Chłopak ze wsi
fot. Johannes Kolfhaus / Wikimedia Commons, Attribution-Share Alike 3.0 Unported

Chłopak ze wsi

Anna Nasiłowska

Szkic Mo Yana nie przypomina autobiografii pisarzy europejskich czy amerykańskich. Chiński Noblista nie przedstawia narodzin swojego cennego „ja”, ale porachunki z marzeniami z podstawówki o córce szofera i wielkiej ciężarówce

Jeszcze 4 minuty czytania

Przyznanie literackiej Nagrody Nobla za rok 2012 pisarzowi z Chińskiej Republiki Ludowej Mo Yanowi wywołało kontrowersje. Niezależni twórcy chińscy mają kłopoty, Liu Xiaobo, laureat pokojowego Nobla z 2010 roku pozostaje uwięziony, a jego żona Liu Xia także została odizolowana od świata. Chiński laureat literackiego Nobla z 2000 roku, Gao Xingijan od lat mieszka we Francji, nie mając możliwości przyjazdu do Chin. Ma obywatelstwo francuskie, pisze jednak po chińsku, jest twórcą głęboko zakorzenionym w kulturze, estetyce i duchowości chińskiej. Poszło nie tylko o polityczne deklaracje, także o niemożliwą do pogodzenia z partyjnością duchowość, czy wrażliwość metafizyczną, mocno zaznaczoną w jego wydanej po polsku powieści „Góra duszy”. Władze w Pekinie świętowały więc nagrodę dla Mo Yana jako pierwszy chiński Nobel. W kręgach dysydentów decyzja komitetu Akademii Szwedzkiej spotkała się z żalem i  krytyką – nagrodzono twórcę lojalnego wobec władz, członka partii komunistycznej.

Każde porównanie będzie tylko daleką analogią, ale wyobraźmy sobie, co by było gdyby w 1980 roku literackiego Nobla otrzymał nie Czesław Miłosz, ale powiedzmy… Wojciech Żukrowski. Albo Jan Dobraczyński. W twórczości Żukrowskiego dałoby się odnaleźć rzeczy interesujące, a „Listy Nikodema” Dobraczyńskiego, wydane kilka lat temu na Ukrainie, wzbudziły zainteresowanie, jeśli nie entuzjazm – kto wie, czy przekłady jego wczesnej twórczości na angielski nie przyczyniłyby się do lepszego zrozumienia polskich problemów historycznych. Ale Nobel dla Miłosza miał znaczenie szczególne, w wyjątkowym okresie polskich przemian twórczość pisarza z emigracji zmieniała całkowicie istniejące hierarchie i wprowadziła problematykę, która musiała wpłynąć na kształt debaty intelektualnej. Literatura polska po Noblu dla Miłosza zyskała nowy wymiar. Nic takiego Nobel dla Mo Yana nie wyniesie, poza umocnieniem propagandowej dumy z osiągnięć.

Polityczne aspekty Nobla to otoczka, która nie powinna przesłaniać wartości artystycznych. Mo Yan jest twórcą interesującym i odważnym. Wiemy to na podstawie dwóch wydanych w Polsce powieści i autobiograficznego szkicu „Zmiany” – wydanych nakładem wydawnictwa W.A.B.

Mo Yan, „Zmiany”. Przeł. Agnieszka Walulik,
W.A.B, Warszawa, 112 stron,
w księgarniach od stycznia 2013
Po francusku i po angielsku ukazało się znacznie więcej jego książek, wkrótce po Noblu zajmowały spory kawałek lady księgarskiej, choć mówi się, że poddane zostały zabiegom adaptacji, po których prezentują się nawet lepiej niż oryginał. Wątpliwy komplement! Praktyka poprawiania oryginału i dostosowywania go do wymogów zachodniego czytelnika, uważana za niedopuszczalną ingerencję przy przekładach w tym samym kręgu kulturowym, zdarza się przy przekładach z chińskiego dość często. W wielu wypadkach także polskie tłumaczenia bazują na wersjach anglojęzycznych, poddanych już tym zabiegom. Tak było z „Górą duszy” Gao Xingijana, a także z wydaną u nas powieścią Ma Jiana „Pekińska koma” o wydarzeniach na placu Tianamnen, czy z reporterską książką Liao Yiwu „Prowadzący umarłych”, nagrodzoną nagrodą Kapuścińskiego. Dzieje się tak nie tylko za zgodą i przyzwoleniem samych autorów, ale często wręcz na ich życzenie. Wolą odwołać się do kogoś zaufanego, kto ma wyczucie czytelnika i stworzy pomost między wersją oryginalną a dalszymi tłumaczeniami; nie żywią też zachodniego przekonania, że maksymalne odwzorowanie oryginału wyraża szacunek dla autora, a każda zmiana – stanowi niedopuszczalną ingerencję, zagrażającą integralności autorskiej wizji. 

Mo Yana poznajemy po polsku w tłumaczeniu z chińskiego, w wersji nie czyszczonej, nie zawsze bardzo szczęśliwej. Tłumaczka „Obfitych piersi” mimo wiejskich realiów nie użyła ani razu słów swojskich jak „cycki” czy „dupa”, zawsze mamy „piersi” i „pośladki”, zawsze „sperma” a nie: „nasienie”, pojawia się też „jajeczkująca krowa”, choć po polsku zwierzęta mają ruję, a krowy – latują się. Powieści zaopatrzone za to zostały w przypisy i objaśnienia, a także instrukcje wymowy nazw własnych. Nie wróży to może chińskiemu Nobliście oszałamiającej poczytności, czytelnicy w Polsce wciąż zmagają się ze stereotypem, że „chiński” znaczy niezrozumiały, niemożliwy do pojęcia i dziwny.

Przemyślenie książek Mo Yana wiele powie o obecnej sytuacji w Chinach. Gdy w Polsce 4 czerwca 1989 roku odbywały się pierwsze, częściowo wolne wybory, w Chinach – tego samego dnia – nastąpiła masakra na placu Tiananmen, kończąca okres protestów studenckich. W autobiograficznym szkicu „Zmiany” Mo Yan zaledwie wspomina o tym czasie, opowiadając o swoich wysiłkach nauczenia się języka angielskiego:

…uczyłem się rzetelnie przez jakieś dwa miesiące, w którym to czasie zdołałem zakuć kilkaset słów. Niestety zaraz potem wybuchły zamieszki studenckie i w obliczu coraz bardziej napiętej sytuacji większość osób straciła serce do nauki. Ja zaś – cóż, nigdy nie słynąłem z wytrwałości, więc szybko skorzystałem z pretekstu, aby odłożyć naukę angielskiego na bok.

I tyle. Wygląda to na lapsus, prześlizgnięcie się po temacie, choć jest zapewne po prostu cenzuralnym unikiem. Skoro nie można powiedzieć wszystkiego, umieszcza się nikły ślad, pozwalający czytelnikowi więcej się domyślić samodzielnie. Nie mamy tu do czynienia z autorem takim jak Gao Xingijan, z wykształcenia romanista, autor dramatów politycznych możliwych do odczytania w kontekście zachodniego teatru absurdu. Zachód – to dla tego Noblisty kontekst zbyt daleki i nieznany.

Mo Yan, „Obfite piersi, pełne biodra”. Przeł.
Katarzyna Kulpa, W.A.B., Warszawa, 640 stron,
w księgarniach od listopada 2012 (wydanie I: 2007)
W autobiografii problematyka polityczna jest w zasadzie nieobecna wprost, choć trudno jej uniknąć jako tła. Mo Yan należy do pokolenia, które w okresie wczesnej młodości dotknęła rewolucja kulturalna, liberalizacja, która nadeszła w latach 80., nie była jednak skutkiem świadomych nacisków – po prostu nadeszła jak kolejna fala ciągłych zmian. Symptomatyczne jest też, że autobiograficzny szkic zaczyna się od opisu strasznej biedy w wiejskiej dziurze, gdzie szczytem marzeń dla chłopaków jest kariera kierowcy wielkiej ciężarówki, noszącej jeszcze ślady wojny koreańskiej i poślubienie klasowej piękności, córki szofera, a kończy – na epizodzie przyjęcia łapówki od tej samej kobiety, pragnącej zapewnić sukces na egzaminie swojej córce. Nie dowiedzielibyśmy się więcej, gdyby autor wdawał się w komentarze i wykładał nam swoje poglądy. Jego życiowe aspiracje ulegały zmianom, ale pierwszym i najtrudniejszym szczeblem do pokonania było wydostanie się ze wsi, możliwe przez wstąpienie do wojska. Rolnik to „obywatel drugiej kategorii”, biedak, przykuty do miejsca niczym rosyjski chłop pańszczyźniany. Dalsze szczeble kariery zostały ledwie zarysowane i w rezultacie trudno nawet odtworzyć, w jaki sposób ów chłopak ze wsi został pisarzem.

Z całą pewnością ten szkic autobiograficzny nie przypomina autobiografii pisarzy europejskich czy amerykańskich, choć chwalenie się biedą i upośledzeniem społecznym na wczesnym etapie życia należy do mocno podkreślanych wątków. Pisarz europejski przede wszystkim pyszni się swoją indywidualnością i eksponuje intelektualizm, które tym wyraźniej się rysują, im skromniejsze były początki. Mo Yan nie przedstawia narodzin swojego cennego „ja”, ale porachunki z własnymi marzeniami z wiejskiej podstawówki o córce szofera i wielkiej ciężarówce.

Powieści „Obfite piersi, pełne biodra” i „Kraina wódki” przynosiły jednak znacznie ostrzej zarysowany obraz niż ta wydana niedawno autobiografia. Pierwsza z nich, osnuta wokół dziejów jedynego w rodzinie syna, urodzonego po ośmiu córkach, jest w zasadzie rysem historii Chin od czasów inwazji japońskiej po współczesność. Córki są w chińskiej kulturze traktowane jako mniej wartościowe, po małżeństwie stają się częścią innych rodzin. Powieść ma silne rysy groteskowe, siostry kolejno zakochują się w miejscowych watażkach, a każda z nich wychodzi na tym źle. Jedna oddala się z partyzantami Czaing Kai-szeka, inna z komunistami, kolejne podrzucają niemowlęta matce, a rodzina coraz bardziej biednieje. Mężczyźni okazują się słabi, z wyjątkiem lokalnego watażki, ale i on zostanie pojmany i zabity.

W kolejnych epizodach śledzimy losy bohatera: w trakcie rewolucji kulturalnej trafia do obozu pracy, gdzie w szalonej nadzorczyni rozpoznaje siostrę. Wszystko to okraszone jest mieszanką tradycyjnych motywów folklorystycznych, jak opowieści o lisach. Zza tej mieszanki wygląda jednak autentyczne okrucieństwo każdego z reżimów i niszczycielska siła kolejnych zakrętów historii. Czego nie zniszczyli Japończycy, złupią partyzanci, a potem wkracza kolejna partyzantka, o innej orientacji i surowo rozlicza się ze wszystkimi, którzy jeszcze pozostali, a rewolucja kulturalna dokonuje reszty. Dodajmy do tego kolejne klęski głodu, wywołane katastrofami powodzi i zniszczeniem ziarna na zasiewy, a będziemy mieli obraz grupy społecznej w prowincji Gaomi, która co prawda żyła w XX wieku, ale okresowo w warunkach przypominających średniowiecze.

Przeskok do epoki komercjalizacji, czyli do współczesnych Chin, także odbywa się kosztem kolejnych zniszczeń – resztek starej kultury, resztek więzi społecznych, które ulegają karykaturalnemu wypaczeniu i przy bezwzględnej eksploatacji natury. Potomkowie człowieka, który rozumiał mowę ptaków, uczynią z hodowli ptaków cyrkowy biznes. A główny bohater, gdy wróci w rodzinne strony po pobycie w obozie i więzieniu, nie odnajdzie już swego miejsca.        

Mo Yan, „Kraina wódki”. Przeł. Katarzyna Kulpa,
W.A.B., Warszawa, 496 stron,
w księgarniach od listopada 2012 (wydanie I: 2006)
Pewne fragmenty tej powieści noszą charakter szkicowy, pobieżny. Autor niewielką posiadł znajomość religii, skoro zdarza mu się taki lapsus: jednym z epizodycznych, choć ważnych bohaterów jest szwedzki pastor, niewątpliwie protestant, choć opis kościoła i samego kultu wskazuje wyraźnie na katolicyzm ze względu na obraz Madonny i ozdabiające wnętrze słodkie aniołki. Pastor daje życie bohaterowi, ale w dramatycznych okolicznościach popełnia samobójstwo (co także dość wątpliwe ze względów prawdopodobieństwa), a w kościele urządza się najpierw stajnię dla osłów, potem – salę komunistycznej agitacji, w której odbywać się będą histeryczne seanse nienawiści do wrogów ludu. Rewolucja jest tak samo prymitywna i brutalna jak przemoc i siła, którą posługują się kolejne fale lokalnej władzy. Nie ma mowy ani o zaczadzeniu ideologią, ani o nadziei na powstrzymanie niszczenia. Historia okazuje się siłą destrukcyjną, nie oszczędzającą nikogo, nie liczącą się z niczym. Przewodni motyw „Pełnych piersi, obfitych bioder” łączy się nie tyle z seksualnymi fantazjami, co z nawracającą klęską głodu, która potęguje obsesję obfitości, poszukiwanie bezpieczeństwa i zaspokojenia potrzeb przez regresję do stanu niemowlęctwa.          

O ile „Obfite piersi” to przekrój historii Chin począwszy od lat 30., z odniesieniami do czasów wcześniejszych, „Kraina wódki” to bezwzględny portret lat 90. Jednym z bohaterów jest cieszący się autorytetem pisarz Mo Yan, któremu początkujący adept literatury z prowincji przysyła do oceny swoje opowiadania noszące ślady okrutnej wyobraźni i zarazem skażone groteskowym socrealizmem. Jednocześnie toczy się śledztwo na temat domniemanego kanibalizmu niemowląt, uprawianego pod okiem i za aprobatą najwyższych władz prowincji. Mniejsza o akcję, bohaterowie przez większość książki raczą się wódką, winem i piwem, akcja toczy się więc na różnych planach i poziomach świadomości, częściowo – w stanie między pobudzeniem a zamroczeniem. Motyw kanibalizmu to alegoryczne przedstawienie nieprawości, która przekroczyła wszelkie granice, licząc się jedynie z zyskiem i przyjemnością. Jeśli z czymś w polskiej literaturze można tę powieść porównać - to z „Małą Apokalipsą” Konwickiego, osnutą wokół groteskowego motywu samospalenia pisarza. Są jednak niezwykle istotne różnice: Konwicki opisywał absurd upadającej ekonomii, Mo Yan – pisze o kraju cudu gospodarczego i skoku technologicznego na skalę światową. Ekonomicznej dominacji towarzyszy dewastacja – więzi, tabu, wartości.

Jest w prozie Mo Yana bardzo bogata sensualna wrażliwość, typowa dla kultury chińskiej. Objawia się ona z jednej strony w bardzo subtelnym rozróżnianiu smaków i umiejętności ich opisania, z drugiej – w scenach okrucieństwa i śmierci. W obu powieściach te dwa rodzaje wrażliwości blisko ze sobą sąsiadują.  

W rozmowie z korespondentem Polskiego Radia w Pekinie Tomaszem Sajewiczem Mo Yan wyraził nadzieję, że być może w krajach takich jak Polska jego twórczość rozumiana będzie lepiej niż na Zachodzie. To możliwe, specyfika systemu komunistycznego była niezależna od kraju, wiele elementów przypomina nasze lata 50. Na przykład bohaterowie (prawdziwi czy fikcyjni) wobec władz powołują się na swoje niskie pochodzenie społeczne jako gwarancję swojej prawomyślności, nawet uczniowie w szkole bronią się: „jestem od trzech pokoleń małorolnym”. Inne z kolei mogą kojarzyć się z latami 70., czasem kacyków partyjnych. A jeszcze inne – to żywiołowy kapitalizm po transformacji i paradoksy szybkiego pieniądza. Rzecz w tym, że wszystkie te czasy występują tu nie po sobie, ale w przemieszaniu. A sytuacja, gdy fikcja jest w stanie powiedzieć więcej niż nie-fikcja, nie musi wynikać wyłącznie z cenzuralnej kontroli, świadczy także o braku racjonalnej, intelektualnej formuły dla przyszłości. Partyjna mowa jest drętwa i sztuczna, dominuje ona w pewnych miejscach, ale niczego nie porządkuje. W tym czasie literatura – szuka po swojemu.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.