwych nie należy, pokazane obiekty są wyjątkowo niezgrabne do opisania, a Grabowski wcale nie rozdaje kluczy do ich interpretacji

Jeszcze 1 minuta czytania

Wystaw przygotowanych wspólnie przez CSW Zamek Ujazdowski i Bank PKO SA dotychczas nie recenzowałem, bo przypominałoby to kopanie leżącego. Dwanaście godzin dzieli wernisaż od finisażu poprzedniej „dwutygodniówki”, a to w sam raz tyle, żeby zawiesić kilka prac wyciągniętych zza pieca. Tym razem miało być inaczej; Piotr Grabowski w Project Roomie mógł popracować dłużej, bo jego wystawa „Retorsje” otwierała jesienną ramówkę galerii.

Cztery ściany sali wystawowej opasane są drutem pod napięciem, pastuchem, którego zadaniem jest powstrzymywanie krnąbrnego bydła przed ucieczką z pastwiska. W tym wypadku to my jesteśmy bydłem, a trzy linie metalowego drutu przypominają ogrodzenie zakładu karnego. Uczucie nieprzyjemne. Klatka nie zamyka wyjścia, nie zmniejsza radykalnie przestrzeni, separuje nas jednak od większości obiektów, dzieląc tym samym wystawę na dwie rzeczywistości. Fizyczną, w której znajduje się widz, i nienamacalną, umownie wirtualną, za ogrodzeniem.

„Retorsje”

Wystawa Piotra Grabowskiego, kurator: Stach Szabłowski, Bank PKO Project Room, CSW Zamek Ujazdowski, Warszawa, do 6 września 2012

Zza elektrycznego parkanu pobłyskują trzy duże metalowe płyty, na których niewyraźnie wygrawerowane są autografy. Na każdej płycie inne: Wisławy Szymborskiej, Beniamina Netanyahu i Michaiła Chodorkowskiego. Powtarzany setki razy gest podrabiania podpisu doprowadził artystę do perfekcji. Pewnie gdyby szwindel, intelektualny czy finansowy, przyszedł mu do głowy, droga byłaby bardzo prosta. Mógłby przecież podpisać przelew, podrobić wiersz, symboliczna władza podpisu stałaby się jego udziałem – ale czy Grabowski chce kraść?

Podszywanie się, zmiana tożsamości jest początkiem nowej struktury myślenia, którą proponuje artysta. Myślenia i działania w rzeczywistości wirtualnej, na mocy praw i zasad dyktowanych przez jej aparaty. Kradzież w świecie wirtualnym nie mieści się w granicach kradzieży materialnej. Podszywanie się nie musi być jednoznaczne z kradzieżą, a jedynie z rodzajem kreacji samego siebie. O internetowej rzeczywistości mówi się jako o społeczeństwie 2.0. Sami organizujemy sobie przestrzeń, starannie selekcjonujemy znajomych, nikt nie może nas obrażać, zagrożeń jest mniej niż w fizycznej rzeczywistości. Agresja przenosi się w inne rejony i te rejony tropi Grabowski.

Wyświetlane na wystawie wideo to montaż z gry komputerowej Wildlife Park. Korzystając z błędów w grze, artysta stworzył wirtualne zoo bez klatek, w którym między ludźmi i wilkami nie ma żadnych barier. Efekt do przewidzenia – zwierzęta dopadają swoje ofiary, które na domiar złego nie umierają, gdyż autorzy nie przewidzieli opcji „śmierć”. Praca przypomina scenę z filmu „Słoń” Gusa Van Santa. Młodociani przestępcy przed masakrą w szkole Columbine grali w słynną strzelankę komputerową DOOM – na zaprojektowanej przez chłopców planszy celem byli ich szkolni koledzy.

Jedynym elementem instalacji umieszczonym w obrębie elektrycznego ogrodzenia jest układanka z betonu, kawałków szkła i patyków, tworząca wzór materiału maskującego. Wojskowy kamuflaż i więzienne druty idealnie do siebie pasują, wystrój to jednak sprawa drugorzędna. Paradoksalnie ten betonowo-szklany kolaż znów odnosi nas do rzeczywistości wirtualnej – kategoria kolażu świetnie oddaje mechanikę myślenia społeczeństwa internetowego. Otwierając wciąż kolejne elementy „w nowej karcie”, poruszamy się od odnośnika do odnośnika, łączymy i komponujemy znaczenia, a nasza wiedza staje się fragmentaryczna. Grunt, że wiemy, jaki wers wpisać w wyszukiwarkę.

Przypadkowymi gestami, przedmiotami i symbolami szafowała niedawno Shana Moulton na wystawie „Siła woli” w Białymstoku. Artystka operowała wideo, Grabowski zaś wybiera materiały ciężkie, namacalne, by połączyć je z internetową metodą myślenia i pracy. Tym samym jeszcze silniej niż Moulton akcentuje wpływ świata wirtualnego na rzeczywistość fizyczną oraz zacierające się między nimi granice.

Pasaż pomiędzy dwiema rzeczywistościami pozwala rozumieć czym są tytułowe „Retorsje”. Nie chodzi tu o polityczny gest, a o symetryczność – regułę, którą rządzą się retorsje. Mechanizm polega na wyciągnięciu ze świata wirtualnego przedmiotu i wklejeniu go do świata fizycznego, tak jak niegdyś przedmioty z otaczającej rzeczywistości były przenoszone do wirtualnego obiegu. Google jest szkicownikiem, a wszystkie obiekty pokazane na wystawie mają swój początek w internecie. Nie ma w tym nic z net.artowego zachwytu nad wydajnością komputera i postępem technologicznym softwearu. Jest za to krytyczna refleksja nad równoległymi rzeczywistościami, które stają się coraz bardziej nierozerwalne. Po jednej i drugiej stronie muru czai się osaczenie; albo zostaniesz w klatce, albo wyjdziesz i zjedzą cię wilki. Retorsje nakręcają się wewnętrzną energią dwóch walczących sił. I choć instalacja tylko symbolizuje tę sytuację, to nastrój opresji pozostaje jak najbardziej rzeczywisty.

Wystawa do łatwych nie należy, pokazane obiekty są wyjątkowo niezgrabne do opisania, a Grabowski wcale nie rozdaje kluczy do ich interpretacji. Udało mu się jednak stworzyć bardzo zwartą, precyzyjną całość, której nie spodziewałem się po niewielkiej, eksperymentalnej przestrzeni Project Roomu. Wielki plus za krytyczność wobec wirtualnej rzeczywistości, którą masowo inspirują się dziś młodzi artyści.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.