Jeszcze 1 minuta czytania

Tomasz Cyz

NASŁUCH:
Inauguracja w Lusławicach

Tomasz Cyz

Tomasz Cyz

Lusławice, podtarnowska wieś na trasie w kierunku Krakowa, niedaleko Zakliczyna. To tu w XVI wieku Bracia Polscy (arianie) założyli Szkołę Lusławicką i prowadzili drukarnię. To tu swoje miejsce znalazł kiedyś włoski humanista Faustus Socyn (1539-1604) oraz polski malarz symbolista Jacek Malczewski (1854-1929). To tu wreszcie w latach 70. ubiegłego wieku swoje miejsce na ziemi znalazł Krzysztof Penderecki. Urodzony w pobliskiej Dębicy, wykształcony w niedalekim Krakowie.

Pewnie kiedy w latach 90. kompozytor zaczął opowiadać o stworzeniu tu – w pobliżu zabytkowego dworu i prowadzonego od kilkunastu lat polifonicznego arboretum – kampusu dla młodych talentów, mało było takich, którzy dawali temu wiarę (jednym z nielicznych był Waldemar Dąbrowski). Ale Krzysztof Penderecki, prócz genialnej artystycznej intuicji, która prowadzi go do stworzenia takich dzieł, jak „Pasja wg św. Łukasza”, „Jutrznia” czy „Polimorfia”, ma też inną cechę: konsekwencję. Niektórzy powiedzieliby może, że to cierpliwość.
I tak: w 2001 roku powstało Stowarzyszenie „Akademia im. Krzysztofa Pendereckiego, Międzynarodowe Centrum Muzyki, Baletu i Sportu”, w 2005 roku Europejskie Centrum Muzyki Krzysztofa Pendereckiego, po drodze skupowane były działki pod przyszły obiekt, a od 2006 roku rozpoczęto starania o dofinansowanie budowy z funduszy Unii Europejskiej, zakończone podpisaniem umowy (na kwotę 65 milionów złotych) w 2010 roku. 10 sierpnia 2011 roku rozpoczęto budowę, 22 listopada 2012 roku ją zakończono, a w styczniu 2013 Centrum rozpoczęło działania w Lusławicach.

W 15 miesięcy można napisać utwór muzyczny. Można też zbudować wielofunkcyjny obiekt edukacyjno-koncertowy – z biblioteką (wysokie półki już za chwilę zapełnią się nutami), studiem nagrań, salą kameralną i konferencyjną, kilkudziesięcioma pokojami do ćwiczeń, wreszcie salą koncertową dla 650 słuchaczy, ze znakomitą akustyką (o tym za chwilę), z estradą mogącą pomieścić orkiestrę symfoniczną i chóry, z ruchomym orkiestronem umożliwiającym prezentację dzieł operowych czy baletowych. Piszę o tym wszystkim, bo jako tarnowianin wiem, że w pobliżu poza dużą sceną Teatru im. Solskiego oraz salą widowiskową Centrum Sztuki Mościce (i może Małopolskim Centrum Kultury Sokół w Nowym Sączu) nie ma podobnej przestrzeni. A jak tu brzmi muzyka!

Wieczór inauguracyjny – poza przemówieniami i okolicznościowym wręczaniem medali – wypełniła właśnie ona. Najpierw Lusławicka Orkiestra Talentów, prowadzona przez Monikę Bachowską, a złożona z niesłychanie uzdolnionych dzieci ze szkół podstawowych z całej Polski, zagrała „Dwie melodie nordyckie” op. 63 Edwarda Griega, II część „Trzech utworów w dawnym stylu” Henryka Mikołaja Góreckiego (do śmierci w 2010 roku przewodniczącego rady programowej Centrum) oraz „Salut d'amore” op. 12 Edwarda Elgara. Do tej pory nie było w Polsce takiego miejsca, którego jednym z głównych zadań byłoby kształcenie przyszłych wirtuozów od wczesnych lat. Europejskie Centrum Muzyki Krzysztofa Pendereckiego, inaugurując działalność, pokazało dla kogo powstał ten kampus i kto powinien być jego największym beneficjentem.
Następnie Apollon Musagète Quartett – poza Royal String Quartet jeden z najciekawszych na świecie młodych zespołów kameralnych – wykonał najpierw (na prośbę Elżbiety Pendereckiej) niezaplanowaną w programie I część Kwartetu smyczkowego a-moll Felixa Mendelssohna (trzeba powiedzieć: genialnie), dalej III Kwartet smyczkowy „Kartki z nienapisanego dziennika” Krzysztofa Pendereckiego (z uwagą na szczegóły, schładzając intymność tego quasi-dziennikowego wyznania).

I wreszcie muza Mistrza (a wcześniej Mistrza Lutosławskiego): Anne-Sophie Mutter. W zwiewnej bladoczerwonej bluzce, czarnych spodniach. W otoczeniu swoich „wirtuozów” (zespół złożony ze stypendystów fundacji niemieckiej skrzypaczki nazywa się bowiem Mutter's Virtuosi) zagrała Oktet smyczkowy Es-dur op. 20 Mendelssohna – z najwyższym kunsztem, z piekielną precyzją, z oddechem, pełnią uczuć i emocji. Jeśli takimi dźwiękami raz na jakiś czas będzie rozbrzmiewała ta sala, o znakomitej (powtarzam!) akustyce, czule reagująca na zmiany dynamiczne i agogiczne, niemal oddychająca ze słuchaczem, to trzeba będzie pomyśleć o lepszych (czytaj: szerszych) drogach dojazdowych do Lusławic, tak od strony Tarnowa, jak Krakowa czy Nowego Sącza.

Przemawiając tego wieczoru, Krzysztof Penederecki powiedział, że gdyby ten pomysł związany był z Warszawą czy Krakowem, to pewnie by się nie udał. A więc jakby Bayreuth, ale jednak Lusławice. I dobrze. Wielu o tym marzy, niewielu to się może udać. Krzysztofowi Pendereckiemu, w roku 80. urodzin, nie tylko się udało. To się stało. I już. Orkiestra tusz...


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.