Swietłana Aleksijewicz, „Ostatni świadkowie”
Swietłana Aleksijewicz / wydawnictwo Czarne

Swietłana Aleksijewicz, „Ostatni świadkowie”

Stanisław Łubieński

Pamięć dziecka w książce Aleksijewicz nasycona jest charakterystycznym detalem – zapachem i kolorem

Jeszcze 1 minuta czytania

Zaczęło się od kobiet. Białoruska dziennikarka Swietłana Aleksijewicz przeprowadziła setki wywiadów z sanitariuszkami, snajperkami i kucharkami, które przyłożyły rękę do zwycięstwa nad Hitlerem. W Armii Czerwonej służyło blisko milion kobiet, ale ich udział był ignorowany przez oficjalną historiografię. Z rozmów powstała książka „Wojna nie ma w sobie nic z kobiety”, polifoniczny reportaż, „powieść głosów” jak nazywa swój gatunek autorka. Aleksijewicz pokazała zmagania wojenne z nieznaną dotychczas wrażliwością, wypracowała charakterystyczny styl, którym przekazywała emocje towarzyszące wywiadowi. W toku pracy natknęła się na temat, któremu postanowiła poświęcić następną książkę. Kiedy kończyły się rozmowy z kobietami, okazywało się, że ich dzieci, urodzone w czasie wojny, mają do opowiedzenia własną historię. Tak rozpoczęło się zbieranie materiału do „Ostatnich świadków. Utworów solowych na głos dziecięcy”.

Rozmówcy byli na ogół już w sile wieku, a wielu miało własne wnuki. Aleksijewicz nie interesowało jednak, co z perspektywy czasu mają do powiedzenia niegdysiejsze dzieci. Zależało jej raczej na tym, by obudzić w swoich bohaterach dziecięcą wrażliwość, sprawić, by jeszcze raz spojrzeli na piekło niewinnymi oczami. Czy to możliwe? Autorka uważa, że tak, a czytelnik, chcąc nie chcąc, musi przyjąć to założenie.

Swietłana Aleksijewicz, „Ostatni świadkowie.
Utwory solowe na głos dziecięcy”
.
Przeł. Jerzy Czech, Czarne, Wołowiec, 232 strony,
w księgarniach od marca 2013
Pamięć dziecka w książce Aleksijewicz nasycona jest charakterystycznym detalem – zapachem i kolorem. Gala Spannowska mówi: „pamięć ma barwę” – dla niej czas wojny jest szary. Katia Korotajewa na zawsze kojarzyć będzie tamte lata z zapachem bzu, który w 1941 roku zakwitł późno. Dla dziecka wiele wojennych sytuacji jest niezrozumiałych, dlatego w pamięci zapisują się jako zatrzymany obraz, stopklatka.

Wojna burzy na zawsze poczucie bezpieczeństwa, stawia świat dziecka na głowie. „Co byś chciał znaleźć pod sosną: cukierki czy ciastka? Kawałek chleba?” – pytają partyzanci. „Garść naboi” – odpowiada dziesięcioletni wówczas Sasza Kawrus. Wojna to czas, kiedy niewinna zabawa wydaje się czymś niestosownym. „Jak można lepić bałwana i cieszyć się, jeśli jest wojna” – zastanawiała się Taisa Naswietnikowa, dziś nauczycielka. Zawieszony zostaje porządek i spokojna rutyna codzienności. „Nie tęskniłem za pieszczotami, bo nikt od dawna mnie nie rozpieszczał, żyłem wśród mężczyzn. Nawet czułych słów nie znałem” – wspomina przygarnięty przez oddział jako sześciolatek Wasia Sigalow. Wojna to czas głodu i strachu, inne uczucia są nie na miejscu. „Miłość może istnieć tylko w czasie pokoju” – kategorycznie stwierdza Jania Czernina.

Pomysł przyjrzenia się wojnie oczami dziecka nie był w połowie lat 80. odosobniony. Mniej więcej w tym samym czasie, co „Ostatni świadkowie”, powstał wybitny film „Idź i patrz” Elema Klimowa. Duchowy ojciec jest w tym wypadku wspólny – Aleś Adamowicz, pisarski guru Aleksijewicz, człowiek, który pomógł jej odnaleźć formę i był zarazem współscenarzystą filmu Klimowa. Pod wieloma względami oba dzieła są identyczne: ich akcja toczy się na Białorusi, w kraju okaleczonym, który w latach 1941-1945 stracił blisko jedną czwartą wszystkich mieszkańców. U Klimowa patrzymy na świat oczami Flory, wiejskiego chłopca, który niczego tak gorąco nie pragnie, jak bić Niemca. Przyłącza się do partyzantów, ma karabin, ale pozostaje dzieckiem, a dziecięca psychika nie jest w stanie udźwignąć koszmaru, którego jest świadkiem. Wojna zabija w nim dziecko, a jego twarz zamienia się w twarz starca. Bohaterowie Aleksijewicz mówią o tym wprost – „jestem człowiekiem bez dzieciństwa, zamiast niego miałem wojnę”, „nie pamiętam siebie małego”. Wielu z nich wierzy, że wojenna trauma skrzywiła im psychikę – „wyrosłem ponury i nieufny, mam przykry charakter. (...) Trudno mnie kochać”, „nie umiem płakać”, „nie umiem wybaczać”.

Ryszarda Kapuścińskiego 1 września 1939 roku zastał na łące, we wschodniej Polsce (tereny dzisiejszej Białorusi). Dla niego wojna zaczęła się dwa lata wcześniej niż dla radzieckich bohaterów Aleksijewicz. W eseju „Ćwiczenia pamięci” opisuje, jak na niebie pojawiły się samoloty, a na łące, wśród ogłuszającego huku wykwitły fontanny błota i ziemi. Siedmioletni chłopiec nie rozumiał, że jest świadkiem bombardowania i zafascynowany, z ufnością i naiwnością pobiegł w kierunku niezwykłego widowiska. Uratowała go matka. By przeżyć, dziecko musi przestać być dzieckiem. Kolejna „powieść głosów” Aleksijewicz, porusza, ale nie ma już w sobie świeżości reportażu o radzieckich żołnierkach, ani nie pokazuje nowego horyzontu apokalipsy jak poprzednia książka autorki, „Czarnobylska modlitwa”.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.