Ernst Bloch, „Ślady“
Ernst Bloch / fot. Bundesarchiv

Ernst Bloch, „Ślady“

Paweł Mościcki

„Ślady“ Blocha składają się z kilkudziesięciu krótkich tekstów, w których refleksja filozoficzna splata się z opowieściami z rozmaitych tradycji. W każdej z nich czai się sugestia dotycząca trudno uchwytnego momentu utopijnego

Jeszcze 2 minuty czytania

Być może wyjątkowość filozofii XX wieku polega również – oprócz oczywistych i dobrze opisanych intelektualnych przełomów – na jej otwarciu na żywioł literacki. Nie było to zresztą posunięcie łatwe, jednorazowe i oczywiste dla samych filozofów. Choć już wsześniej refleksja filozoficzna płynnie łączyła się z poszukiwaniami pisarskimi, a nawet z nich się rodziła. Wystarczy wspomnieć Montaigne’a czy Nietzschego. Nie w tym jednak rzecz. Otóż XX-wieczne otwarcie filozofii na literaturę ma szczególne znaczenie, ponieważ jest otwarciem się filozofii jako myślenia radykalnie systematycznego i racjonalnego, na literaturę – jako równie radykalną praktykę przekształcania obrazu świata w języku. Otwartość filozofii jako nauki ścisłej (jak głosił Husserl) na literaturę oznacza więc postawienie pytania o możliwość głębokiego przeobrażenia ludzkiej racjonalności. Pytanie to ma samo w sobie charakter na wskroś filozoficzny.

To dzięki temu zapętleniu, stawiającemu filozofię przed dylematem dotyczącym jej własnego statusu i odrębności jej języka, współczesna filozofia mogła dokonać również daleko idących, czasem wręcz awangardowych, modyfikacji używanych metod refleksji i form jej zapisu. Im bardziej tężały kryteria jej akademickości, tym bardziej szalone podejmowała próby znalezienia dla ruchu myśli nowego rodzaju ekspresji. Mówiąc w skrócie: dla każdej nowej treści trzeba było szukać nowego sposobu pisania, nowej formy literackiej. Jednym z myślicieli głęboko zanurzonych w ten żywioł spotkania literatury i filozofii był Ernst Bloch.

Ernst Bloch, „Ślady“. Przeł. Anna Czajka,
Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego,
Kraków, 244 strony, w księgarniach od grudnia 2012
To zadziwiające, że dopiero teraz otrzymujemy przekład „Śladów”, książki niemal legendarnej i pochodzącej od autora o tak potężnym dorobku (w następnej kolejności należałoby oczekiwać wydania dwóch głównych dzieł Blocha: „Ducha utopii” oraz „Zasady nadziei”). To również odrobinę zawstydzające, że książkę  otrzymujemy w dodatku w przekładzie topornym, głuchym na frazę rozwijanych w niej opowieści i bardzo nieprecyzyjnym w śledzeniu jej bardziej technicznej, pojęciowej strony. Szkoda, że takie ze wszech miar słuszne odrabianie zaległości musi być okupione bylejakością wykonania.

„ŚladyBlocha to książka wyjątkowa z wielu względów. Składa się z kilkudziesięciu krótkich tekstów, w których refleksja filozoficzna splata się z opowieściami pochodzącymi z rozmaitych tradycji religijnych, literackich i politycznych. W każdej z nich czai się rodzaj morału, sugestii dotyczącej trudno uchwytnego momentu utopijnego, który dochodzi do głosu w sytuacjach paradoksalnych, nieoczywistych, gdy rzeczywistość objawia się jako coś otwartego, jeszcze niegotowego a więc zdolnego przyjąć to, co całkiem inne. Jeśli Bloch słusznie uchodzi za filozofa „jeszcze nie”, czyli utopii tego, co dopiero ma nadejść, w „Śladach” występuje jako kolekcjoner tekstów, w których ów utopijny motyw daje się odczuć. Nie ma sensu jednak redukować literackiej strony jego wywodów do jakiegoś pojęciowego programu systemowej refleksji (próbował tego kiedyś Kołakowski w „Głównych nurtach marksizmu” i poniósł w efekcie jedną ze swoich najdotkliwszych interpretacyjnych porażek). Zdecydowanie ciekawsze jest czytanie tych krótkich przypowieści jako materiału nieuświadomionej do końca filozofii nadziei, która dopiero „budzi się” dzięki swojemu historykowi, filozofowi zdolnemu przytoczyć je we właściwym układzie, zbudować z nich twórczą kontelację.

Bloch należał – obok Benjamina, Kracauera, Adorna czy Lukacsa – do formacji, której rozbuchana erudycja i olśniewający dar spekulacji dawała możliwość uprawiania również samej filozofii jako dziedziny na wskroś utopijnej. Obszaru, w którym wszystko można pomyśleć, wszystko ze sobą powiązać i w dodatku zawrzeć w błyskotliwym i celnym tekście. Bloch buduje w „Śladach” co najmniej dwa rejestry takiej utopijnej filozofii. Pierwszym są same przypowieści, które mają w codziennych sytuacjach albo legendarnych historiach odsłaniać błysk innego świata. Może to być rozpoznanie rewolucyjnego wrzenia w ulicznym tańcu, albo wspólnych gestów bogatego burżuja i miejskiego żebraka. Może też dotyczyć obsesyjnego wspomnienia albo nienazywalnego, choć wyrażanego pokątnie, pragnienia zmiany. Drugim rejestrem utopii staje się jednak u niego sam montaż opowieści windującego doświadczenie językowego pośrednictwa myśli na wyższy poziom. Jeśli utopia, jak mówi Bloch, czai się zawsze tam, gdzie odkrywamy naszą własną niespójność, to podstawowym doświadczeniem takiego oswabadzającego rozdźwięku jest doświadczenie samej narracji. To w niej dochodzi do głosu – dosłownie – nietożsamość świata z samym sobą, jego radykalne otwarcie na to, co jeszcze nie nadeszło. Tym mocniej daje się to odczuć, gdy opowieści wchodzą również w dialog między sobą. I Bloch jest prawdziwym filozofem utopii nie tylko tam, gdzie objaśnia sens poszczególnych sytuacji, ale również tam, gdzie łącząc ze sobą odległe kulturowe narracje i wyobrażenia, tworzy coś na kształt tradycji utopii, dziedzictwa „jeszcze nie”. Taka swoboda intelektualna i taka odwaga pisarska, pozwalająca łączyć subtelność myśli i radykalizm dociekań (również politycznych) rzadko zdarza się dzisiaj i tutaj.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.