Jeszcze 1 minuta czytania

Maria Poprzęcka

NA OKO:
Bywalczynie

Maria Poprzęcka

Maria Poprzęcka

Według opracowań Głównego Urzędu Statystycznego „w Polsce występuje zjawisko wysokiej nadumieralności mężczyzn. W latach 50. ubiegłego stulecia różnica między przeciętnym trwaniem życia mężczyzn i kobiet wynosiła ok. 5,5 roku. Początek nowego stulecia podniósł wzrost tej wartości do 8,6 lat w 2009 roku”. Przeciętna długość życia mężczyzny wynosiła w tymże roku 72 lata, kobiety – 80 lat.

Czym jest te 8,6 dłuższego życia? Zapewne socjologowie mają swoje odpowiedzi, ale proste życiowe doświadczenie mówi: to lata wdowieństwa. Najlepiej widać to na cmentarzach. Miasta umarłych to miasta żywych kobiet. Widać to szczególnie w dni powszednie, gdy nie ma rodzinnych odwiedzin grobów, natomiast przychodzą one – stałe i wierne bywalczynie.

fot. M. Poprzęcka

Bywalczynie to emerytki i rencistki liczące każdy grosz. Stragany przed cmentarzami są drogie, wiec znicze taszczy się z supermarketu lub z dyskontu. Rozsady i kwiaty – z działki albo z balkonowych hodowli w pojemnikach po jogurcie. Można praktycznie przejść na kwiaty sztuczne. Piękne, kolorowe i nie trzeba podlewać, najwyżej czasem umyć. Teraz robią nawet stosowne do sezonu – narcyzy wiosną, pelargonie latem, chryzantemy jesienią. Kosztują, ale się opłacają.

fot. M. PoprzęckaZnicze i kwiaty to nie wszystko. Dochodzi niezbędny sprzęt – wiadra, miotełki, łopatki, grabki, nożyce, konewki, szczotki, ścierki, środki czyszczące. W sklepach są specjalne: do lastrico, do kamienia, do brązu. Ale znowu – drogie. Musi wystarczyć woda z ludwikiem. Wszystko to razem składa się na bagaż niezborny i ciężki, więc jedzie się i idzie powoli. Wizyta na cmentarzu to wielogodzinna wyprawa. Lecz nie ma się do czego spieszyć.

Powolna krzątanina wokół grobu niczym w istocie nie różni się od codziennej krzątaniny domowej. Zamiatanie, mycie, szorowanie, polerowanie, podlewanie, grabienie, pielenie, zgarnianie i wynoszenie śmieci. Wreszcie finał – ustawianie kwiatów i zapalanie zniczy. Kwiaty kradną, a znicze kapią na grobowe płyty. Więc wazony i doniczki się przykleja lub nawet betonuje. Można też wielkimi literami podpisać. Pod kapiące znicze najlepiej podłożyć kawałek szkła – nie widać, a chroni. Wreszcie można przysiąść i odpocząć. Zmówić „wieczny odpoczynek”.

fot. M. PoprzęckaCmentarna codzienność, daleka od tłumnej odświętności dni zaduszkowych i pogrzebowych ceremonii, otwiera szczególną perspektywę eschatologiczną. Śmierć jest tu uszanowana, ale całkowicie oswojona i udomowiona. Otchłań między światem a zaświatami pokonuje skrzętna dreptanina. Cmentarz ze „swoimi” grobami staje się bezpośrednim przedłużeniem zwykłego życia, z jego prostymi powinnościami i pracami. Jak w domowym gospodarstwie – trzeba o wszystko zadbać, ogarnąć, sprzątnąć, zrobić co należy. Uporządkować to, co materialne, by na koniec pomyśleć o tym, co poza, czy ponad nami.

Ksiądz profesor Stanisław Pasierb, nieżyjący już historyk sztuki i poeta, napisał kiedyś wiersz, wciąż bardzo lubiany: „Stare kobiety w kościele. To te same kobiety, które godzinami krzątają się na cmentarzach:

Stare kobiety lubią być w kościele
Są najwierniejszą publicznością Pana Boga
Nie od święta ale na co dzień
Stare panny i samotne wdowy
Przychodzą rano w południe wieczorem
Klęczą ślęczą w półmroku cierpliwe
Tyle się naczekały w życiu
Na życie na koniec którejś wojny na szczęście
Na dzieci ze szkoły na męża z pracy albo z knajpy
One wiedzą że miłość to czekanie
One czuwają panny wierne…

PS. Dnia 17 października, gdy kończyłam pisać o cmentarnej codzienności, przyszła wiadomość o śmierci dr hab. Małgorzaty Kitowskiej-Łysiak, znakomitego historyka i krytyka sztuki z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, naszej wspaniałej Koleżanki i Przyjaciółki, najdzielniejszej z dzielnych. Jej pamięci ten tekst poświęcam.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.