Wyroby  luksuso-podobne
M. Kujda (c) Muzeum Współczesne Wrocław, 2013

Wyroby
luksuso-podobne

Anka Herbut

Wystawa „Magazyn Luxus” w Muzeum Współczesnym we Wrocławiu to wyznanie barokowej zasady przepychu: nadmiar, przesyt, zbytek. Syndrom kompulsywnego wytwarzania i kolekcjonowania

Jeszcze 4 minuty czytania

Za dużo kolorów, kształtów, znaczeń – jakby kolektywna świadomość Luxusu wybuchła nagle na zewnątrz. Eksces obiektów zestraja się z ekscesem przestrzeni wystawienniczej: tymczasowa siedziba MWW – bunkier przeciwlotniczy o rozciągniętych po okręgu korytarzach – uwierzytelnia i podbija poczucie klaustrofobii. Wspomaga je również nieprzewidywalna topografia ślepych korytarzy i ukrytych pomieszczeń. Ma się wrażenie, jakby obiekty i motywy multiplikowały się tu w nieskończoność. W takiej nadprodukcji atrakcji błędnik zaczyna szwankować, a trajektoria ruchu widza zamienia się w sytuacjonistyczny dryf.

„Magazyn LUXUS”

wystawa grupy Luxus w Muzeum Współczesnym Wrocław, kuratorzy: Anna Mituś i Piotr Stasiowski, do 2 września 2013.

W konsekwencji gestu kuratorskiego Anny Mituś i Piotra Stasiowskiego „Magazyn Luxus” stał się składowiskiem Luxusowych dóbr: obrazów i rzeźb, psychoaktywnych art booków, szablonów, zrecyklingowanych sprzętów użytkowych, atrap i makiet oraz nagrań z punkowych koncertów. Przybrał formę skrupulatnie przeprowadzonej przestrzennej dokumentacji. Asamblażu. Taka koncepcja wystawy wydaje się w naturalny sposób wynikać z działań Luxusu, w których podpatrywana z ukosa kultura popularna współgrała z technologiczną prowizorką i fascynacją fenomenem kiełkującego konsumpcjonizmu.

Pracownia 208

Grupa Luxus od samego początku przepracowywała polskie idiomy kulturowe, wskazując na absurdy życia społecznego, obnażając ówczesny dyskurs sztuki i ośmieszając ślepy kurs na Zachód. Jej działania można z perspektywy czasu potraktować jako zapis zbiorowej mentalności lat 80. i 90., będący nie tylko wyrazem transformacji politycznej, ale i artystycznej, w ramach której po lawinie konceptualizmu i abstrakcji przyszedł czas na sztukę zaangażowaną. Taką, która kpi z rzeczywistości, jest bezpośrednia i w żaden sposób nie amortyzuje prześmiewczego i zaostrzonego kabaretowym tonem komunikatu.

Luxus zawiązał się niejako organicznie w prowadzonej przez Konrada Jarodzkiego pracowni nr 208   Państwowej Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych we Wrocławiu (obecnie pracownia 314 w budynku wrocławskiej ASP). W różnych konstelacjach grupę tworzyli: Paweł Jarodzki i Bożena Grzyb-Jarodzka, Jerzy Kosałka, Ewa Ciepielewska, Jacek (Ponton) Jankowski, Piotr Gusta, Artur Gołacki oraz Stanisław Sielicki, Małgorzata Plata, Marek Czechowski i Szymon Lubiński. Inspirowali się realizowanym poprzez ekonomię re-produkcji pop-artem, kultywowali kicz i przekornie wobec powszechnego postulatu konwertowania życia w sztukę, zmieniali sztukę w życie. Utrzymywali ahierarchiczną strukturę, potrafili być do bólu autoironiczni, a ostrze krytyki kierowali nie tyle przeciw konkretnej ideologii, ile ideologicznym mechanizmom w ogóle. Z założenia byli antyartystyczni, nie interesowało ich hermetyczne środowisko akademickie, ale świeża, niezapośredniczona w systemach estetycznych kreacja.

Widok wystawy (członkowie Luxusu) / M. Kujda (c) Muzeum Współczesne Wrocław, 2013

Tylko magazyn luksus daje nam pełną satysfakcję

Ich układ odniesień stanowiła punkowa zasada D.I.Y. („do it yourself”) i sytuacjonistyczna potrzeba wytwarzania warunków do dobrej zabawy. Luksusowy charakter ich twórczości polegał na pielęgnowaniu idei dobrobytu i szczęścia, gromadzeniu przedmiotów, doświadczeń, idei i emocji. Na opływaniu w dostatek. Używali więc najróżniejszych materiałów i narzędzi, tworzyli makiety i scenografie punkowo-reggae'owych koncertów, wykorzystywali dziurkowany papier komputerowy, który zadrukowywali utrzymanym w zachodnim stylu art-zinem „Luxus”. Strony magazynu zapełniały głównie obrazkowe reakcje na paradoksy PRL-u oraz wizualne ekwiwalenty rockandrollowej i punkowej subkultury: sięgano po szablony, frotaże, rysunki, linoryty i kolaże. Wydawnictwo tworzone było metodą oddolną, nakazującą ręczne wykonanie egzemplarza, odbicie go kilkanaście razy na powielaczu i kolportowanie w roli elitarnego produktu o minimalnym nakładzie.

W MWW całe egzemplarze i pojedyncze strony „Magazynu Luxus” umieszczone zostały w szklanych gablotach jak eksponaty, co nadało im automatycznie status przedmiotu artystycznego. Podobna manipulacja towarzyszyła zresztą często Luxusowi w akcjach plakatowania i rozprowadzania informacji o nadchodzących wystawach czy koncertach – wystarczy wspomnieć hasła „Pokaz legendarnego Luxusu” czy „Prawdziwy Luxus po raz pierwszy w Warszawie”, reklamujące wystawę grupy w galerii Pokaz w 1985 roku albo frazę z pierwszego numeru „Magazynu Luxus” głoszącą: „TAK! TYLKO MAGAZYN LUXUS DAJE NAM PEŁNĄ SATYSFAKCJĘ!!!”. Przechwytując rynkowe strategie i używając języka reklamy, grupa rozbijała martwe struktury i demaskowała ich rzekomą transparentność. Wcielając zaś propagandowe mechanizmy przekazywania entuzjazmu, mimochodem niejako pozyskiwała dla siebie publiczność.

Widok wystawy / M. Kujda (c) Muzeum Współczesne Wrocław, 2013

Luxus show

Wystawy organizowane przez Luxus miały często charakter performatywny – od mimikry działań marketingowych począwszy, przez promocyjną automitologizację, na formule Luxus show skończywszy. Imprezy proponowane publiczności przez grupę miały na celu renegocjację relacji artysta – odbiorca. Nie pokazywano gotowych prac, ale wersje work in progress, prezentowano dissy poetyckie i punkowe koncerty Miki Mousoleum. Przygotowywano absurdalne, budzące zbiorowe zażenowanie performanse w rodzaju strzelania z korkowca w tłumie ludzi. Podobną strategię zastosowano zresztą przy okazji obudowywania wystawy „Magazyn Luxus” fakultatywnymi działaniami: odbył się koncert Miki Mousoleum, przygotowano zbiórkę przedmiotów do recyklingowej instalacji „Dobra Luxusowe” oraz akcję odbijania oryginalnych Luxusowych szablonów, zatytułowaną „Luxus odbija za pieniądze na materiałach własnych i powierzonych”.

Centralne miejsce ekspozycji w MWW zajmuje pokryta złotą folią ogromna ściana, którą zapełniono obrazami Luxusowych artystów. Rozwieszone ciasno jeden przy drugim, w blasku tła i dzięki formalnemu bogactwu przypominają raczej trashowy ikonostas. Wśród „ikon”: ekologiczne, newage'owe i świadomie kiczowate obrazy Ewy Ciepielewskiej oraz erotyki i remaki hollywoodzkich pocałunków autorstwa Bożeny Grzyb-Jarodzkiej. Stadionowy obraz z gepardem leżącym na skale. Para w konopiach i psychoaktywny fluorescencyjny pejzaż. Halucynogenna estetyka. Pomiędzy pracami znajduje się przejście do kolejnych pomieszczeń magazynu. Tuż przed nim – wycięty w kształt niedźwiedziej skóry podrabiany perski dywan.

Widok wystawy / M. Kujda (c) Muzeum Współczesne Wrocław, 2013

Tylko z Pewexu

W latach 80., kiedy Jarodzki, Ciepielewska i Grzyb-Jarodzka zaczynali wspólnie działać, rzadko kiedy można było doświadczyć stuprocentowego luksusu. Istniały trzy możliwości: można było skonstruować sobie luksusopodobną wersję rzeczywistości, obcować z luksusem w sposób zapośredniczony: w gazetach i telewizji lub zbierać puszki po zagranicznym piwie, opakowania po czekoladzie i resoraki z Pewexu. Dzisiaj puszki, czekolady i resoraki są już wszędzie. Mimo wszystko w „Magazynie Luxus” można zobaczyć zasłonę drzwiową oryginalnie wykonywaną z koralików lub metodą makaramy, tym razem zaś skompletowaną z metalowych puszek nęcących urokiem oldskulu. Można tu też zobaczyć suto zastawiony plastikowymi i gipsowymi deserami stół godny dynastii Carringtonów. Projekt zatytułowany „Pokaz produktów cukierniczych o przedłużonej trwałości spożycia” po raz pierwszy został pokazany w Galerii Miejskiej we Wrocławiu w 1991 roku. Dwadzieścia dwa lata później manierystyczne torty i galaretki z utwardzanej masy wyglądają po prostu jak dobrze zakonserwowane produkty spożywcze z dużą zawartością ulepszaczy i sztucznych barwników.

Widok wystawy / M. Kujda (c) Muzeum Współczesne Wrocław, 2013

Poza kanonem

Ściany jednego z korytarzy MWW zapełniają monumentalne obrazy kotów z cyklu „33 strażników 33 wartości”, będące multiplikacją styropianowej kociej figury Jerzego Kosałki. Jak „32 puszki z zupą Campbell” Warhola, tak i 33 koty Luxusu reprodukowano w różnych wersjach kolorystycznych. Przypominający chińskie figurki Maneki-neko, podniesioną łapą przyzywające klientów i wywierające pozytywny wpływ na sprawy handlowo-finansowe, Luxusowi strażnicy mieli parodiować Warholowskie dzieła sztuki kopiowania i ujawniać ich ekonomiczne uwikłanie. W tej samej przestrzeni wystawy można obejrzeć archiwalne wideo nagrane podczas krakowskiej wystawy „Make Love not War”, w którym dwoje krytyków i kuratorów sztuki – Masza Potocka i Łukasz Guzek – siedząc u stóp styropianowego kota przekonuje się nawzajem o tym, że twórczość Luxusu ze względu na jej epigoński charakter i bezwstydność cytatów nie wejdzie nigdy do kanonu sztuki.

Tymczasem twórcy Luxusu nie w efekcie bezradności, ale z pełną premedytacją używali utrwalonych w świadomości estetycznej formatów i cytatów, które poddawali autorskiemu pastiszowi i renegocjowali wpisane weń sensy. Naruszali strukturę manifestu, rzeźby pomnikowej i ołtarza, obśmiewali ikonofilię pop-artu. Z kultury masowej wykradli motyw Myszki Miki, Elvisa i Jackie Kennedy, re-kreowali kultowe sceny filmowe. Ironizowali na temat „Damy z łasiczką”, przetwarzali „Lekcję anatomii doktora Tulpa” i portrety Beuysa. Taka była ich strategia emancypacyjna. Ze względu na sytuację polityczną w dużej mierze mieli dostęp jedynie do reprodukcji. Rzadko do oryginałów. Zapośredniczenie obrazu było więc dla nich poniekąd stanem naturalnym. To właśnie obraz zapośredniczony, poddany krytyce i wprzęgnięty w mechanizm przełamywania Debordowskiego spektaklu, stanowiły oś zainteresowań Luxusu. Ten sam rodzaj refleksji nad statusem i ekonomią obrazu jest – obok konsumpcji i demistyfikacji twórczego aktu – jednym z wiodących tematów wystawy w MWW.

Widok wystawy / M. Kujda (c) Muzeum Współczesne Wrocław, 2013

I ty możesz zostać King Kongiem

Luxus działał zawsze podług Beuysowskiej koncepcji, w myśl której każdy jest artystą („Jeder Mensch ist ein Künstler”). Grupę tworzyli zresztą nie tylko profesjonaliści, ale też fascynaci i amatorzy. Dla Pawła Jarodzkiego (a pośrednio zapewne i dla pozostałych członków grupy) spotkanie z zapowiadającą społeczną zmianę rzeźbą społeczną (Soziale Plastik) w Düsseldorfie lat 80., stanowiło moment formacyjny i dało efekt w postaci Luxusowej idei działań pobudzających do kształtowania otoczenia. Sam Luxus zresztą kształtował je, odcinając się jak tylko było to możliwe od państwowych instytucji sztuki i podając w wątpliwość rzekomą transparentność ideologiczną państwowych galerii. W katalogu do wystawy „Polish Drawing” w Southampton w 1989 roku Jarodzki w imieniu całej grupy pisał: „Okazało się, że prawdziwy luxus jest w naszym zasięgu. Tworzymy sami i dla siebie świat, w którym chcemy żyć, nasze własne pisma, naszą własną muzykę i filmy. Luxus jest sposobem życia, realizacją naszych snów o sławie i chwale”. 

Jednym z projektów bezpośrednio odnoszących się do idei kształtowania otoczenia i budowania sytuacji jest pokazywana na wystawie w MWW environmentalna instalacja „Miasto Luxusu”, będąca minimodelem przestrzeni mieszkalnej przeznaczonej dla człowieka realnego socjalizmu. Hasłem wiodącym projektu był oryginalnie komunikat „I ty możesz zostać King Kongiem” (pojawił się nawet pomysł, by instalację zwiedzać pojedynczo, przywdziewając kostium małpy). Dzisiaj powidok tego hasła jest obecny w postaci ekranu, na którym widz „Magazynu Luxus” obserwuje się podczas zwiedzania miniaturowego miasta sięgającego niewiele ponad poziom kolan. Miasto Luxusu budowano z tego, co dało się znaleźć w okolicach pobliskich śmietników: z tektury, folii, uszkodzonych zabawek elektrycznych, błyszczących metalowych przedmiotów, z niby-mostów, niby-maszyn, prawie-figurek i prawie-samochodów. W ten prosty sposób mieszkaniec PRL-owskiego (alternatywnie: współczesnego) miasta sprowadzany był do poziomu odpadu cywilizacyjnego, a uwaga widza kierowała się na metabolizm przestrzeni miejskiej.

„Miasto Luxusu”

Jako dodatek do makiety miasta można potraktować instalację „Miejsce do kochania”, która wydaje się przestrzenną mutacją myśli Piotra Gusty przedrukowanej w czwartym, erotycznym numerze „Luxusu” z 1984 roku: „Jeżeli nie masz własnego mieszkania, uprawiaj seks we własnym samochodzie”. Paradoks polegał jednak na tym, że w latach 80. mieszkanie miał każdy – samochodu nie miał nikt. W „Miejscu do kochania” w dolnej części ściany znajdują się małe drzwiczki opatrzone napisem „Tu wolno kochać się”. W środku miejsce przypomina raczej wybieg dla zwierząt: cztery ściany, pełno piasku, w sztucznym świetle widać zakopane do połowy bezpańskie przedmioty. Tym razem paradoks polega na tym, że dwuznaczna stymulacja obywateli zamienić się może już tylko w melancholię po stłumionych instynktach.

Antyartystyczna kompulsja

W sondzie do wystawy „Pokolenie '80” w Muzeum Narodowym w Krakowie Ewa Ciepielewska mówi: „Byliśmy niezależni, bo nam nie zależało”. W tym szaleństwie jest metoda: Luxus nie miał ambicji tworzenia artystycznego mainstreamu – postulował nieautoryzowane sposoby rejestracji i ujmowania rzeczywistości czy wytwarzania obrazu. Promował Antyartyzm. Jego język składał się z elementów self-publishingu, tanich dekoracji, przezroczystych ze względu na banalność funkcji przedmiotów, niegotowych szkiców, grubą kreską wykańczanych żartów, komiksów i szablonów. W „Magazynie Luxus” w Muzeum Współczesnym we Wrocławiu każde z powyższych założeń udało się rozwinąć, wyciągając naturalne konsekwencje z charakteru dokumentowanych akcji. „Magazyn” ma więc charakter aranżacji totalnej. Poszczególne prace piętrzą się – dosłownie i w przenośni – akcentując kompulsywny charakter tworzenia i działania Luxusu.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.