Irina Głuszczenko,  „Sowiety od kuchni”

Irina Głuszczenko,
„Sowiety od kuchni”

Zofia Król

Lata 30. – kiedy Mikojan zatwierdza osobiście etykiety na konserwy i degustuje wędliny tworzone według nowych receptur, zanim zgodzi się na ich masową produkcję – jawią się jako złote czasy Związku Radzieckiego

Jeszcze 1 minuta czytania

Podtytuł „radziecka gastronomia” kusi nie mniej niż dźwięczne tytułowe „Sowiety od kuchni”. Nie chodzi o urok językowy, ale o treściwe zderzenie – historia i codzienność, pustosłowie i mięso, szarość i smak. Cieszy się tym czytelnik bardziej nawet niż innymi opowieściami o przejawach życia w czasach, kiedy było ono tłumione przez siły odgórne, totalitarne i militarne – życia w getcie, w obozie, podczas wojny. We wspomnieniach i obrazach z filmów i książek system radziecki, jeśli nie wmyślać się w niego szczegółowo, ale próbować uchwycić powidok, posmak, bryłę wyobrażenia – jawi się jako szary i nieciekawy masyw, językowy i estetyczny dziwoląg, nudny i beztreściowy kolos. Także na gruncie już bardziej myślowym system nazywany totalitaryzmem – a zwłaszcza trwający dziesiątki lat komunizm w Związku Radzieckim – zakłada monopol ideologii we wszystkich sferach życia, przez co wiąże się nieuchronnie ze sferą ogólności, przeciwną jednostkowemu, mięsistemu i zmysłowemu życiu pełnemu drobiazgów.

Jakże przyjemnie, kiedy w to wszystko wkraczają parówki – z flaków, śledź astrachański pospolity solony, mikojanowskie kotlety po sześć kopiejek – podróbki hamburgerów, których produkcję Mikojan, komisarz przemysłu spożywczego, główny bohater kolejnych rozdziałów, podpatrzył podczas zleconego przez samego Stalina pobytu w Ameryce – czy królowa wędlin kiełbasa. „Należy stworzyć także ilustrowany album wszystkich rodzajów kiełbas z objaśnieniami, z dokładną specyfikacją” – apeluje komisarz. O kolejnych licznych szczegółach życia dowiadujemy się z telegramów wysyłanych do Mikojana: brakuje na przykład samochodów do zwożenia buraków i drutów do snopowiązałek, a w fabryce cukrowniczej „Rot Front” szczury i myszy znaleziono w pulpie owocowej – ktoś zostanie posądzony o „świadomie szkodliwe działanie”. Telegramy przypominają esemesy – bez interpunkcji i niepotrzebnych słów wysysają z wydarzeń samą esencję. Czasem aż do granicy zrozumiałości.

Irina Głuszczenko, „Sowiety od kuchni. Mikojan
i radziecka gastronomia”
. Przeł. Mikołaj Przybylski,
Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa, 208 stron,
w księgarniach od października 2012
Lata 30. – kiedy Mikojan zatwierdza osobiście etykiety na konserwy i degustuje wędliny tworzone według nowych receptur, zanim zgodzi się na ich masową produkcję – jawią się tu jako złote czasy Związku Radzieckiego. Wyznawana przez samego Stalina zasada „micromanagementu” – także totalitarna, bo zakładająca kontrolę nad wszelkimi sferami codzienności – wydaje się szczegółowi, samemu mięsu życia początkowo sprzyjać – zanim nie zabije jej, jak pisze Głuszczenko, przewaga tendencji biurokratycznych. Scena, którą przedstawia Mikojan w jednym z przemówień, podkreślając mądrość wodza – oto Stalin, Mołotow i Kaganowicz testują w KC próbki mydła – to rzeczywiście piękna wczesnoradziecka utopia. Stalin i Mołotow po stronie szczegółu, „cyprysów o świtaniu”, po stronie gatunków mydeł i parówek?

Przyjemności ze zderzenia radzieckiej kuchni z radzieckim systemem – choć trudno o wdzięczniejszy temat – byłoby jeszcze o wiele więcej, gdyby książka była lepiej napisana, na warunkach dobrego reportażu, wolnego od publicystycznej formy. Irina Głuszczenko używa jednak języka dziennikarskiego, nie próbuje nawet zbliżyć się do literatury. Zupełnie niepasujące do trybu narracji nagłe momenty wspomnień o czasach radzieckich, snute w pierwszej osobie; dziwnie ostrożne i mało odkrywcze komentarze – na przykład o tym, że „współczesne społeczeństwo produkuje niewyobrażalne ilości śmieci” – i szczątkowe analizy porównawcze życia społecznego wtedy i teraz – wszystko to wydaje się tu zupełnie niepotrzebne. Najlepsze fragmenty stanowią uporządkowane cytaty, dobrze nazwane i podzielone szeregi zjawisk i wydarzeń. Cennym zabiegiem okazało się także porównanie dwóch przepisów na jabłko w cieście – z 1952 i 2002 roku – z różnych wersji kultowej w ZSRR, a potem w Rosji „Księgi o smacznym i zdrowym jedzeniu”. Pierwszy przepis jest bardziej szczegółowy, inny stylistycznie, i przede wszystkim – jak  podkreśla autorka – wyczuwa się w nim brak pośpiechu, charakterystycznego dla współczesnych książek kucharskich.

Książkę uzupełniają trzy dodatki: notatki Mikojana z Ameryki, plan pewnej książki o „przemyśle mięsnym w służbie totalitaryzmowi” oraz opracowany przez autorkę komentarz do schematu rozbioru tuszy, w którym popełniona została zauważona przez redaktorów w przypisie pomyłka zadziwiająca – jeśli wziąć pod uwagę temat całej książki – polędwica została pomylona z podgardlem.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).