Jeszcze 1 minuta czytania

Katarzyna Tórz

OPÓR CODZIENNY:
Umyj ręce i siedź prosto

Katarzyna Tórz

Katarzyna Tórz

Walizka w drodze powrotnej jest zawsze cięższa. Na przykład z Japonii można przywieźć dowolny przedmiot z wizerunkiem Hello Kitty, albo sąsiada Totoro, migoczący ledami pokrowiec na iPhone'a 5, ceramiczne miseczki, sake, zieloną sproszkowaną herbatę, suszone rybki, kimono czy złotego kota ruszającego łapą. Gorzej z sushi, chyba że zdecydujemy się na plastikową hiperrealistyczną atrapę.

Miastem idealnym do zbierania wrażeń i robienia zdjęć jest Tokio. Zwłaszcza dla tych, którzy spragnieni są inności, stanu nie-rozumienia, rozpłynięcia się w strumieniu bodźców i obcych obrazów. Tysiące z nich można nagrać, przywieźć ze sobą w postaci gigabajtów danych, zarchiwizować w prywatnej bibliotece ze wspomnieniami. Istnieje jednak coś jeszcze, coś niematerialnego, znajdującego się poza logiką kosztów i utowarowienia, stan, który warto jest przyswoić i przenieść na dowolny grunt. To japońska grzeczność i rozwinięta wyobraźnia, która ustanawia kodeks międzyludzkich relacji, opartych na szacunku i byciu pomocnym.

Uderzające przybyszów wysokie zorganizowanie życia społecznego czy miejskiego jest możliwe dzięki sprecyzowanym i przestrzeganym niemal bez wyjątku regułom zachowania. Dobre maniery czy kindersztuba kojarzą się z czymś staromodnym, sztucznym i wymuszonym. Savoir-vivre to nie sztuka życia, tylko – w najlepszym razie – zestaw sztuczek, know how – jak jeść kraba, do czego podać białe wino, czym różni się koktajl od bankietu. Oznacza skupienie na powierzchowności i unikaniu kompromitacji, na formie, która powinna stwarzać tak przekonujące pozory, że stają się one prawdą.

Niewykluczone, że podobne motywacje towarzyszą Japończykom i stoją za ich kulturą i tradycją  regulującą tak wiele sfer życia społecznego. W tym wypadku jednak muszą one być wyjątkowo zinternalizowane, tak bardzo, że stają się jedynym możliwym modus vivendi. Widać to w zasadach ogólnego zachowania (całkowity brak śmieci na ulicach) i indywidualnych gestach (począwszy od powitania, uważnego i uprzejmego traktowania gościa w najmniejszej nawet restauracji, poprzez przyjmowanie pieniędzy czy wręczanie wizytówki). Wszystko to można nazwać zbędnym ceremoniałem i pustą konwencją. Daje ona jednak powszechne narzędzia służące życiu w ładzie i względnym wzajemnym szacunku, nawet do obcego.

W Polsce dobre maniery kojarzą się nieodmiennie z pokoleniem przedwojennym, ze snobizmem lub przymusem, we wszystkich tych przypadkach zniechęcając do zastosowania – ze względu na ich staroświecki, sztuczny, lub oparty na przemocy charakter. W życiu publicznym (od sytuacji w autobusie po sytuacje w parlamencie) grzeczność wydaje się oznaką słabości, uniżenia albo braku siły przebicia.

Niestety, popularne od paru lat restauracje sushi nie zdołały wywrzeć na swoich gościach takiego wrażenia, żeby skłonić ich do głębszej inspiracji kulturą, która stworzyła to proste, w istocie skromne danie. Wyobraźmy sobie, że wprost proporcjonalnie do wysokości rachunków rósłby poziom empatii i uprzejmości bywalców tych restauracji do swoich bliźnich. Tylko w Warszawie mogłoby to wywołać prawdziwą obyczajową rewolucję.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).