Enigma

Enigma

Jakub Socha

Najciekawsze w „Mistrzu” Andersona jest obserwowanie pojedynku dwóch aktorów – uwodzenia Quella przez Dodda, tej dziwnej gry, która rozgrywa się poza językiem i poza historią

Jeszcze 1 minuta czytania

Anna Maria z „Wiary” Seidla zawierza swojemu panu w niebie, lecz w końcu buntuje się przeciw niemu – dochodzi do ostatecznego zerwania, kobieta nie może pojąć, dlaczego Bóg tak bardzo ją doświadcza. W „The Master”, długo oczekiwanym filmie Paula Thomasa Andersona, obserwujemy rewers tej sytuacji. Freddi Quell (Joaquin Phoenix) już dostał w skórę. Właśnie wrócił z wojny, teraz stara się ułożyć sobie życie na nowo. Próbuje być fotografem, próbuje na farmie, wpada jednak w nieuzasadniony gniew albo w kłopoty, musi uciekać, ściga go poczucie winy (jeden z robotników zatruł się śmiertelnie produkowanym przez Quella bimbrem). Zupełnie jak w bajce, prawie jak Alicja, wpada zziajany na przycumowany do brzegu prom i trafia do zupełnie innego świata, w którym rządzi niejaki Lancaster Dodd (Philip Seymour Hoffman). Mówią na niego mistrz, stoi na czele czegoś na kształt sekty. Dodd – wyraźnie zafascynowany Quellem, jakże innym od jego pozostałych uczniów, człowiekiem dzikim, który dusi się w sobie – zaprasza go do wspólnoty.

Najnowszy film Andersona, wbrew wcześniejszym plotkom, nie jest biografią L. Rona Hubbarda, założyciela sekty scientologów, choć można odnaleźć w nim ślady stosowanych przez nich praktyk. Można uznać, że Anderson przestraszył się kłopotów, a może nie interesuje go sensacja, chociażby słynna historia Xenu, „galaktycznego tyrana, który uwięził tych, których uznał za nadmiarową populację”, opisana w pismach scjentologów. Autor „Magnolii”, jeśli już odnosi się do kościoła, w którym tak prężnie działa Tom Cruise, to chyba tylko tam, gdzie pokazuje propagowane przez scjentologów techniki samodoskonalenia, polegające na uwalnianiu od traum, których – według nich – każdy człowiek nabawił się w poprzednim życiu. Dodd podczas kolejnych sesji zmusza Quella, by wrócił do przeszłości. W tych scenach jednak w ogóle nie jest ciekawe to, co obydwaj mówią, spokojnie mogliby porozumiewać się w nieistniejącym języku – ogląda się je z ekscytacją tylko ze względu na aktorstwo Phoenixa i Hoffmana. To największy problem „The Master” – na poziomie warsztatowym jest to film obezwładniający: rewelacyjne aktorstwo, zdjęcia, reżyseria, wreszcie muzyka, po raz kolejny napisana przez Jonny’ego Greenwooda – ale na poziomie myśli do tego obezwładnienia dołącza irytacja.

„Mistrz”, reż. Paul Thomas Anderson

Anderson nakręcił wielką enigmę, skonstruował ją z metaforycznych i wieloznacznych scen, między nimi królują elipsy, które nie pozwalają śledzić rozwoju postaci, pozostawiają same domysły. W jednej scenie mistrz i jego ulubiony uczeń stoją na pustyni. Dodd mówi do Quella: wsiądź na motor, wybierz sobie na horyzoncie jakiś punkt, do którego chciałbyś bardzo dotrzeć i postaraj się osiągnąć go jak najszybciej. Quell spełnia prośbę, odjeżdża przed siebie i już nie wraca. Ciekawe dlaczego. W następnej scenie jest już setki kilometrów od tamtego punktu, pod drzwiami mieszkania byłej dziewczyny. W kolejnej – siedzi sam w pustym kinie. Podchodzi do niego portier z telefonem. W słuchawce odzywa się Dodd. Były żołnierz jest zdziwiony, pyta: jak mnie znalazłeś?

„Misrz”, reż. Paul Thomas Anderson.
USA 2012, w kinach od 16 listopada 2012
Kim jest więc Dodd, na czym polegają jego zdolności, dzięki którym potrafi odnaleźć kogoś, kto zniknął z pola widzenia? I czy rzeczywiście ma niespotykane zdolności? Anderson niczego nie dopowiada, można spokojnie założyć, że mistrzowi udało się po prostu jakoś uzyskać informację o miejscu pobytu Quella; wydaje się jednak, że Dodd nie jest do końca zwyczajnym człowiekiem.

Trudno zrozumieć motywacje bohaterów „The Master”. Pojawiająca się w filmie sugestia, że zarówno jeden, jak i drugi są powodowani przez kobiety, wydaje się niewystarczająca. A konkluzja, że Quella rozsadza agresja, która wynika z seksualnego upokorzenia i frustracji, podobnie jak w filmie Seidla wydaje się po prostu banalna. Najciekawsze u Andersona jest obserwowanie  pojedynku dwóch aktorów – uwodzenia Quella przez Dodda, tej dziwnej gry, która rozgrywa się poza językiem i poza historią. To uwiedzenie, które niesie obietnicę spokoju i siły, jest tutaj czymś na kształt wiary.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.