Zimerman i Ohlsson grają Lutosławskiego
fot. Juliusz Multarzyński

Zimerman i Ohlsson grają Lutosławskiego

Jacek Marczyński

Ćwierć wieku temu Krystian Zimerman grał „Koncert fortepianowy” Lutosławskiego bardziej powściągliwie, teraz potrafi się nim bawić

Jeszcze 2 minuty czytania

Kiedy tylko Witold Lutosławski ukończył swój utwór, zaprosił na spotkanie Krystiana Zimermana. Siedzieli nad nutami prawie dziesięć godzin, a w pewnym momencie kompozytor zapytał: Jak „Koncert fortepianowy” będzie odbierany za 25 lat? Znamy już odpowiedź. Stał się głównym wydarzeniem pierwszych tygodni Roku Lutosławskiego.

Publiczność Paryża, Lucerny czy Londynu, ale także i my, Polacy, odkrywamy na nowo to dzieło i jesteśmy zdumieni, że tak rzadko z nim obcowaliśmy. W normalnym, nierocznicowym życiu koncertowym świata Lutosławski funkcjonuje głównie jako twórca „Koncertu na orkiestrę”, „Muzyki żałobnej” oraz dwóch ostatnich symfonii. A przecież za samą odwagę zmierzenia się z koncertem fortepianowym – formą o ogromnej tradycji – należy mu się podziw. Wśród wielkich twórców drugiej połowy XX stulecia był w tej dziedzinie szlachetnym wyjątkiem.

Witold Lutosławski, „Koncert fortepianowy”

Krystian Zimerman (fortepian), Esa-Pekka Salonen (dyr.), Philharmonia Orchestra, Royal Festival Hall, Londyn, 31 stycznia 2013

Garrick Ohlsson (fortepian), Jacek Kaspszyk (dyr.), Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Wrocławskiej, Studio Koncertowe Polskiego Radia im. Witolda Lutosławskiego (festiwal Łańcuch), 28 stycznia 2013

W jego „Koncercie fortepianowym” ciągle można odkrywać coś nowego. Potwierdza to również Krystian Zimerman: „Kiedy obecnie zacząłem ponownie zagłębiać się w nuty – opowiadał przed londyńskim występem z Philharmonia Orchestra – zdumiało mnie, że pewnych rzeczy w nich wcześniej nie widziałem. Przede wszystkim napięcia obecnego w muzyce. Odbija się w niej dramatyczny czas, w którym powstała, jest nastrój beznadziei końca lat 80. w Polsce po stanie wojennym”.

Krystian Zimerman rzeczywiście gra ten utwór inaczej niż na Warszawskiej Jesieni w 1988 roku, podczas pierwszego polskiego wykonania pod batutą kompozytora. Ówczesna interpretacja była bardziej skupiona, może nawet powściągliwa i chłodna, jakby oddająca charakter samego Lutosławskiego. Teraz muzyka zyskała więcej swobody i oddechu. I wbrew temu, co mówił przed londyńskim występem Zimerman, najbardziej odkrywczy był w koncercie sposób pokazania, jak kompozytor nawiązywał do tradycji.

Już pierwsze dźwięki – zagrane delikatnie, o pięknej barwie, jaką tylko Krystian Zimerman potrafi wydobyć z fortepianu – przywodziły na myśl romantyczne koncerty. Czuło się, że Lutosławski flirtował z wielkimi poprzednikami. Część pierwsza utworu, w którym fortepian prowadzi ciągły dialog z orkiestrą, przywodziła na myśl Brahmsa, w następnych, bardziej motorycznych – słychać było odwołania do Prokofiewa czy Bartoka.

W swej interpretacji Krystian Zimerman znalazł cudowną równowagę między grą kompozytora z przeszłością, a tym, co jego własne, co charakteryzuje samego Lutosławskiego. To wykonanie miało narastającą narrację, aż do ostatniej, czwartej części utworu o największym ładunku dramatyzmu. Ostatni akord Zimerman zagrał wszakże lekko i żartobliwe, jakby chciał słuchaczom przypomnieć, że ten koncert jest również zabawą formą.

Koncert w Royal Festival Hall w Londynie miał szczególny charakter. Dla jego polskich współorganizatorów (Instytut Adama Mickiewicza) oznaczał oficjalną inaugurację obchodów Roku Lutosławskiego za granicą. Dla Esy-Pekki Salonena i Philharmonia Orchestra był początkiem cyklu „Woden Words”, którym fiński dyrygent i wielki znawca muzyki XX wieku postanowił oddać hołd polskiemu kompozytorowi. Będzie prezentował utwory jego oraz twórców mu bliskich, a koncerty zaplanował nie tylko w Londynie, ale i w wielu miastach Europy.

Na ten pierwszy wieczór Esa-Pekka Salonen wybrał również „Muzykę żałobną”, zagraną z wielką precyzją, ale nieco ciężko i dostojnie przez orkiestrę w zbyt dużym składzie. Była ponadto rzadko wykonywana pełna wersja (z chórem) baletu „Dafnis i Chloe” Ravela. Londyńska publiczność przyszła jednak do Royal Festival Hal przede wszystkim na spotkanie z Krystianem Zimermanem, którego nie miała okazji słuchać od 2010 roku. Przyjęła go entuzjastycznie, podobnie jak krytycy. „Zimerman zagrał z urzekającą koncentracją. To była kulminacja emocji tego wieczoru – napisał Andrew Clemets w «Guardianie». – Następujące po niej wykonanie «Dafnisa i Chloe» Ravela, choć błyskotliwe, wypadło jedynie jak zbyt rozwlekły bis”.

Dla nas najważniejsze jest to, że po londyńskim występie Krystian Zimerman postanowił przyjechać do Warszawy z „Koncertem...” Lutosławskiego. Wydawało się, że po nieporozumieniach narosłych wokół jego ostatniej trasy po Polsce z utworami Grażyny Bacewicz w 2009 roku, nie ma na to szans. Organizatorzy tegorocznego festiwalu „Łańcuch” poprosili więc, by „Koncert fortepianowy” Lutosławskiego zagrał Garrick Ohlsson. Wydawało się, że to śmiały pomysł – amerykański pianista najlepiej czuje się w muzyce romantycznej, ale postanowił się nauczyć tego utworu. Wystąpił dwukrotnie – we Wrocławiu i na warszawskim „Łańcuchu” – z orkiestrą Filharmonii Wrocławskiej, prowadzoną przez Jacka Kaspszyka. W utworze odkrył ciekawe tropy romantyczne, ten sposób odczytania był bardzo przekonujący.

„Kiedy Garrick Ohlsson zyska więcej swobody, stanie się wybitnym wykonawcą tego utworu. Już słychać było różnicę między dwoma obecnymi występami” – uważa Jacek Kaspszyk. I jednocześnie rozwiewa obawy tych, którzy sądzą, że Krystian Zimerman może jeszcze odwołać przyjazd do Polski: „Odbyliśmy wiele rozmów i z orkiestrą Filharmonii Narodowej zagramy «Koncert» Lutosławskiego na specjalnym koncercie Warszawskiej Jesieni 22 września, choć wiele problemów organizacyjnych trzeba jeszcze rozwiązać, choćby z ochroną fortepianu Krystiana”.