Pięćdziesiąt twarzy Klaudyny
rys. Alvaro Tapia Hidalgo / alvarotapia.com, CC

Pięćdziesiąt twarzy Klaudyny

Jarosław Kamiński

Rozerotyzowane nimfetki, bezpruderyjnie opisane lesbijskie romanse, starcy wykorzystujący seksualnie małoletnie kuzynki. Nawet dziś cykl „Klaudyn” Colette zaskakuje erotyką

Jeszcze 3 minuty czytania

                                
– Klaudyno, proszę spuścić oczy!
(„Klaudyna w szkole”)

Około 1895 roku ówczesny mąż Colette, krytyk i pisarz o pseudonimie Willy, zaproponował jej spisanie wspomnień z lat szkolnych. Pierwsza wersja nie spodobała się Willy’emu. Zapiski zostały odłożone do szuflady. Willy wrócił do „Klaudyny w szkole” dwa lata później. Tym razem zachwycony. Colette musiała trochę podkoloryzować historię, dodać pikantnych scen i książka mogła się ukazać, co nastąpiło w 1900 r.  Na „scenie czytania”  pojawiła się jedna z najpopularniejszych, obok Ani z Zielonego Wzgórza, Małej Księżniczki i Pollyanny, dziewczęcych bohaterek, uwielbiana przez kilka pokoleń czytelniczek. Termin „scena czytania” to nieco frywolna aluzja do freudowskiej „sceny pierwotnej”, która według autora „Objaśniania marzeń sennych” oznaczała scenę stosunku seksualnego rodziców, którą obserwowało dziecko. Swoją drogą „Objaśnianie marzeń sennych” ukazało się również w roku 1900. Lektury dzieciństwa i młodości mają do pewnego stopnia podobny, formacyjny wpływ na psychikę młodych czytelników i czytelniczek. Czy cykl „Klaudyn” ma szansę konkurować dzisiaj z sagą „Zmierzch” albo rozmaitymi odcieniami Szarości? Mimo upływu lat zachował sporo świeżości i uwodzącego uroku. Nawet w 2013 roku nie ma w sobie nic z ramotki literackiej.   

Colette, około 1950 roku / courtesy of
chrisbeetlesfinephotographs
Powieści „z Klaudyną” ukazywały się początkowo podpisane tylko przez Willy’ego. Colette tak  pisała o byłym już wtedy mężu: „wydał pod swym nazwiskiem nie wiem ile tomów, a nie napisał z nich żadnego, był stale w pogoni za nowymi talentami dla swego przedsiębiorstwa literackiego”. Cykl „Klaudyn” przyniósł nominalnemu autorowi popularność i pieniądze. Colette nie istniała dla szerszej publiczności nawet jako współautorka powieści. Prawda wyszła na jaw dopiero po latach. Na pytanie, jaki wpływ miał na tekst Willy, Colette sugerowała konfrontację z nielicznymi zachowanymi manuskryptami i dodawała: „Zapisane w całości moją ręką, z rzadka tylko pojawia się w nich inne pismo, bardzo drobne, zmieniając jakieś słowo, dorzucając kalambur lub oschłą reprymendę”.

Przypomnijmy sobie dzieje Klaudyny. W „Klaudynie w szkole” bohaterka ma piętnaście lat, kończy szkołę i za chwilę stanie do egzaminu, który otworzy jej drzwi do kariery nauczycielki. Uczy się świetnie, ale oczywiście to nie jej pracowitość wzbudza sympatię czytelniczek. Przede wszystkim jest inteligentna i wygadana. Nigdy nie daje się podporządkować ludziom, od których jest zależna, nie ma respektu dla hierarchii społecznej. Zawsze potrafi się odciąć, kiedy ktoś próbuje ją „ustawiać”:

– Więc lenisz się?

– Cóż , to moja jedyna przyjemność na tym świecie.

Ma „zbzikowaną minę”, jak zauważa lekarz szkolny, który chce ją uwieść. I „zbzikowane” pomysły. Kiedy jedna z jej koleżanek przechwala się, że chodzi w upał bez majtek, jej prawdomówność zostaje potwierdzona bolesnym dla niej psikusem, ku radości przypadkowych obserwatorów.

Sidonie-Gabrielle Colette, „Klaudyna
powraca”
. Przeł. Hanna Igalson-Tygielska,
W.A.B., Warszawa, 192 strony,
w księgarniach od marca 2013 
„Wolę zostać w tej budzie, gdzie bawię się lepiej niż gdziekolwiek” – mówi o swojej szkole Klaudyna. Życie dziewcząt nie polega przecież na ślęczeniu nad książkami, ale na  flirtach i obserwacji miłosnych zmagań innych. Jest się czemu przyglądać, nawet jak na rok 1900. Kto tu nie romansuje? Dyrektorka szkoły, pani Sergent, kocha się w młodziutkiej nauczycielce Aimée, która równocześnie flirtuje z innym nauczycielem. W Aimée podkochuje się sama Klaudyna, a w niej z kolei jej przyjaciółka z klasy, Łusia. Przyjaciółka męczy Klaudynę swoimi uczuciami, za co zostaje nieraz skarcona, zresztą ku rozkoszy zakochanej... Ta właśnie Łusia w kolejnej części powieści, „Klaudyna w Paryżu”, zostanie jako siedemnastolatka utrzymanką sześćdziesięcioletniego wuja. Dziewczyna wprawdzie doi starego z pieniędzy, ale i całkiem nieźle się bawi: „wuj jest wprawdzie stary, ale pomysły ma czasem zupełnie zwariowane. Na przykład nieraz każe mi uganiać  po całym pokoju na czworakach, a sam lata za mną, też na czworakach, jak ta maszkara, z tym swoim wielkim brzuchem, i rzuca się dopiero na mnie i krzyczy: «Ja jestem dzikie zwierzę!... Uciekaj! Ja jestem byk! »”. Ile jest w tej radosnej akceptacji samej Colette, a ile Willy’ego? Klaudyna brzydzi się takimi opowieściami, wkrótce jednak poślubia swojego własnego wujka, czterdziestoletniego Renauda. 

Małżeństwo to żaden powód, aby się ustatkować. Klaudyna wprawdzie szaleje z miłości do męża, jak z rozkoszą wyznaje, kochają się kilka razy dziennie i świata nie widzą poza sobą, ale... Kiedy poznaje Amerykankę Rezi, wdaje się z nią w romans (za wiedzą męża). Przypomina jej się, zapomniany smak miłości lesbijskiej. Wkrótce okazuje się, że i Renaud pił z tego samego źródła. Klaudyna opuszcza męża. Ale tylko na chwilę, dokładnie na cztery dni. Z obu stron przychodzą zapewnienia o nieskończonej miłości i absolutnym pożądaniu. „Zachciało mi się Rezi i dałeś mi ją jak cukierek... Trzeba mnie nauczyć, że bywają przysmaki szkodliwe (….) Nie bój się, miły, że zasmucisz Klaudynkę dając jej burę. Ja właśnie chciałabym czuć się od ciebie zależna i bać się trochę mego przyjaciela, którego tak kocham. (…) Pomyśl mój miły mężu, że przez całe cztery długie dni czekałam, byś nie był już dla mnie za młody”.  Czyżby Klaudyna naprawdę odkryła w sobie małą Łusię, która tak bardzo lubiła być karcona? A może to kolejny pomysł Willy’ego na usatysfakcjonowanie męskich fantazji o dominacji nad kobietą?

 „Klaudyna powraca”  ukazuje się w Polsce po raz pierwszy. Szkoda tylko, że pod komercyjnym tytułem, jak z kina akcji klasy C. Oryginalny „La retraite sentimentale” jest subtelniejszy i bardziej znaczący. Dobrze czytać powieść w kontekście całego cyklu. „Klaudyna powraca”  dopowiada wątki znane z poprzednich części, a postaci, które się w niej pojawiają, to starzy znajomi czytelników Colette.

Powieść powstała już po rozstaniu autorki z Willym i zgodnie z jej wolą zamyka cykl. Czuje się w niej wyczerpanie tematem. Powieść pozbawiona jest niemal akcji, postaci wypadają blado w porównaniu do poprzednich części cyklu, anegdoty, które sobie opowiadają bohaterowie, nie pulsują już życiem. Mocniej niż erotyzm daje się odczuć w powieści melancholia. Wiąże się to z dorosłością bohaterek i doświadczeniem upływu czasu. A przede wszystkim chorobą Renauda.  Mąż Klaudyny leży w sanatorium chory na gruźlicę. Ona sama wyjeżdża do Casamène, posiadłości swojej przyjaciółki Anny (głównej bohaterki czwartej części cyklu). Obie kobiety spędzają czas na wspominaniu starych przygód miłosnych. W odróżnieniu od Anny, Klaudyna jest spełniona, odnalazła miłość życia, mężczyznę którego kocha i pożąda. Kiedy zjawia się syn Renauda, Marcel, do historii kobiecych zostają dorzucone opowieści o romansach homoseksualnych, obfitujących w skandale, szantaże i na poły kryminalne zdarzenia. 

Sidonie-Gabrielle Colette, „Dialogi zwierząt”.
Przeł. Beata Geppert, W.A.B., Warszawa, 192 strony,
w księgarniach od marca 2013
Colette okazuje się spadkobierczynią francuskich mistrzów anegdoty: La Bruyera czy Chamforta, którzy umieli podnieść jednostkowe doświadczenia do rangi prawa życia społecznego. W kilku zdaniach oddawali esencję postaci, jej charakter. Patrzyli na swoich bohaterów bezlitośnie, wręcz cynicznie, choć – paradoksalnie – właśnie cynizm łagodził ich oceny. Jedna z anegdot Chamforta brzmi: „Wymawiano panu N... jego upodobanie w samotności; odparł: «Lepiej znoszę swoje wady niż cudze»”. W podobnym stylu pisze Colette. Rozmyślając nad opowieściami Anny, Klaudyna stwierdza oschle: czuję do niej teraz więcej szacunku, ale mniej mnie interesuje“. Zastanawiając się nad rolą męża w życiu przyjaciółki, podsumowuje: „Jak wiele ryzykuje kobieta, której pierwszym mężczyzną jest idiota”.

Klaudyna  ma dopiero 28 lat i wydaje się, że wszystko jest jeszcze przed nią. Tymczasem straty, których doświadcza, i intensywność wspomnień, utwierdzają ją w przekonaniu, że „dobrze już było”. Mówi o tym bez bólu, raczej jako o spełnieniu starych przewidywań. Może rzeczywiście weselej niż „w budzie” już nie będzie? Klaudyna łatwo godzi się z utratą przyszłości pojmowanej jako nieskończona możliwość rozkoszy. Od życia chwilą teraźniejszą woli życie przeszłością,  z  ukochanym, który wraca w snach na jawie, równie intensywnych jak rzeczywistość i „ czuwa nad resztą mojego życia i dla którego na jawie zamykam powieki, żeby go lepiej widzieć...”.

Jesteśmy sami, na zawsze!”, stwierdza Klaudyna. Liczba mnoga sugeruje jednak czyjąś obecność w jej świecie. To zwierzęta. Klaudyna (i Colette) z czułością obserwują ich życie. Najczęściej są to koty (Fanszetka w „Klaudynie w Paryżu”) i psy (Toby w tomie „Klaudyna powraca”). Ale nie tylko. Równie uważnie kontempluje życie ogrodowej ropuchy, jeża, muszek, a nawet nietoperza. Stanowią  pełnoprawną część świata w Casamène. Proza Colette to często opowieści o ludziach-zwierzętach i zwierzętach-ludziach. Pisząc o zwierzętach, przypisywała im ludzki charakter. Jak w „Dialogach zwierząt”, ni to opowieści, ni to rozmowie pomiędzy psem Tobym i kotką Kiki, w której zwierzęta złośliwie komentują świat dookoła, irytując się, obśmiewając, a także kokietując siebie nawzajem. „SUCZKA, przerażona a zarazem skłonna ulec pokusie” rzuca molestującemu ją buldożkowi Toby'emu: „Mój Boże! To okropne! Niech pan czyni ze mną, co zechce...”.

W „Dialogach” nie ma obserwacji prawdziwego życia psów i kotów. Colette nie jest też aktywistką walczącą o prawa zwierząt. Wydaje się tu przede wszystkim spadkobierczynią francuskiej tradycji, tym razem bajki literackiej. „Dialogi zwierząt” są literackim bibelotem, ale jak podkreśla w świetnym posłowiu Kazimiera Szczuka, to ważna pozycja w dorobku Colette. Od jej wydania zaczyna się samodzielne życie artystyczne pisarki. W tym czasie rozstała się z Willym, a  tożsamość prawdziwej autorki „Klaudyn” została ujawniona. 

Colette jest jedną z pisarek, które stworzyły XX-wieczną powieść kobiecą. Szczerze i prawdziwie opowiadała o emocjach i zmysłowości kobiet, zarówno heteroseksualnych, jak i lesbijek. Cykl „Klaudyn” to dzieło okresu przejściowego, w którym kobiece spojrzenie na seksualność formuje się pod kontrolą mężczyzny. Nawet dziś „Klaudyny” zaskakują erotyką. Nie tyle opisami aktów seksualnych, ile zachowań niezgodnych z oficjalnymi normami moralności mieszczańskiej. Rozerotyzowane nimfetki, bezpruderyjnie opisane lesbijskie romanse, starcy wykorzystujący seksualnie małoletnie kuzynki. Tylko czyj to erotyzm? Colette, łamiącej tabu epoki? Czy raczej Willy’ego, znającego dobrze reguły powieści popularnej, wedle których „sex sells”, a mroczne fantazje mężczyzn muszą zostać zaspokojone?


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.