Jeszcze 1 minuta czytania

Tomasz Cyz

NASŁUCH:
Zniszcz go, krytyku i krytyczko!

Tomasz Cyz

Tomasz Cyz

„To niszowy temat” – powiedział ktoś, komentując hasło wywoławcze kolejnego „Śniadania prasowego”. „Zniszcz go!” kręciło się wokół tego, czym jest i dla kogo jest tak zwana „zła krytyka”. Czyli krytyka negatywna.

Wydawałoby się, że „zła krytyka” jest sprawą niesłychanie przyjemną. Nic bardziej mylnego. Zresztą, w świecie ciągłej promocji, w którym zdanie Antoniego Słonimskiego o tym, że nieważne, czy dobrze, czy źle, byle po nazwisku, jest jeszcze bardziej aktualne (i najlepiej pisać o wszystkim przed, a nie długo po), krytyka w ogóle wydaje się czymś nie na miejscu. Tym bardziej „zła krytyka”. Artysta zwykle nie tyle oczekuje, żeby opisać i nazywać jego dzieło, ile by go chwalić. Publiczność najczęściej nie tyle oczekuje, by jej wyjaśnić, o co chodzi, ile by jej dogodzić zbieżnym myśleniem. A jak już krytyk się odważy, to zawsze można odpowiednio skomentować, ukrywając twarz, tożsamość, sex czy gender, iloraz inteligencji, wrażliwość. Anonimowość – powszechna dziś nie tylko w sieci – jest zresztą sprzeczna z pojęciem krytyki.

Ilu nas jest? Ludzi, którzy chcą przeczytać krytyczne omówienie wystawy z Torunia, premiery teatralnej z Bydgoszczy czy Gdyni, koncertu z Poznania, festiwalu literackiego z Krakowa czy filmowego z Wrocławia? 50 tysięcy? 100 tysięcy? 20 tysięcy? 5 tysięcy? Po co nam to? Po co nam ta perwersyjna przyjemność płynąca nie tyle nawet z czytania takich tekstów, ile z pisania? Jesteśmy jak Wellsowscy Eloje zżerani przez Morloków, o czym trafnie przypomniał ostatnio Krzysztof Varga. A może na wzór mniejszości niemieckiej powinniśmy mieć stałe przedstawicielstwo w sejmie. Nie jako partia ludzi kultury, nawet nie jako Obywatele Kultury – jako „mniejszość kulturalna”.

Oczywiście, nie jesteśmy święci. Pisząc o kulturze, o sztuce, popełniamy większość z siedmiu grzechów głównych. Jesteśmy chciwi na sztukę (ale też często popełniamy grzech zaniedbania); zazdrośni o niektóre tematy; gniewni na rzeczy błahe, letnie, nieudane; wreszcie pyszni, bo czymże innym jest próba nazwania sztuki po imieniu – inaczej niż zrobił to już autor – jak nie pychą. Dlatego krytyk jest przedziwnym stopem nieśmiałości i barbarzyństwa, cierpienia i narcyzmu, wrażliwości i bezwzględności, afirmacji i ironii. I najlepiej jak jest pozbawiony cynizmu. Ale nie złośliwości i poczucia humoru. Tym bardziej, jeśli pracuje za takie stawki.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.