Dziewczyny w Wielkim Mieście

Dziewczyny w Wielkim Mieście

Aleksandra Perczyńska

Chociaż Dunham w wywiadach twierdzi, że nie chce zajmować pozycji w debatach politycznych, media amerykańskie obsesyjnie analizują zawartość każdego odcinka i traktują „Dziewczyny” jak ważny komentarz do współczesności

Jeszcze 3 minuty czytania

Hanna Hortvath jest jak typowa postać z filmu Woody Allena. Neurotyczna nowojorczanka żydowskiego pochodzenia, o skłonnościach hipochondrycznych, z nerwicą natręctw i nieustającymi kłopotami sercowymi, w tym słaby seks i toksyczne związki. Kiedy w pierwszym odcinku oświadczyła, że może być głosem swojego pokolenia, media natychmiast to podchwyciły, nie zważając na to, że deklaracja ta była wygłoszona przez bohaterkę na opiumowym haju. Neurotyczni nowojorczycy to specjalność Allena, ale to nie on napisał i wyreżyserował serial „Dziewczyny”, którego Hanna jest główną bohaterką – zrobiła to 26-letnia Lena Dunham, i dostała za niego już dwa Złote Globy (oraz cztery nominacje do nagród Emmy).

„Dziewczyny” to historia czterech młodych kobiet na skraju załamania. Jakiegokolwiek: widzimy doły emocjonalne, nawroty zaburzeń psychicznych, czy kłopoty finansowe. Marnie (Allison Williams) pracuje w galerii sztuki jako kuratorka. Jest jak królowa lodu: piękna, chłodna, spięta i do bólu znudzona swoim wrażliwym, dbającym o jej potrzeby chłopakiem (do czasu, aż on ją rzuci). Druga bohaterka to Jessa (Jemima Kirke) – zarozumiała, ekstrawagancka i cyniczna Brytyjka z seksownym akcentem i przerażająco wysoką samooceną, otoczona aurą artyzmu. Po przyjeździe do Nowego Jorku Jessa dostaję pracę jako opiekunka dwójki dzieci, i szybko ją traci, kiedy ojciec rzeczonych dzieci zaczyna się w niej podkochiwać. Shoshanna (Zosia Mamet) – najmłodsza, najmniej doświadczona, chciałaby być niegrzeczna, ale nie bardzo wie jak. Shoshanna podejrzanie dobrze zna serial „Seks w wielkim mieście”. Kiedy jej kuzynka Jessa oświadcza, że nie zna tej produkcji ani nie ma konta na Facebooku, zafascynowana odpowiada: „jesteś zdecydowanie jak Carrie, ale masz też pewne aspekty Samanty. To naprawdę świetna kombinacja”. I wreszcie Hanna (Lena Dunham), która w kłótni wykrzykuje po Allenowsku: „nikt nie może nienawidzić mnie tak bardzo, jak ja sama się nienawidzę, OK? Każdą podłość na mój temat, która przychodzi ci do głowy, sama już do siebie powiedziałam, i to pewnie nie dalej jak pół godziny temu!”. Hannę poznajemy, kiedy jej rodzice decydują się odciąć finansową pępowinę i zmusić córkę do pracy zarobkowej. To cios dla młodej pisarki, która nie ma czasu na takie przyziemne rzeczy jak płatna posada, bo „próbuje stać się sobą”. Zagubiona między dysfunkcyjnymi relacjami i wysokimi aspiracjami artystycznymi, jest postacią, z którą utożsamiają się tłumy.

HBO

„Jesteś z Nowego Jorku, więc jesteś naturalnie interesująca”

„Dziewczyny” to nie pierwsza produkcja Leny Dunham. W 2010 roku napisała i wyreżyserowała „Tiny Furniture” – film o bezrobotnej dziewczynie, która po powrocie z uniwersytetu próbuje ogarnąć swoje życie (wątek kontynuowany w serialu). Dzięki temu zauważył ją hollywoodzki reżyser Judd Apatow, który dziś jest producentem wykonawczym serialu. Przy produkcji o czterech przyjaciółkach w Nowym Jorku skojarzenia z „Seksem w wielkim mieście” były nieuniknione. Widz szybko jednak orientuje się, jak te dwie narracje dramatycznie się od siebie różnią. W popularnym i mocno eskapistycznym serialu o Carrie Bradshaw roiło się od eleganckich przyjęć, szykownych ubrań i dodatków, a bohaterki miały udane kariery i buty od Manolo Blahnika. Nowy Jork opisany przez Dunham jest dużo bardziej przygnębiający: gospodarka wciąż nie podniosła się po recesji i dziewczyny mają kłopoty ze znalezieniem pracy. Niektóre są na bezpłatnych stażach i martwią się, skąd wezmą na czynsz. Ubierają się też o wiele skromniej – Hanna prezentuje wręcz styl antyglamour. Być może to właśnie ten bardziej realistyczny świat przedstawiony sprawia, że serial już po kilku pierwszych odcinkach stał się kultowy.

Chociaż Dunham w wywiadach twierdzi, że nie chce zajmować pozycji w debatach politycznych, media amerykańskie obsesyjnie analizują zawartość każdego odcinka i traktują „Dziewczyny” jako ważny komentarz do współczesności. Na przykład w pierwszym sezonie bohaterowie używali prezerwatyw – kiedy w drugim przestali, dziennikarka „Huffington Post” była oburzona. Zwracała uwagę na szaloną popularność i kulturotwórczą rolę serialu, i że niezabezpieczanie się przy seksie to propagowanie niezdrowych wzorców zachowania.


„Wiesz, co jest najdziwniejsze w posiadaniu pracy? Musisz przychodzić codziennie, nawet wtedy, kiedy nie masz ochoty”

Inni komentatorzy wytykają serialowi prawie całkowity brak rasowo etnicznej różnorodności („Czy to w ogóle możliwe, żeby mieszkanka NY nie miała żadnych czarnych znajomych?”). Nie bez związku są zarzuty o to, że bohaterki to uprzywilejowane przedstawicielki elity, klasy średniej lub wyższej, samolubne, zaabsorbowane wyłącznie swoimi kłopotami (problemami pierwszego świata). Rzecz dzieje się w roku 2012, a nie ma słowa o ruchu Occupy Wall Street. Krytycy utrzymują, że to kronika hipsterskiego życia, które aspiruje do statusu bohemy. Do tego dochodzi argument, że wszystkie aktorki obsadzone w głównych rolach to córki sławnych ludzi.

HBO

Ale medialne szaleństwo dotyczące „Dziewczyn” ma swoje plusy. Nawet jeśli Dunham odżegnuje się od zajmowania stanowiska, jej dzieło to głos w wielu ważnych debatach. Scenariusz obnaża piekło zaburzeń psychicznych, pokazuje niepewność relacji miłosnych, erotycznych i przyjaźni, i obala telewizyjny mit idealnego ciała. Jedne z najciekawszych dyskusji wokół serialu dotyczą właśnie ciała i seksu. Seriale HBO nie słyną ze szczególnej wstydliwości, ale „Dziewczyny” są inne. Grana przez Dunham postać w prawie każdym odcinku występuje nago, a jej sylwetka nie mieści się w dyktowanych przez media kanonach piękna. Lena jest dużo bardziej okrągła niż przeciętna bohaterka seriali. Magazyny feministyczne uważają, że to deklaracja buntu przeciwko mainstreamowym wizerunkom kobiecego ciała: szczupłego, wydepilowanego, nierealnie doskonałego (ulepszanego za pomocą Photoshopa). Dunham nie ucieka od etykietki feministki. W wywiadzie dla amerykańskiego „Playboya” mówi „feminizm to nie jest brzydkie słowo. My nie jesteśmy grupą obłąkanych, która uważa, że kobiety powinny przejąć władzę nad światem, samotnie wychowywać dzieci i całkowicie wyeliminować mężczyzn. W feminizmie chodzi o to, żeby kobiety miały takie same prawa jak mężczyźni”.

Obrazy męskich i kobiecych ciał, i dynamiki między nimi – to ulubiony temat popularnych magazynów (a zdjęcia celebrytów przyłapanych w niepochlebnych sytuacjach, bez makijażu albo z fałdką tłuszczu wystającą znad paska, to ekstremalna forma tej fascynacji). Lena Dunham ma to w nosie. W tym samym wywiadzie, na pytanie, co by zrobiła, gdyby pewnego dnia obudziła się z ciałem modelki Victoria Secret, odpowiedziała: „Nie sądzę, żeby mi się to podobało. Pojawiłoby się pełno dziwacznych wyzwań, z którymi nie muszę się teraz mierzyć. Nie chcę żyć, zastanawiając się, czy ludzie rozmawiają ze mną dlatego, że mam wielkie cycki”. Wstrząśnięte media donosiły: „Lena Dunham nie chce mieć ciała supermodelki!”. Po odcinku, w którym Hanna ma romans z granym przez Patricka Wilsona Joshuą, podniosły się głosy krytyki, które można podsumować słowami „to nierealistyczne, że dziewczyna o wyglądzie Leny Dunham mogłaby zaciągnąć do łóżka faceta o wyglądzie Patricka Wilsona”. Felietonistka lajfstajlowego portalu dla kobiet xoJane.xom odpowiada na te zarzuty o brak realizmu w tekście pod wiele mówiącym tytułem „mam ciało jak Lena Dunham i spałam z superatrakcyjnymi facetami”.

HBO

„Chcę tylko kogoś, kto chce ze mną spędzać cały swój czas, uważa, że jestem najfajniejsza na świecie i chce uprawiać seks tylko ze mną”

W „Dziewczynach” roi się też od odważnych scen seksualnych. Wymiany płynów ustrojowych w różnych konfiguracjach są tu niezręczne, nieszopowane, a czasem bardzo niepokojące. Adam – chłopak Hanny – od pierwszego odcinka odgrywa z nią swoje mniej lub bardziej zwichnięte fantazje, na co ona się zgadza. Sceny miłosne pozostałych bohaterek też nie są seksowne – nie ma w nich ani namiętności, ani głębokich więzi emocjonalnych. Dla widza przyzwyczajonego do wyidealizowanych, wygładzonych, ugrzecznionych przedstawień seksu przy świeczkach i romantycznej muzyce to, co dzieje się w „Dziewczynach”, jest jak kubeł zimnej wody. W drugim sezonie wydawca książki Hanny, rozczarowany jej pierwszą wersją jako „zbyt Jane Austen”, pyta ją: „gdzie jest seksualna porażka? Gdzie jest okrągła twarz, splamiona nasieniem i smutkiem?”. Hanna wygląda na zaskoczoną, ale widz wie, że Lena Dunham często kojarzy seks z depresyjnymi, ciężkimi, mrocznymi klimatami. Ta postawa zjednała jej rzeszę fanów, znudzonych cukierkowymi scenami seksu w innych serialach.

Przedostatni odcinek drugiego sezonu, zatytułowany „Na czworaka”, wywołał chyba najwięcej kontrowersji. Scenę seksu między Adamem a jego nową dziewczyną Natalią ogląda się trudno. Po imprezie oboje są pijani (on jest AA, do tej pory nie pił, ale po przypadkowym spotkaniu Hanny na ulicy decyduje się na drinka), już w mieszkaniu Adam każe jej na czworakach wejść do sypialni. Ona rzuca mu dziwne spojrzenie, ale nie protestuje. Dalej widzimy ich na łóżku, w ostrej scenie prowadzonej przez niego, i wyraźnie nie sprawiającej jej przyjemności. Po tym odcinku w mediach rozpętała się burza (HuffPost, The Daily Beast). Czy ta scena przedstawiała gwałt? Czy jeśli Natalia nie wyraziła sprzeciwu, to możemy mówić o gwałcie? Zależy, kogo zapytać.


„Naprawdę nie chcesz się ze mną spotykać? To ostatnia szansa”


Biorąc pod uwagę te odważne sceny i status produkcji kultowej, nic dziwnego, że media mają obsesję na punkcie „Dziewczyn”. Niektóre magazyny po każdym odcinku publikują nie tylko jego streszczenie, ale też zapis czatu, na którym analizowane są postacie i wątki (HuffPost, Slate). To medialne szaleństwo celnie wytyka satyryczny „The Onion” w tekście o wymyślonym następnym odcinku. „To prawdziwe dziewczyny, z prawdziwymi ciałami, robiące to, co robią prawdziwe dziewczyny” – to idealna parodia medialnego dyskursu wokół Dunham.

HBO

Ta popularność wydaje się jej nie przeszkadzać – jak przystało na dwudziestokilkulatkę, ma konta na Instagramie (na którym zamieszcza np. zdjęcie swoich kozaków i majtek owiniętych dookoła nich), które śledzi 410 tysięcy osób i na Twitterze (930 tysięcy). Pod wieloma względami Dunham jest jak Woody Allen. Oboje specjalizują się w mówieniu o rzeczach osobistych, wstydliwych upokorzeniach i niepowodzeniach. Podobnie jak on, sama pisze scenariusze i występuje w swoich filmach, i nie zawsze wiadomo, gdzie kończy się autor(ka), a zaczyna postać. Tak jak on jest szalenie pracowita i w wieku zaledwie 27 lat jest już jedną z najbardziej rozpoznawalnych twarzy telewizji, a jesienią zeszłego roku podpisała umowę na książkę z wydawnictwem Random House na 3,5 mln dolarów.

Może tu właśnie tkwi największa różnica między Leną a jej bohaterką Hanną. Podczas gdy ta druga miota się w życiu pełnym porażek, błędów i chaosu, Dunham idzie do przodu jak burza.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.