Dojrzewanie Frances Ha

Dojrzewanie Frances Ha

Błażej Hrapkowicz

W swoim najnowszym filmie Baumbach snuje lekką i finezyjną, a przy tym najbardziej subtelną i ambiwalentną ze swoich dotychczasowych opowieści o dojrzałości

Jeszcze 2 minuty czytania

Według Jima Jarmuscha reżyser powinien być złodziejem motywowanym inspiracją. Wszystko, co filmowca porusza, nadaje się do późniejszego wykorzystania, przetworzenia, autorskiego recyklingu. „Autentyczność jest wszystkim, oryginalność nie istnieje” – mówi Jarmusch. Dorzuca też cytat z Jeana-Luca Godarda, największego aforysty wśród reżyserów: „Nieważne, skąd czerpiesz pomysły, ważne, do czego one prowadzą”.

Podział na „autentyczność” i „oryginalność” jest oczywiście w dużej mierze intuicyjny, ale sprawia też, że wygłoszone nieco kabotyńskim językiem oświadczenie Jarmuscha dotyka ważnej sfery twórczości. A przynajmniej twórczości reżyserów-kinofilów, wywodzących się z tradycji nowofalowej, którym obcy jest „lęk przed wpływem”. Osiągnięcia mistrzów służą im za drogowskaz, nie będąc jednocześnie gorsetem krępującym wyobraźnię. 

Należy do nich bez wątpienia Noah Baumbach. Jego filmografia byłaby znakomitym materiałem dla nowofalowych krytyków, jest bowiem podręcznikowym przykładem artystycznej ewolucji, wykuwania autorskiej sygnatury w praktyce reżyserskiej, stopniowego doskonalenia narracyjnych zdolności, komediowego wyczucia i dramaturgicznej subtelności. W trzech pierwszych filmach – „Kicking and Screaming”, „Imprezie za imprezą” i „Zazdrośniku” – Baumbach podejmuje już tematy, które będzie później rozwijał, ale głównie testuje swoje inteligenckie, delikatnie absurdalne, zabarwione egzystencjalnym smutkiem poczucie humoru. Efekt tych testów widać we „Frances Ha”, gdzie sposób podawania gagów zachwyca bezbłędnym timingiem, a humor jest ważną częścią szerszej, brawurowo poukładanej struktury.

Duchowych patronów nowego dzieła Baumbacha jest przynajmniej kilku, ale wspomnianego Godarda i innych nowofalowców twórca „Walki żywiołów” cytuje wprost. Tytułowa Frances jest dobiegającą trzydziestki kobietą, która konfrontuje swoje pragnienia i oczekiwania – tak prywatne, jak zawodowe – z zasadą rzeczywistości. Chciałaby bardzo być choreografką, ale nie ma dla niej etatu (jej talent też jest kwestią dyskusyjną). Chciałaby ocalić relację ze swoją najlepszą przyjaciółką, ale ta wylatuje z mężem do Japonii. Chciałaby zlikwidować finansowe niedobory, ale odmawia przyjęcia biurowego stanowiska w szkole tańca. Jest ekscentryczna i neurotyczna, ale zarazem bardzo zwyczajna, boryka się bowiem z dość powszechnymi problemami. Mogłaby zostać bohaterką filmu François Truffauta albo Erica Rohmera.

„Frances Ha”, reż. Noah Baumbach. USA 2012,
w kinach od 19 lipca 
Grająca tytułową rolę Greta Gerwig (również współautorka scenariusza) to gwiazda amerykańskiego kina niezależnego, która wyspecjalizowała się w podobnych rolach. Zaczynała u Joego Swanberga, ale jej emploi wykształciło się i ustabilizowało trochę później, w dużej mierze dzięki „Pannicom w opałach” Whita Stillmana i filmom Baumbacha właśnie (przed „Frances Ha” zagrała u boku znakomitego Bena Stillera w „Greenbergu”). Jednak ekscentryzm Gerwig u Stillmana jest zimny jak lód, nieprzystępny, brechtowski w swoim antysentymentalizmie. Baumbach, zwłaszcza we „Frances Ha”, z powodzeniem ociepla jej wizerunek, wypełnia go emocjami, nie chwytając się jednocześnie łzawych tonów. Neurozy i dziwactwa Gerwig nie są tutaj cyrkową atrakcją do podziwiania z dystansu – potencjał komediowy i dramatyczny filmu kryje się w ich bezpośrednim związku ze światem przedstawionym i podróżą bohaterki.

Wędrówka Frances ujawnia jeden z najważniejszych tematów Baumbacha: niedojrzałość i dojrzałość. Autor „Greenberga” lubi się zastanawiać, co tak naprawdę oznaczają te pojęcia, gdzie można wyznaczyć granicę między nimi, a także czy istnieją kryteria i cezury, według których możemy je rozróżnić.

W jednym z jego poprzednich filmów, „Walce żywiołów”, dojrzałość rozumiana jest w kategoriach freudowskich – oznacza zbudowanie swojej tożsamości dzięki wyzwoleniu się spod władzy ojca, który zostaje ostatecznie skompromitowany. Opisując kryzys rodziny, w którym jedyną stałą jest zmiana, a linie napięć wciąż krzyżują się na nowo, Baumbach operuje tu czułą i ruchomą kamerą. W podobnej poetyce utrzymane jest „Margot jedzie na ślub”, gdzie dojrzałość utożsamia reżyser z wzięciem odpowiedzialności za własne dziecko. Oba filmy są portretem zdestabilizowanej rzeczywistości, w której kryzys prowadzi do przełomu.

„Frances Ha”, jak się wydaje, wchodzi w dialog przede wszystkim z „Greenbergiem”. Statyczna kamera i oszczędna, precyzyjna inscenizacja budują w poprzednim filmie Baumbacha świat zastygły, nieruchomy, impregnowany na zmiany. Tytułowy bohater stoi w miejscu, a finał nieśmiało sugeruje, że jego egzystencja może ulec przeobrażeniu. We „Frances Ha” Baumbach również konsekwentnie trzyma kamerę na statywie, ale nieco inaczej rozkłada akcenty.

W swoim najnowszym filmie snuje bowiem amerykański reżyser lekką i finezyjną, a przy tym najbardziej subtelną i ambiwalentną z dotychczasowych opowieści. Nie nastąpi tutaj żadna rewolucja, przełom ani radykalna zmiana. Dojrzała Frances będzie zmuszona spłacić haracz rzeczywistości – pozbawionej szerszych perspektyw, niepodatnej na zmiany, rządzonej ekonomicznym przymusem. Jak sugeruje jednak świetna pointa – celna i nienachalna wizualna metafora – rezygnacja z niektórych marzeń nie musi jeszcze oznaczać klęski.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.