Sylwia Chutnik, „Cwaniary”

Sylwia Chutnik, „Cwaniary”

Emilia Konwerska

W „Cwaniarach” poznajemy ciąg dalszy katalogu postaci kobiecych znanych z „Kieszonkowego atlasu kobiet”. Tym razem w przestrzeni publicznej. Bywamy na cmentarzu, w autobusie, warzywniaku i u kosmetyczki

Jeszcze 1 minuta czytania

„Cwaniary” to napis na śmietniku, na szarym murze przeniesiony w świat literatury. W nowej powieści Sylwii Chutnik dostajemy walkę na noże z genderem, zachwyt Warszawą i jej mniej oficjalną twarzą oraz pankowe ideały.

Akcja „Cwaniar” toczy się na ulicy. Bohaterki opuszczają przestrzeń „kobiecą”, porzucają domowe obowiązki i wymierzają sprawiedliwość. Nie ma tu miejsca na subtelności, na dylematy i hermeneutykę ciosów w potylicę. Halina, Celina, Stefa, Bronka – wszystkie mają misję, noszą imiona partyzantek, riot grrrls z wojennej Warszawy noszących granaty pod sukienką. O co walczą? „Walczę o to samo, o co walczyli ci wszyscy w hełmach i panterkach. O siebie walczę, o swoje koleżanki. O sprawiedliwość”. Dziewczyny poruszają się po mieście, a my razem z nimi. Młoda wdowa (nie całkiem wdowa, bo nie było ślubu, nie można płakać), właścicielka solarium, maltretowana żona. Wszystkie mają swoje traumy, ale nie mogą, nie chcą się poddać. Są superbohaterkami z feministycznej bajki. Jesteśmy silne, razem silniejsze. Halina chciałaby napisać swoją wersję „Dziewcząt z Nowolipek”. Napisała ją więc Chutnik. Powieść jest pochwałą zemsty, wyznaniem miłości do kopniaków, ciosów, zakrwawionych pięści. „Tylko zemsta może uratować wszystkie sprzątające kobiety w wałkach, w podomkach, w uwięzieniu między odkurzaczem a pralką. Tylko wendeta śniadaniowa, pokawowa, nagła potrafi idealnie zaspokoić rozedrgane zmysły. Można do niej zaprosić inne osoby, czemu nie, przygotować «zemsta party», ale należy w nim uczestniczyć. W innym razie nie jest to pełna zapłata za doznane krzywdy”.

Sylwia Chutnik, „Cwaniary”. Świat Książki,
Warszawa, 240 stron,
w księgarniach od listopada 2012
„Kiesznkowy atles kobiet”, „Dzidzia”, „Aleksandra. Rzecz o Piłsudskim”wszystkie książki Sylwii Chutnik budują etos kobiety walczącej, która poświęca się za sprawę, dostajemy herstory w wersji literackiej. W powieści „Cwaniary” poznajemy ciąg dalszy katalogu postaci kobiecych znanych z „Kieszonkowego atlasu kobiet”. Tym razem w przestrzeni publicznej. Bywamy na cmentarzu, poznajemy dress code oraz etykietę nagrobną, bywamy w autobusie, warzywniaku i u kosmetyczki. Chutnik opisuje zwyczaje, przytacza rozmowy, problemy. Gdzie wsiąść, gdzie wysiąć, co kupić. Bródno, stara Warszawa, gdzie wszyscy się znają, jest dla Chutnik krainą szczęśliwości, wspólnotą bez podziałów – za koleżankę idzie się w dym, za swoją kamienicę idzie się do piachu. Przekręty deweloperów-przestępców, lokatorska solidarność, walka o miejsce do życia. Chutnik buduje historię rebelii, która nie ma szans na zwycięstwo. W skład dzielnej ekipy mścicieli, pogromców kapitalizmu wchodzą osiedlowi szaleńcy, dresiarze o złotych sercach, dzielne kobiety i staruszka, która zna kanały, bo walczyła w powstaniu. Trzeba zniszczyć tych bandytów, ich krawaty i drogie samochody, podłożyć dynamit, wbić noże w gardła, spalić. Bohaterki odwiedzają skłoty, śmietniki są najlepszymi restauracjami, deportacje emigrantów, partyzantka ogrodnicza – to alternatywna Warszawa. Świat z pankowego zina i wlepki. United wykluczonych przez społeczeństwo – ze względu na wiek, płeć, pochodzenie. Autorka „Cwaniar” snuje wizję rewolucji w której młoda bogata dziewczyna wychodzi z luksusowego samochodu, żeby razem z panem Staśkiem rzucać kamieniami.

Kiedy autorka pochyla się nad swoimi bohaterkami, kiedy zagląda do ich domów, łóżek, książka wchodzi na nowy, przejmujący poziom. Memento mori codziennych przedmiotów, okruchów zostawionych na talerzu przez martwego już chłopaka, akty zgonu i grzebień pachnący człowiekiem. Historia umierania matki Bronki to historia biurokracji, zwycięstwa formalności i aparatury medycznej nad metafizyką. Nie ma czasu na cierpienie, trzeba coś podpisać, trzeba zabrać rzeczy, trzeba dalej żyć. Bronka odziedziczyła po matce raka. Choroba dziewczyny, jej samotność, zmaganie się z ciałem są podane bez banałów. „Lato w pełni, czas umierać”. Samobójstwo okazuje się idealną ofertą, wyczekiwanym uroplem all inclusive, palmą i drinkiem. Bronka celebruje śmierć, bierze sprawy we własne ręce, wygrywa. Ciało umierające, cierpiące, chorujące jest dla Chutnik przestrzenią walki znacznie trudniejszej niż nocne bijatyki na parkingach.

Chutnik tworzy analogię pomiędzy wojną a współczesną kontestacją. Trochę to patetyczne, trochę komiksowe. „Bękarty wojny” w ciąży, w wersji z polskich biednych śmietników. Szarpanina ze światem może i nie kończy się dobrze, ale jak romantycznie. Nikt tutaj się nie poddaje. Walka trwa.