Zajmował się myśleniem
prof. Porębski jako Gertruda Stein, fot. Adam Rzepecki / dzięki uprzejmości Galerii Pies

Zajmował się myśleniem

Maria Poprzęcka

Wizerunek profesora Porębskiego byłby niepełny, gdyby pominąć Jego rolę jako krytyka i przyjaciela artystów, który – choć przed laty ogłosił „Pożegnanie z krytyką”– nigdy jej przecież nie zaprzestał

Jeszcze 3 minuty czytania

Trwa czarny sezon. W kilka dni po pożegnaniu wielkiego malarza i myśliciela, Jacka Sempolińskiego, 10 września 2012, w wieku 91 lat, zmarł profesor Mieczysław Porębski. Wobec tak wielostronnej i bogatej biografii intelektualnej, nazwanie Porębskiego historykiem, teoretykiem i krytykiem sztuki, jakkolwiek szerokie, okazuje się dalece niewystarczające. Przed laty żona profesora, Anna Porębska, relacjonując w liście do przyjaciółki zajęcia uczonych kolegów, tak skwitowała zatrudnienie swego męża: „co zaś do Mietka, zajmuje się on myśleniem”.

Czym bowiem w swym długim życiu „zajmował się” profesor Mieczysław Porębski? Teorią sztuki i teorią informacji, logiką i teatrem Cricot, semiotyką i Grottgerem, matematyką i Matejką, zawsze i niezmiennie powstającą wokół niego i często z jego inspirującym udziałem sztuką. Sztuką bliskich przyjaciół: Kantora, Nowosielskiego, Brzozowskiego, artystów Grupy Krakowskiej, której sam był członkiem. I sztuką dalszą, jak Picassa, którego w pewnym momencie porzucił. A poza tym żył w „tym kraju” i tego kraju kulturą, historią, losem. W tym wszystkim jednak w istocie „zajmował się myśleniem”.

Zacznijmy jednak od historii sztuki, którą profesor Porębski, z wojenną przerwą, studiował i której całe życie nauczał w uczelniach artystycznych (w tym najdłużej na warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych) i na rodzimym Uniwersytecie Jagiellońskim. Obszary Jego zainteresowań mogą postronnym wydać się zaskakujące w swej odmienności: z jednej strony „Malowane dzieje, polska ikonografia patriotyczna XIX wieku, Grottger, Matejko, Rodakowski, a z drugiej – „Granica współczesności, rodzenie się europejskich awangard, Picasso, ale także Witkacy, no i artyści współcześni, zwłaszcza ci najbliżsi. Owym zbliżeniom do tak różnych obszarów towarzyszyła nieustannie pogłębiana refleksja nad problematyką teoretyczną i metodologiczną, wobec jakiej stawia badacza sztuka w swej wiecznej zmienności i niepochwytności.

Mieczysław PorębskiStąd wzięły się próby uzupełnienia wiedzy o sztuce i poszerzenia jej horyzontów metodami zaczerpniętymi z etnologii i antropologii kulturowej, socjologii, semiotyki, językoznawstwa, logiki i matematyki. W latach 60. profesor Porębski uległ fascynacji strukturalizmem i matematyczną teorią gier adaptowaną do teorii informacji, fascynacji  wypływającej z pokusy „uprawiania humanistyki jako nauki ścisłej”. Zaowocowało to próbą syntezy teoretycznej w książce „Ikonosfera” (1972), najbardziej znanej publikacji Porębskiego, w swoim czasie rozchwytywanej i zaczytywanej, potem na trwale wpisanej w kanon humanistycznych lektur. Porębski wystąpił tam z propozycją systemu „języka wyższego typu”, języka metakrytyki, zbudowanego na bazie „ogólnej  i k o n i k i, która by była dla obrazów tym, czym jest semiotyka dla znaków albo logika dla pojęć”. Dalszym ciągiem tych fascynacji stała się książka „Sztuka a informacja” (1986), stawiająca humanistów wobec trudnej próby przedarcia się przez matematyczno-cybernetyczny język wywodu.

Ciekawość i otwartość na nowe metody, teorie i idee profesor Porębski łączył zawsze z czujnym krytycyzmem i samokrytycyzmem. Nigdy nie tracił z oczu specyfiki dzieła sztuki ani też wrażliwości na adekwatność metod wobec przedmiotu badań, wciąż rewidując, także i swoje sądy, co uczonym nie często się zdarza. Z czasem też nabrał dystansu do pokus restrykcyjnego uściślenia notorycznie wieloznacznego i metaforycznego języka humanistyki, świadom, że nieścisły język okazał się dopuszczalny, a nawet uznany za niezbędny na terenie nauki uchodzącej za najściślejszą ze ścisłych - matematyki. W swych dalszych badaniach przyjął postawę z ducha i litery hermeneutyczną, opierając się na przekonaniu, które można uznać za credo całego jego pisarstwa o sztuce: o „nieśmiertelności sztuki jako medium międzyludzkiego porozumienia”. Szczególny nacisk kładł przy tym na fakt, że każde dzieło sztuki jest niepowtarzalnym indywiduum o własnej, fundamentalnej wartości i podobnie jak jego twórca – człowiek – nie da się zastąpić równoważnym co do sensu i doniosłości, co do swej integritas, egzemplarzem „podobnego gatunku” czy komunikatem o analogicznej treści.

Jednak wartość i samo istnienie dzieła sztuki skazane są na entropię, zniszczenie. I dlatego Profesor tak usilnie uczył studentów – co pozornie wydać się może odległe od jego wizerunku zagłębionego w metodologicznych rozważaniach teoretyka – że historyk sztuki to przede wszystkim ten, kto się sztuką opiekuje: konserwator, muzealnik, inwentaryzator. Że trzeba wyjść z biblioteki i zaczarowanego kręgu medialnych pośrednictw, pojechać w teren, iść do galerii, do muzealnego magazynu, do pracowni artysty. Zobaczyć, dotknąć, poczuć substancję dzieła. „Ze sztuką trzeba zamieszkać, tak samo z artystami trzeba współżyć” – przekonywał nas nie tak dawno.
Konsekwentnie, sam należał do nielicznych badaczy sztuki łączących pracę uniwersytecką z działalnością muzealną. Przez lata swej pracy kuratora w Muzeum Narodowym w Krakowie nadał autorski program dwom najważniejszym ekspozycjom stałym – Galerii Malarstwa Polskiego XIX wieku w Sukiennicach i Galerii Malarstwa XX wieku w Nowym Gmachu. Stworzył tym samym sugestywny, kanoniczny obraz sztuki polskiej, z niezrozumiałych względów przez Muzeum niedawno zmieniony.

W późniejszym pisaniu o sztuce Mieczysława Porębskiego daje się obserwować zwrot do „krytyki świadectwa”, która otwiera nowe horyzonty widzenia oraz do interpretacji sztuki jako „medium międzyludzkiego porozumienia”. Interpretacji ujętej w poetyce bezpośredniego dialogu i „dotyku” konkretnego dzieła, a także w kontekście biografii jego autora i pytań o jego bios, a także ethospathos. Nie oznaczało to jednak definitywnego „pożegnania z teorią” (co byłoby równie łudząco deklaratywne, jak ogłoszone niegdyś przezeń „pożegnanie z krytyką”). Polegało na innym rozłożeniu akcentów, a także nawiązaniu do filozoficznej eseistyki klasyków i pisarzy, którzy nie rezygnując z uogólnień, potrafili wnikliwie penetrować szczegół, konkret, jednostkowe fakty i „krótkotrwałe trwanie”.

Jacek Sempoliński / fot. dzięki uprzejmości ZachętyTo właśnie Jacek Sempoliński najtrafniej komentował ewolucję poglądów i pisarskich strategii Profesora:
„Obraz sztuki Porębski całe życie tworzył, angażując wszystkie swe przymioty: wrażliwość, wyobraźnię i sceptyczną refleksję. Ciekaw wszystkich przejawów życia artystycznego i intelektualnego. A ponieważ obraz stale się zmieniał, ciekawość Porębskiego gromadziła wszystkie narzędzia dostępne, by nimi ująć heterogenność świata sztuki, czy, ogólniej, kultury […] czasem wydawało się dziwne, czemu Porębski zapuszcza się w tereny ze sztuką nie mające nic wspólnego, czemu uruchamia warsztaty zawarowane dla innych specjalności niż historia sztuki. Zapominano, że historia sztuki to dziedzina, która stale się tworzy, zapominano, że on, pisarz, prowadzi narrację meandrami, nie według ustalonych linii. [...] Zawsze, i od sztuki i od myśli oczekuje się (i wymusza nawet) czegoś określonego, tworzenia konstrukcji niewątpliwych, które w ciągu tradycji zarysują wyraźne miejsce i będą ogniwem łańcucha. Zapomina się, że z takim nastawieniem żadne dzieło powstać nie może. Uchylając pytanie «dlaczego», uchylamy w ogóle akt twórczy”.

Penetrując rozliczne dziedziny nauki i sztuki, Mieczysław Porębski nigdy nie pozostawał obojętny na otaczającą go rzeczywistość, a nawet jej skrzeczącą pospolitość. Obserwował zmiany kulturowego krajobrazu, śledził stereotypy i mity narodowej świadomości. Oblicze już nie tylko uczonego i myśliciela, lecz obywatela zatroskanego o swój kraj ukazał w opublikowanej przed dziesięciu laty książce „Polskość jako sytuacja. Kto dziś tak o polskości pisze? Gdy, tak jak Porębski, patrzy się na „obszar polskości w świecie zdarzeń” z rozległej perspektywy tysiącletniej historii i ogarnia wzrokiem przestrzeń od krzyżackich zamków po kresowe zagony, dzisiejsze, straszliwe nadużycia słowa mogą  wyglądać na nieznaczące incydenty. Pisał: „Sytuację zwaną polskością warunkuje – tak bym to przynajmniej widział – istnienie (po części zwartej, po części żyjącej w diasporze) wspólnoty duchowej, która skupia się wokół pewnych historycznie ukształtowanych symboli, z symbolami tymi identyfikuje swe trwanie, trwania tego ciągłość i godność”. Wskazywał przy tym na rozliczne tej polskości zagrożenia, ale również zagrożenia polskością, których nasza apologetyczna historia nie widziała i widzieć nie chciała i wreszcie zagrożenie najgorsze – zagrożenie polskości przez zaniechanie polskości, acedię, „grzech nierządnego smutku”.

Wizerunek profesora Porębskiego byłby niepełny, wręcz nieprawdziwy, gdyby pominąć Jego rolę jako krytyka i przyjaciela artystów, który, choć przed laty ogłosił swe „Pożegnanie z krytyką”, nigdy jej przecież nie zaprzestał. Istota Porębskiego pisania o artystach tkwi nie tylko w nieporównanej literackiej formie. Przede wszystkim w uświadamianiu, czym może być sztuka. Czym może być dla nas, którzy z nią „współżyjemy”. Jak daleko może prowadzić nasze myśli, jak może wciągnąć w głąb czasów i jak otwierać ku przyszłości. Jakie potrafi uruchamiać ciągi skojarzeń i jak pobudzać wyobraźnię. Jak kawałek zarysowanego papieru czy zamalowanego płótna może objawiać historiozoficzne i teologiczne horyzonty. Prowokować do stawiania pytań największej wagi. Nie tylko sztuki dotyczących. Bo taki jest sens sztuki. By wiodła do światłego i śmiałego obcowania ze światem. Do nawiązywania relacji z olbrzymim uniwersum kultury, z jego oszałamiającym imaginarium. Do poczucia więzi z czasem minionym, którego nasz czas jest tylko wybitym rytmami historii kolejnym corso.

Przyszło nam żegnać się z dwoma wielkimi postaciami naszego życia artystycznego i naukowego. Więc na koniec jeszcze raz słowa o Mieczysławie Porębskim, zostawione przez Jacka Sempolińskiego:
„Osamotnienie artysty czy myśliciela może być tyleż frustrujące, co inspirujące, a w Porębskim mamy wsparcie. Wsparcie mamy też w takiej postawie, która akt twórczy widzi w jego suwerenności, niemal mistycznej; to pozwala jakoś żyć. Tylko że życie biegnie różnymi torami – jest introwertyczne i ekstrawertyczne równocześnie. Może z tego dałoby się ułożyć jakąś syntezę? Obszar twórczości, rozbity na miazgę, może jest obrazem dzisiejszego świata, w którym nawet wojna nie jest tym, czym była dawniej. Czy prace Porębskiego przewidziały to? Z pewnością. Osamotnieni, winniśmy wrócić do lektury jego książek, w ich różnorodności i zmienności dostrzec jakieś scalenie”.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.