Martin Amis:  Odrażający, brudny, smutny
Martin Amis © Isabel Fonseca / martinamisweb.com

Martin Amis:
Odrażający, brudny, smutny

Juliusz Kurkiewicz

Zanim Michel Houellebecq został na początku nowego millenium najsłynniejszym współczesnym pisarzem francuskim, od prawie trzech dekad wydawał powieści po angielsku – pod pseudonimem Martin Amis

Jeszcze 3 minuty czytania

Oczywiście to tylko moja fantazja. Amis, urodzony w 1949 roku, jest o 9 lat starszy od Houellebecqa, ale – mimo wszystko – sporo ich łączy. Mam na myśli refleksję nad piekłem późnokapitalistycznego społeczeństwa, upodobanie do szczególnego typu bohaterów – niekoniecznie budzących sympatię przeciętniaków, a także cynizm jako zasłonę dymną dla melancholii.

Prześledzenie ich życia prywatnego daje okazję do snucia kolejnych analogii, zwłaszcza jeśli chodzi o powikłane stosunki z rodzicami. Tyle że Michel szczerze nienawidzi matki, a Martin – nie przepadał z ojcem, znanym pisarzem Kingsleyem Amisem (1922-1995), któremu w przeciwieństwie do syna udało się zdobyć nagrodę Bookera (w 1986 roku za powieść „Stare diabły”), najbardziej pożądane wyróżnienie literackie dla piszących w języku angielskim. „Nudna, nielicząca się z regułami, egocentryczna” – tak ojciec skomentował „Forsę” (1984), uznawaną za największe dokonanie literackie syna. A ostatni nie pozostawał dłużny: „Mogę dokładnie określić moment, w którym ojciec cisnął moją książkę w powietrze. To było w chwili, gdy na jej kartach pojawił się bohater, który nazywa się Martin Amis”.

Martin Amis „Ciężarna wdowa”. Przeł. Aleksandra
Ambros, Czytelnik, Warszawa, 488 stron,
w księgarniach od 30 listopada 2012
No i ostatnia analogia – podejście do mediów, starannie odmierzone proporcje niedostępności i celebryctwa. Amis, podobnie jak Houellebecq, potrafi być przez lata niedostępny dla prasy. A niedostępność łączy się z zaskakującymi decyzjami migracyjnymi. Podczas gdy słynny Francuz postanowił zamieszkać najpierw w Irlandii, a potem w Hiszpanii, słynny Anglik w połowie ostatniej dekady przeprowadził się z dnia na dzień do… Urugwaju, i to tam pracował nad „Ciężarną wdową”. Ale gdy powieść została wreszcie w 2010 roku wydana (nie bez przeszkód: pierwotna wersja powędrowała do kosza, nowa całość powstała jako rozwinięcie jej pobocznego epizodu, a praca trwała łącznie 5 lat, co stanowiło rekord na ogół szybko pracującego pisarza), stawił się w Londynie i udzielił dziesiątków wywiadów. Nie obyło się bez prowokacji – w jednym z nich stwierdził na przykład, że do Wielkiej Brytanii przybyło „srebrne tsunami”. Miał na myśli starzenie się społeczeństwa. Po czym zaproponował rozwiązanie: eutanazja powinna stać się powszechnie dostępna. Najlepiej w postaci znajdujących się w miejscach publicznych „kiosków śmierci”, w których chętni mogliby wypić „na odwagę” lampkę martini i, przed przystąpieniem do ostatniego dzieła, zostać wynagrodzeni medalem.

Wielka zaliczka, większa nienawiść

Jego przodkowie byli uosobieniem drobnomieszczańskiej przeciętności. Dziadek ze strony ojca pracował jako urzędnik w zakładzie produkującym musztardę. Nawet gigantyczny awans życiowy ojca – który po sukcesie pierwszej powieści „Jim Szczęściarz” (1954) zabrał Martina, jego siostrę Sally, starszego brata Philipa, a także drugą żonę do USA, gdzie otrzymał posadę wykładowcy Princeton – nie zapowiadał, by z młodszego syna miał wyrosnąć utalentowany pisarz.

Wszystko zmieniło się ponoć, gdy macocha Elizabeth Jane Howard (też pisarka), zirytowana faktem, że piętnastoletni pasierb czyta wyłącznie komiksy, podsunęła mu „Dumę i uprzedzenie” Jane Austen. Odtąd to miała być jego ulubiona powieść. Po powrocie rodziny do Wielkiej Brytanii wszystko było już inaczej. Amis-syn skończył z wyróżnieniem Oxford.

Jego trzy najbardziej znane powieści – wspomniana „Forsa”, „Pola Londynu” (1989) i „Informacja” (1995) – tworzą tak zwaną „trylogię londyńską”. Tłem pierwszej z nich jest epoka „chciwości i amoralności”, utożsamiana z nazwiskiem premier Thatcher, tłem drugiej – Londyn A.D. 1999, zagrożony przez wojnę nuklearną i katastrofę środowiska naturalnego. Trzeciej – współczesny światek wydawniczy. A antybohaterami – przeciętni ludzie, usiłujący uciec przed banałem codzienności, co zazwyczaj oznacza podjęcie działań moralnie dwuznacznych.

Publikacja trzeciej z tych powieści zakończyła się skandalem – bynajmniej nie literackim. Otóż przed jej publikacją Amis porzucił swą wieloletnią agentkę Pat Kavanagh na rzecz Andrew Wyliego, uchodzącego za branżowego „rekina”. Ten zainkasował dla niego rekordową zaliczkę za „Informację” (500 tys. funtów), co według Amisa ściągnęło na niego trwającą do dziś anatemę ze strony kolegów i krytyków. Co gorsza, do wiadomości publicznej przedostał się zakończony zerwaniem wieloletniej przyjaźni konflikt z Julianem Barnesem, prywatnie mężem Kavanagh.

Konflikt z kolejnym prominentnym przyjacielem Amisa wybuchł, gdy w 2002 roku wydał esej „Koba the Dread”, poświęcony zbrodniom Lenina i Stalina i ich wypieraniu przez zachodnich intelektualistów. Motywy napisania tej zaskakującej książki były zapewne również osobiste – ojciec Amisa był w młodości komunistą. Ale z imienia i nazwiska zaatakował w niej Amis kogoś innego – swego przyjaciela Christophera Hitchensa, lewicowego pisarza i dziennikarza, któremu imputował prostalinowskie sympatie (tym razem konflikt udało się zażegnać). Do tematu totalitaryzmu powrócił w powieści „Dom schadzek” (2006) – o dwóch braciach, którzy przed zesłaniem do Gułagu kochali tę samą kobietę.

Malutki feler

„Ciężarna wdowa” (2010) to bardzo gorzka romantyczna komedia. Główny bohater, londyńczyk Keith Neiring ma tyle samo lat co wówczas Amis (nieco ponad dwadzieścia), taki sam wzrost (niecałe metr siedemdziesiąt) i tak samo jak on kompleks kiepskiego pochodzenia. Ale jest lato i w towarzystwie swej dziewczyny Lily wybiera się do Włoch, do posiadłości wuja jej przyjaciółki, zachwycającej Szeherezady. Kampania, zamek z wieżą, leżaki nad basenem, drinki, pikniki, wypady do Rzymu, gra w karty, lektury i rozmowy o seksie.

Jest rok 1970, dziewczyny chcą „pieprzyć jak mężczyźni”, obowiązuje wyzwolenie i przyzwolenie, rozmowy są dosadne, dotyczą rozmiarów „cycków” i „fiutów”. A także tego, czy wyposażenie kobiet w te pierwsze da się ewolucyjnie wyjaśnić „pamiątką” po czasach, gdy nasi przodkowie seks uprawiali wyłącznie „od tyłu”, a obfite pośladki miały budzić pożądanie (piersi „z przodu” jako ich ekwiwalent).

Prócz wymienionych, w grach i zabawach towarzyskich udział biorą sympatyczny malarz-homoseksualista, jego przystojny i znacznie młodszy arabski kochanek, piękna i obficie wyposażona przez naturę kochanka właściciela zamku, a także dziewczyna o ksywie Pies (oficjalnie to nie wyraz pogardy, ale pochodna jej żywego usposobienia). Jest też włoski supersamiec „żyjący dla ryzyka”, właściciel sąsiedniego zamku, wyścigowych bolidów, wspaniałej muskulatury i licznych blizn – pamiątek po urazach doznanych w trakcie uprawiania sportów ekstremalnych. Ma jednak mały feler, którego zdradzić w recenzji nie wypada (nie, nie jest impotentem).

W tym to towarzystwie toczy się szekspirowska komedia omyłek. Im bardziej Keith przekonuje samego siebie, że nic nie czuje do koleżanki swej dziewczyny, tym bardziej jest nią zafascynowany. W końcu umawia się z potencjalną kochanką na nocną schadzkę, z której, na skutek jego bezmyślności, oczywiście nic nie wychodzi. Tymczasem los wpycha w jego ręce kogoś zupełnie innego.

Caryce i duchy niewolników

Amis tworzy niesłychanie gorzki obraz rewolucji obyczajowej, która okazuje się wielkim szwindlem. W latach 60. została wyniesiona na sztandary, ale została zapoczątkowana kilka dekad wcześniej nie przez filozofów i nie przez polityków, ale przez idealistycznych przedstawicieli artystycznej bohemy. Jednym z gości na zamku był przed laty D.H. Lawrence, który uważał, że „wielką katastrofą cywilizacji, którą zamieszkiwał, była trująca nienawiść do seksu i że ta nienawiść niosła ze sobą chorobliwy lęk przed pięknem, który powoduje atrofię naszej intuicyjnej mocy”. Jednak główną, choć ukrytą, sprężyną rewolucji nie było dążenie do poszerzenia granic wolności, ale egocentryczna tęsknota za „winną tłocznią śmierci”, wielką sprawą, za którą można by walczyć na barykadach, tak jak poprzednie pokolenia walczyły w dwu wojnach światowych.

Lata 70. miały stać się nie tylko „Dekadą Ja”, ale też „Dekadą Ona”. Jednak już same źródła powojennych emancypacji kobiet były dwuznaczne – stała się ona możliwa nie tyle za sprawą  walki o prawa człowieka, jaką toczyły prababcie feminizmu, ale dzięki potrzebom rynku w powojennej rzeczywistości. Mężczyźni zginęli na froncie. A kobiety – jak cynicznie pisze Amis – „poszły do pracy, bo mówiąc wprost, przestały pracować dzieci”.

Amis nie jest reakcjonistą, nie chce wcale powrotu do epoki sprzed pigułki. Pokazuje raczej, jak kobiety, formalnie wygrane urządzonej pod słusznymi hasłami rewolucji, de facto stały się jej ofiarami. Bo, choć udało im się dokonać ideologicznej ekspansji, „nie zadbały o zabezpieczenie bazy” – takie przemodelowanie dawnych instytucji, by służyły ich potrzebom. Gdy odrzuciły dawną patriarchalną instytucję małżeństwa i stanęły do wolnorynkowej seksualnej amerykanki, mężczyźni poczuli się jeszcze pewniej, mogli traktować je jeszcze bardziej przedmiotowo, a emocjonalnymi i materialnymi kosztami wychowania dzieci obarczyli samotne matki. Drugimi, obok kobiet, ofiarami rewolucji stali się ludzie starzy. Na seksualnym rynku dawny system klasowy został zastąpiony przez wiekowe kasty. „Ci między dwadzieścia osiem a trzydzieści pięć są carami i carycami (…), ci powyżej siedemdziesiątki – chłopami pańszczyźnianymi i duchami niewolników”.   

Ponure motto powieści pochodzi od Aleksandra Hercena. Mówi o obumieraniu dawnych form cywilizacji, o tym, że dawny świat zamiast następcy zostawia brzemienną wdowę, z której nie wiadomo jaki potomek się narodzi. I o „ciemnej nocy chaosu i spustoszenia”, która poprzedzi nadejście lepszego świata.

Tę noc ilustruje Amis w epilogu, gdzie skrótowo przedstawia dalsze losy bywalców włoskiego zamku pamiętnego lata, oscylujące między powrotem do irytujących drobnomieszczańskich form życia a moralną i fizyczną degrengoladą. Ostatnia dotyczy zwłaszcza siostry głównego bohatera (wzorowanej na siostrze pisarza), która rozwiązły tryb życia przypłaciła – dosłownie – życiem.

Perła na dnie

Wbrew temu, co sądził Lawrence, w trakcie rewolucji obyczajowej nienawiść do seksu wyparowała, ale piękno nie powróciło. Powieść Amisa – mroczna, irytująca, bolesna, pozbawiona bohaterów sympatycznych, a nawet amoralnie uwodzicielskich (jesteśmy daleko od klimatu włoskiego lata z „Ukrytych pragnień” Bertolucciego), na poziomie estetycznym realizuje jej założenia: żadnych kompromisów, upiększeń, złudzeń, walmy prawdę prosto w oczy.

Amis potrafi być cudownie odkrywczy („zawiść jest negatywną empatią – w niewłaściwym miejscu i czasie”). Cudownie ironiczny („w jego wieku – miał pięćdziesiąt sześć lat – godzimy się z prostą prawdą: każda kolejna przed lustrem stawia nas w obliczu czegoś bezprzykładnie okropnego”). A przede wszystkim – rozbrajająco smutny.

„Nie tak dawno, będąc na ulicy myślał: Nie ma już piękna. Wkrótce posunął się dalej i myślał: Piękno nigdy nie istniało – nie było żadnego piękna”. Ten wątek zostaje rozwinięty w szeregu niemal komediowych scenek. Otóż główny bohater przywiózł do zamku walizkę pełną wielkich miłosnych powieści – od Samuela Richardsona, przez Jane Austen, po siostry Brontë. Wyśmiewa je wszystkie po kolei, demaskując prawdziwą motywację bohaterów – popęd seksualny.

Ale Amis chyba nie stoi po stronie swego bohatera, bo wspomniany cytat kończy się następująco: „Nie ma już piękna (…) nie było żadnego piękna. Oba założenia są z gruntu fałszywe”. Tytuły klasycznych powieści są jak resztki po świecie, który utraciliśmy, i który, po długiej nocy chaosu, być może na nowo odnajdziemy, niczym perłę pogrzebaną na dnie morza w pieśni Ariela:

Ojca morskie tulą fale;

Z kości jego są korale,

Perła lśni, gdzie oko było;

Każda cząstka jego ciała

W drogi klejnot się przebrała
Oceanu dziwną siłą.
Nimf pogrzebny słyszysz dzwon. 


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.