Tulipanka
"My Dog Tulip", reż. Paul Fierlinger i Sandra Fierlinger, USA 2010

Tulipanka

Magda Heydel

Książka Ackerleya nie jest historią o wiernym przyjacielu psie. Posługując się językiem cudownie zdystansowanym, autor opowiada pozbawioną pruderii historię wielkiego uczucia

Jeszcze 2 minuty czytania

O tej niewielkiej rozmiarem książeczce Truman Capote powiedział: „To jedna z największych książek, jakie kiedykolwiek napisano na tym świecie”, a biografia jej autora – z pozoru niezbyt fascynującego redaktora wydawanego przez BBC czasopisma „The Listener” – sama mogłaby stać się materiałem na fascynującą powieść. J.R. Ackerley (1896-1967) brał udział w I wojnie światowej (bitwy pod Sommą i Arras); następnie wpadł w wir życia akademickiego i towarzyskiego Cambridge lat 20., zawiązał bliskie przyjaźnie z literatami tego okresu (między innymi bliski związek łączył go z E. M. Forsterem, prywatne listy od niego, sprzedane pod koniec życia, zapewniły Ackerleyowi i jego siostrze komfortowe życie); polecony przez Forstera, parę lat spędził w Indiach w charakterze sekretarza ekscentrycznego maharadży; wreszcie podjął pracę w „The Listener”, gdzie był promotorem twórczości takich autorów jak W. H. Auden (który zresztą później recenzował jego książki), Philip Larkin, Christopher Isherwood, Stephen Spender czy Francis King. Biografia Ackerleya zawiera także wielki rodzinny sekret (patrz jego książka „My Father and Myself”) oraz fakt, że pisarz był otwartym homoseksualistą o znajomościach w bardzo różnych sferach społecznych, co w Anglii pierwszej połowy XX wieku wymagało pewnej odwagi. Barwne życie pisarza tym jest ciekawsze, że sam opisał różne jego etapy i aspekty w kilku książkach, dowcipnych, ironicznych, olśniewających stylistycznie, prezentujących losy i poglądy człowieka niezależnego, przenikliwego i wolnego, który przygląda się światu z wyrozumiałością, ale bez litości.

Joe Randolf Ackerley, „Moja Tulipanka”. Przeł. Wacław
Sadkowski, Studio Emka, Warszawa, 176 stron,
w księgarniach od kwietnia 2013
Taka też jest opowieść o Tulipance – pięknej i skłonnej do ekscytacji wilczurzycy, która była towarzyszką późnych lat życia pisarza. Zaraz po II wojnie światowej Ackerley mieszkał nad Tamizą, w londyńskiej dzielnicy Putney, stanowiącej tło opowieści o psie nabytym w roku 1946 od byłego kochanka, Freddiego Doyle’a, który właśnie szedł do więzienia za napad. Freddie jako Johnny trafi nie tylko za kratki, ale także na strony powieści Ackerleya „We Think the World of You”, tymczasem Tulipanka, która naprawdę nazywała się Queene – do pełnego książek ciasnego mieszkania oraz do cudownego, wzruszającego, rozśmieszającego i momentami zadziwiającego szczerością i bezpruderyjnością miłosnego poematu, jakim jest opowieść „My Dog Tulip”. 

Moja Tulipanka” nie ma nic wspólnego ze znanym typem książki o wiernym przyjacielu, psie, który odmienił czyjeś życie i pozwolił mu zrozumieć świat. Daleko od tego. Ackerley, posługując się językiem cudownie zdystansowanym, ironicznym, przesyconym jakże typowymi dla niemal nieistniejącej już klasy prawdziwych gentlemanów niedopowiedzeniami, opowiada nam absolutnie pozbawioną pruderii i momentami szokująco bezpośrednią historię wielkiego uczucia, jakie zrodziło się między starszym panem, który nie miał lekkiego życia, więc pogodził się z brakiem nadziei, że oto napotka wielką miłość i młodą suką, dużą i energiczną, która też nie miała lekkiego życia, więc nie zawsze umie się zachować. Ackerley pisze tak, jak pisać można tylko o kimś, kogo kocha się bezwarunkowo, dla kogo człowiek gotów jest poświęcić jeśli nie wszystko, to bardzo, bardzo wiele. I nie pisze czułostkowo.

Oglądamy Tulipankę u weterynarza, a raczej u wielu weterynarzy, których portrety (za wyjątkiem, rzecz jasna, cudownej Miss Canvey) kompromitują rasę ludzką; na spacerach, które także obnażają prawdę o dwunożnych mieszkańcach okolicy, a także o systemach i sposobach siusiania, które okazują się głęboko znaczące i piękne, a ich zrozumienie prowadzi do prawdziwej unii między człowiekiem a zwierzęciem. Obrazy Tulipanki robiącej kupkę można śmiało postawić w rzędzie najliryczniejszych opisów w prozie miłosnej, i to bez śladu skatologii; pierwsza cieczka zrelacjonowana zostaje w drobnych szczegółach, podobnie jak potem swatanie pupilki, tudzież poród i krótki okres macierzyństwa. Ta skrząca się od humoru opowieść to zarazem medytacja nad nieoczywistą i zdumiewającą istotą jakże rzadko się nam przydarzającej prawdziwej więzi.

J.R. Ackerley z suczką Queenie / fot. James KirkupJest w tym pisarstwie tajemnica, którą można chyba ująć jako absolutną i pozbawioną wszelkich kompleksów akceptację cielesności, zachwyt dla życia, przybierającego przeróżne formy – w tym tak piękne jak forma Tulipanki – i domagającego się przeżywania w każdym szczególe. Wyzwalająca moc książki o suczce pana Ackerleya polega na tym, że przy całej swej dyskretnej elegancji, oferuje nam ona wizję życia bez – żeby użyć psiej metafory – obroży, jaką chętnie nakłada na nas społeczeństwo i kultura, ze swym systemem represji i penalizacji pewnych zachowań czy zainteresowań. Tutaj otrzymujemy obraz uczucia, które nie zawaha się przed niczym. To opowieść o wyzwalającej sile akceptacji, odwadze dostrzegania piękna tam, gdzie stereotyp staje się kagańcem dla wrażliwości, przyjemności, odwagi eksploracji.

Najwyraźniej widać to w opisach organizowania życia seksualnego psów, ważnego aspektu ich egzystencji, który podlega kontroli w imię różnych ustalanych przez ludzi idei, takich jak czystość rasy, projekt życia bez kłopotu (dla właściciela), ocena pewnych zachowań jako nieprzyzwoitych czy dbałość o niepodlegający dyskusji porządek społeczny. Od razu jednak zastrzegam: nie jest to jakaś bojowa deklaracja praw zwierzęcia i obywatela, albo niecna, bo zamaskowana „promocja homoseksualizmu” (choć liczne obserwacje Anglika brzmią w kontekście toczonych u nas debat niepokojąco aktualnie). Oglądamy szereg lekką kreską naszkicowanych, przezabawnych scenek z udziałem ludzi i zwierząt. Ackerley jest konsekwentnie po stronie zwierząt, rozumie jak to jest, kiedy się jest tym kimś innym. Z pewnością to także składa się na sekret książki – kapitalna i absolutna empatia, antropomorfizm à rebour – umiejętność wmyślenia się i wczucia w psią duszę i psi świat.

Na podstawie „My Dog Tulip” w 2010 roku powstał film animowany dla dorosłych ze świetną obsadą głosów i niemniej świetnymi recenzjami. Popularna (także u nas dzięki publikacjom WAB) seria wydawnicza New York Review Books Classics zaczęła się właśnie od tej książki. Teraz mamy historię o Tulipance po polsku w przekładzie Wacława Sadkowskiego. Nie mogę sobie darować westchnienia zazdrości: mnie przed dwoma laty nie udało się zainteresować tą książką wydawców, do których się zwróciłam. Tak czy inaczej – dobrze, że książka o pięknej suce pana Ackerleya już u nas jest.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.