Duchowość zapętlona i groteskowa
Piotr Rosołowski i Bartosz Konopka na planie dokumentu

Duchowość zapętlona i groteskowa

Rozmowa z Bartkiem Konopką i Piotrem Rosołowskim

Wprowadzenie perspektywy haitańskiego szamana uwolniło nas od rozliczeń z PRL-em – mówią Bartek Konopka i Piotr Rosołowski, autorzy dokumentu „Sztuka znikania”

Jeszcze 2 minuty czytania

URSZULA LIPIŃSKA: Pierwsze zapowiedzi „Sztuki znikania” obiecywały film o seksualności Polaków w czasach PRL-u. Co się wydarzyło, że stał on się opowieścią o haitańskim szamanie odwiedzającym komunistyczną Polskę?
PIOTR ROSOŁOWSKI
: „Sztuka znikania” funkcjonuje w cyklu „Przewodnik dla Polaków”, który jest produkowany przez Instytut Adama Mickiewicza. W ramach cyklu zaplanowano pięć filmów i każdy z nich miał zająć się inną dziedziną życia w PRL-u. Nam przypadła opowieść o seksualności, jednak gdy zaczęliśmy prace, wciąż nie mogliśmy uchwycić tego tematu. Szukaliśmy w nim czegoś zaskakującego. Przełom przyszedł, gdy w moje ręce trafił zbiór reportaży włoskiego dziennikarza Riccarda Orizio, podróżującego po miejscach, w których mógł napotkać pozostałości kolonializmu. W opowieści z Haiti opisał niesamowitą historię polskich legionistów, którzy zostali tam wysłani w czasie buntu i w pewnym momencie, nie widząc sensu w dalszej walce, przyłączyli się do rebeliantów. 

BARTEK KONOPKA: Dzięki temu Haitańczycy do dziś darzą nas respektem. Istnieje zapis w tamtejszej konstytucji, że Polacy mogą żenić się z Haitankami, nabywać ziemię. Mieszkańcy noszą także nazwiska zaczerpnięte z polskich, mają plac im. Jana Pawła II. 

PR: Orizio był zafascynowany tą historią, chciał ją lepiej poznać, opisać, jednak dla haitańskich potomków polskich legionistów Polska była czymś abstrakcyjnym. W Cazale powiedzieli mu, że jest jedna osoba, która ten daleki kraj zobaczyła. To był Amon Fremon, zaproszony do Wrocławia w 1980 roku przez Jerzego Grotowskiego, który rozpoczął właśnie kolejny etap działań poteatralnych, Teatr Źródeł.

Bartek Konopka

Reżyser, scenarzysta, filmoznawca, absolwent reżyserii na Wydziale Radia i Telewizji Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. W 2010 roku nominowany do Oscara za krótkometrażowy film dokumentalny „Królik po berlińsku”. Na festiwalu w Gdyni zdobył Nagrodę Indywidualną za Debiut Reżyserski za film „Lęk wysokości”.

Nie ma wielu materiałów o Amonie, jak odtwarzaliście jego postać?
BK
: Zaczęliśmy dokumentację od osób, które spotkały Amona w Polsce przez Teatr Źródeł: Leszka Kolankiewicza i Marka Musiała. Kolankiewicz opowiadał nam, co wtedy działo się u Jerzego Grotowskiego, jak ludzie poświęcali się tam pracy nad sobą i poszukiwali rdzeni rytuałów w różnych kulturach. Kiedy Amon poczuł się wśród nich pewniej, dał im do zrozumienia, że jako kapłan wodu potrafi np. przywoływać wiatr. Musiał, który do życia podchodził raczej zdroworozsądkowo, poczuł wtedy istnienie czegoś nadprzyrodzonego. Potem na Haiti spotkaliśmy wielu ludzi, którzy znali Amona. Wiadomo, że miał wiele kobiet, żon i kochanek. Wszystkie twierdziły, że był kobieciarzem, nie dbał o nie. Dotarliśmy do młodej dziewczyny w górach, matki kilkorga dzieci, której nie pomagał. Ludzka strona u niego zawodziła. Przez jakiś czas „Sztuka znikania” miała przedstawiać nasze autorskie śledztwo, poszukiwania Amona we wspomnieniach ludzi, ale ostatecznie porzuciliśmy ten pomysł.

PR: Zrozumieliśmy za to, że możemy dzięki niemu opowiedzieć o komunizmie z perspektywy obcego, który, jadąc do Polski, odbywa podróż niemal kosmiczną. Wprowadzenie perspektywy haitańskiego szamana dało nam szansę uwolnienia się od pokazywania PRL-u jako okresu do rozliczenia, co często zdarza się w filmach dokumentalnych.

W miarę tych poszukiwań co stawało się bardziej egzotyczne: Haiti czy Polska za czasów PRL-u? 
PR: Gdy ogląda się materiały archiwalne z tamtego okresu, patrzy się na nie jako na coś bardzo odległego. Minęło trzydzieści lat, a materiał filmowy z dożynek na Stadionie X-lecia fascynuje dziwnością. W dokumencie Marii Zmarz-Koczanowicz „Każdy wie, kto za kim stoi”, opowiadającym o kolejkach, rozmowy ludzi brzmią jak dialogi z najlepszych filmów komediowych Barei. Jako społeczeństwo bardzo się od tego oddaliliśmy. Gdy zyskaliśmy w filmie możliwość spojrzenia na wszystko oczami człowieka z innej kultury, przyniosło nam to dużą frajdę.

Co dokładnie znaczy tytuł waszego filmu?
PR
: W pewnym sensie odnosi się bezpośrednio do Amona. W Cazale ludzie mówili, że potrafił znikać. Opowiadali historię, że mając kilka miesięcy, zniknął z łóżeczka. A z drugiej strony, czasy PRL-u są czymś, co odchodzi w niepamięć i znika z naszej świadomości.

BK: PRL odchodzi, tak samo jak pewna duchowość. Znika prawda o tamtych czasach i o nas samych, naszych korzeniach. Trzeba troszczyć się o to, żeby samemu nie zniknąć. Po powrocie Amona na Haiti ludzie często powtarzali, że wyglądał jak biały cień pozbawiony mocy. Orizio zapamiętał go jako człowieka o wyglądzie kloszarda. Amon wyparował dlatego, że poświęcił swoje moce duchowe, a my wyparowujemy, bo nie pielęgnujemy naszej duchowości, oddajemy się sprawom materialnym.

PiotR ROSOŁOWSKI

Urodzony w 1977 roku. Od 2002 pracuje jako niezależny operator filmowy w Polsce, Niemczech i Szwajcarii. Jest współautorem projektów dokumentalnych „Ballada o kozie” oraz „Królik po berlińsku”. Autor zdjęć do filmu krótkometrażowego „Auf der Strecke”, nominowanego do Oscara.

Dlaczego warto dziś wracać do okresu PRL-u?
BK
: Jest wiele powodów. Między innymi dlatego, że brakuje nam romantyzmu i duchowości, które współtworzyły naszą historię. My podchodzimy do tych kwestii dosyć poważnie, choć dziś raczej obśmiewa się je, krytykuje lub wykorzystuje ideologicznie. Nasz romantyzm sprawia, że w codziennym życiu stać nas na wiele rzeczy, na które nie stać innych. Mamy ułańską fantazję, która we wdzięczny sposób zaznacza swoją obecność np. w postaci Adama Małysza, który pochodząc z kraju bez infrastruktury, pieniędzy i z małą skocznią, nagle dokonuje czegoś wyjątkowego. Ciągle ufamy też w istnienie jakiejś opatrzności, potrzebujemy kogoś, do kogo możemy się odwołać. Aby powstanie się udało, wzywało się duchy przodków, na sztandarach obnosiło się obrazy Matki Boskiej. Pamiętam, jak mój ojciec przeżywał pierwszą pielgrzymkę papieża, jeździł za nim z kolegą i namiotem. Papież to był polski czarownik, szaman. To wszystko zostaje w genach. Szybko weszliśmy w demokrację, ale wciąż czujemy, że różnimy się od reszty kapitalistycznego świata: jesteśmy w tyle, nie do końca możemy go dotknąć. Wydaje się, że to duchowość nas cofa.

Właśnie, duchowość powoduje nasze zacofanie, czy wręcz przeciwnie –  jako jedyna chroni nas przed bezdusznością kapitalizmu?
BK
: We wszystkim są wady i zalety, ale nie znam lepszej drogi. Wcześniejsza mizeria rzeczywistości powodowała, że ludzie mieli dla siebie czas. Mam świadomość, że jesteśmy zacofani kulturowo, gospodarczo, mentalnie i nie jesteśmy tak zaradni politycznie jak inne kraje. Jesteśmy jednak bardzo rozwinięci duchowo, co też ma plusy i minusy. Odpryski nadwiślańśkiej duchowości są przecież w ludziach skupionych wokół sprawy smoleńskiej, w moherowych beretach i w ojcu Rydzyku; wolę jednak mówić za siebie. Dla mnie duchowość jest ważna i jestem z tego dumny. To dobry bagaż w konfrontacji z innymi twórcami i kulturami.

PR: Perspektywa Amona dała nam możliwość spojrzenia na duchowość tamtych czasów w sposób bardziej niejednoznaczny. Mogliśmy pokazać, jak bardzo było ona zapętlona: straszna, fascynująca, groteskowa. Jego postać pomogła nam unieść cały bagaż ładunków i symboli, świat, którego już nie ma, a który czyni nas wyjątkowymi.

Jak oceniacie PRL? Idealizujecie go, czy wręcz przeciwnie, cieszycie się z wolności?
PR
: Urodziłem się w 1977 roku, pamiętam tamte czasy przez mgłę. Wydaje mi się, że wtedy rzeczywistość była bardziej spolaryzowana. Wymagała opowiedzenia się po jakieś stronie, składania moralnej deklaracji. Świetnie pokazuje to „Przypadek” Krzysztofa Kieślowskiego, opisujący te czasy jako świat zero-jedynkowych decyzji. Z drugiej strony, oglądając materiały z PRL-u, odnosi się wrażenie, że panował nastrój czekania na cud, na przełom.

„Sztuka znikania”, reż. B. Konopka i P. Rosołowski

Czuliście, że duch Amona wam towarzyszył?
BK
: W dwuznaczny sposób. Na początku prac trudno nam było wszystko złożyć do kupy, ciągle nie mogliśmy go lepiej poznać. Wątpiliśmy, czy on życzyłby sobie tego filmu, Leszek Kolankiewicz odwodził nas od tego. Nie mieliśmy rozpoznania w tematyce obrzędów, tamtejszej religijności. Wciąż towarzyszył nam strach, że na nasz projekt spadnie jakaś klątwa.

Czujecie się innowatorami w polskim dokumencie, czy raczej jesteście zaczepieni w jego tradycji?
PR:
Wychowaliśmy się na klasyce polskiego dokumentu. Czerpiemy z klasycznych rozwiązań dramaturgicznych, inspiruje nas ten wymiar etyczny. Różnica jest taka, że nas pociąga eksperymentowanie. Językiem klasycznego dokumentu trudno byłoby opowiedzieć historię królików spod berlińskiego muru. Stawiamy na autorskie kino. Łatwo nas za to odrzucić i powiedzieć np. że w „Sztuce znikania” porzucamy naszego bohatera albo robimy z niego jedynie medium do opowiedzenia o czymś innym. Niemniej jednak dzięki temu ten film jest wyjątkową podróżą.

Wyznaczyliście sobie granicę między tym, co możecie pokazać, a tym, co narusza dobro Amona?
PR
: W przypadku Amona mieliśmy dużo luk, które, wczuwając się w niego, próbowaliśmy samodzielnie wypełnić. Oczywiście pojawiło się pytanie, jak daleko można się w tym posunąć. Amon nie jest Zeligiem z filmu Woody’ego Allena, tworem nieograniczonej fantazji. Długo dyskutowaliśmy na ten temat, musieliśmy dla siebie w końcu gdzieś ustawić granicę.