Antony Beevor, „Walka o Hiszpanię 1936–1939”

Marcin Król

Książka Beevora o hiszpańskiej wojnie domowej pokazuje, jak słabe poparcie dla demokracji wyrazili europejscy intelektualiści

Jeszcze 2 minuty czytania

Znakomita książka Antony’ego Beevora, który – jak w poprzednich pracach – nie tylko swoje tezy świetnie dokumentuje, ale także zaskakuje czytelnika chłodnym i nowym podejściem, stwarza okazję do przypomnienia, jak wielką rolę wojna domowa w Hiszpanii odegrała w świadomości i kulturze Zachodu. Wystan Hugh Auden, George Orwell, Ernest Hemingway – to tylko nieliczni spośród setek filozofów, poetów i dziennikarzy, którzy wyruszyli na pomoc republice. Z Polski, poza żołnierzami ochotnikami, pojechał m.in. Ksawery Pruszyński. Dlaczego ta wojna tak przyciągnęła uwagę zachodnich intelektualistów?

Antony Beevor, „Walka o Hiszpanię
1936-1939. Pierwsze starcie totalitaryzmów”
.
Przeł. Hanna Szczerkowska, Znak, Kraków,
688 stron, w księgarniach od marca 2009
Musimy spojrzeć na ten problem z ich perspektywy, nie biorąc pod uwagę wiedzy, jaką mamy dzisiaj. Rok 1936 – cała Europa po Wielkim Kryzysie jest pogrążona w mroku despotyzmów, autorytaryzmów czy wręcz totalitaryzmu. Dla ludzi roztropnych i ceniących wolność nie ma nadziei.

I nagle w 1936 roku w Hiszpanii dobro wygrywa ze złem. Ochotnicy spieszą więc pomóc dobru, powodowani nie tyle politycznymi, ile duchowymi motywami. Dla ludzi, którzy z racji swoich zatrudnień myślowych marzą o tym, by móc jasno odróżnić dobro od zła, wojna domowa w Hiszpanii staje się niepowtarzalną okazją wsparcia bezspornego dobra. Tak to wyglądało wtedy i nie należy ani się dziwić tym, którzy jechali do Hiszpanii bronić republiki, ani – tym bardziej – kpić z ich niewiedzy i naiwności.

Dziś wiemy (a Beevor dokładnie to opisuje), że wybory 1936 roku zakończyły się w Hiszpanii minimalnym tylko zwycięstwem centrolewicy. Że politycy ugrupowań, które doszły do władzy, nie zdawali sobie sprawy z tego, jak słaba jest ich pozycja. I że niemal natychmiast po przejęciu władzy rozpoczęły się spory, szczególnie zażarte w ramach lewicy podzielonej na cztery co najmniej obozy: socjalistów, komunistów, trockistów i anarchistów, zwalczające się ze stopniowo coraz większą brutalnością.

Generalnie rząd republikański nie umiał ani rządzić, ani walczyć. Wtedy jednak nie to było najważniejsze. Tylko nieliczni (jak George Orwell we wspomnieniach zatytułowanych „W hołdzie Katalonii”) dostrzegli, że walka po stronie demokracji straciła sens, kiedy włączyli się w nią komuniści całkowicie sterowani przez wysłanników Stalina.


Nikt bowiem nie rozumiał, że wojna domowa w Hiszpanii szybko przestała być okrutną wojną Hiszpanów z Hiszpanami, a stała się okazją do ćwiczeń i manewrów dla nazistowskich Niemiec i stalinowskiej Rosji. Z tego zaś wynika kilka powodów do zastanowienia czy wręcz zdumienia.

Zdumiewa przede wszystkim postawa europejskich mocarstw. Tuż obok, w kraju, który wprawdzie był mało aktywny w międzynarodowej polityce, ale należał do samego serca Zachodu, toczyła się krwawa walka. Niezależnie od tego, czy przyznać rację republice czy marksistom, obojętność, pozorowane wyrazy troski, a w istocie przyjęcie zasady nieingerencji (tylko Francja przyjmowała uciekinierów z Hiszpanii, pakując ich jednocześnie do obozów) – wszystko to jawnie ukazywało ducha Monachium i fakt moralnego zagubienia polityków wszystkich krajów europejskich. Od mocarstw nie należało nawet oczekiwać tego, by powodowały się racjami moralnymi (co w polityce nie jest ani zdrowe, ani skuteczne), ale raczej tego, by stanęły, chociażby na gruncie dyplomatycznym, twardo w obronie legalnie wybranego rządu.

Zdumiewa, że państwa wciąż jeszcze demokratycznego Zachodu nie obserwowały tej wojny tak, jak ją pokazuje Beevor, czyli jako starcia dwu potęg totalitarnych (i to starcia bardzo pouczającego). Niemcy wysłali Legion Condor, pokazując, jak doskonale już potrafią operować lotnictwem, natomiast Stalin był znacznie słabszy, a wysłani przez niego doradcy (to okres Wielkiej Czystki i zgładzenia Tuchaczewskiego) bali się podejmować jakichkolwiek decyzji dotyczących walki z frankistami, a jedynie czyścili szeregi z trockistów i anarchistów. Widać więc było doskonale, że Hitler jest już dobrze przygotowany do wojny, a Rosja – zupełnie nie. Nikt nie wyciągnął z tego wniosków, a był jeszcze czas na rozmaite posunięcia dyplomatyczne i militarne. Europa nie umiała wyciągać wniosków, bo nie chciała tego uczynić i bała się ich ewentualnych konsekwencji.


Wreszcie zdumiewa, jak słabe w istocie poparcie dla demokracji w Hiszpanii wyrazili europejscy intelektualiści. Wspominaliśmy setki, które jechały walczyć, ale tysiące milczały. Niektórzy już do reszty zbrzydzeni polityką, inni zafascynowani jednym z totalitaryzmów, a jeszcze inni po prostu, czasem zmuszeni, czasem z dobrej woli, opuszczali Europę i jechali do Stanów Zjednoczonych (które zresztą oficjalnie też zajmowały całkowicie neutralną postawę wobec wydarzeń w Hiszpanii). Potem, po dekadach, zrozumiano błąd z końca lat trzydziestych, co pomogło w utworzeniu wspólnego intelektualnego i artystycznego frontu, a przede wszystkim Kongresu Wolności Kultury (1950).

Przez wiele pokoleń niewątpliwie szlachetna postawa republikanów w Hiszpanii i ich konflikt z generałem Franco powoli obrastały mitami. Dzięki książce Antony’ego Beevora wiele z tych mitów wreszcie zostało rozbitych. Wojna domowa w Hiszpanii nie była czarno-biała, okrucieństwa i to niebywałe (co jest cechą wszystkich wojen domowych) popełniały obie strony, a Europa zachowała się możliwie najgorzej.

Zapewne książka ta nie zmieni nastawienia tych, którzy w wojnie domowej w Hiszpanii upatrują symbolu odwagi, bohaterstwa i walki o słuszną sprawę. Ale taka też jest natura pamięci historycznej, że najlepsze nawet książki nie przekonają nigdy nieprzekonanych. Wiemy to przecież i my, chociażby na przykładzie sporu o sens powstania warszawskiego.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.