Zdania, których nigdy nie usłyszysz w Krakowie
Kolaż zdjęć wykonanych w przestrzeni miejskiej Krakowa - Fabien Lédé

Zdania, których nigdy nie usłyszysz w Krakowie

Rozmowa z Anką Herbut i Łukaszem Wojtysko

Artistic City Trips to z założenia projekt filantropijno-hedonistyczny. W tak poważnym i konserwatywnym mieście już samo uprawianie niepoważnej sztuki ma wartość krytyczną. Proponujemy więc trasy niemal pozbawione poważnych tonów

Jeszcze 3 minuty czytania

PAWEŁ SOSZYŃSKI: Na tegoroczne Reminiscencje Teatralne w Krakowie przygotowujecie format Artistic City Trips, będziecie więc starali się stworzyć artystyczne narracje o tym mieście. Chyba nie ma drugiego takiego miasta w Polsce, które by było do tego stopnia zmitologizowane i miało tak domkniętą narrację, a właściwie narracje. Historie na temat Krakowa wydają się wyeksploatowane. Co z tym zrobić?

ŁUKASZ WOJTYSKO: Zapomnieć. Oba spacery powstały właśnie po to, by zapomnieć, że jesteśmy w tym zmitologizowanym Krakowie. Postanowiliśmy wymazać główne trasy przecinające miasto, a te poboczne przekonwertować.

ANKA HERBUT: Wyprzeć sensy, które są w to miasto wpisane. Formuła, na jaką się z Łukaszem zdecydowaliśmy, sytuuje się gdzieś pomiędzy spacerownikiem a grą miejską. Oprócz narracji audio (które będzie można ściągnąć ze strony krt-festival.pl lub wypożyczyć w biurze festiwalowym w Bunkrze Sztuki) na trasach pojawią się interwencje miejskie. W przypadku trzeciego spaceru, który został zaplanowany w Nowym Sączu, mamy z kolei do czynienia z nieco bardziej tradycyjnym, ale w równym stopniu pobudzającym wyobraźnię storytellingiem autorstwa Filipa Surowiaka i soundscape'em Tadeusza Kulasa.

Spacer Łukasza, „Pod Górkę”, biegnie trasą, która jest mało uczęszczana, prawda?

Anka Herbut

absolwentka dramatologii Uniwersytetu Jagiellońskiego i dramaturgii Instytutu Teatralnego, doktorantka w Instytucie Europeistyki UJ. Dramaturżka, krytyczka teatralna i słowotwórczyni w zakresie art-nejmingu i copyleftu. Należy do wrocławskiego kolektywu artystycznego IP Group. Publikuje w dwutygodnik.com, „Didaskaliach”, „Notatniku Teatralnym”, „Chimerze” i „Art&Business”.

Ł.W.: Na pewno nie jest to trasa, którą się przemierza, będąc w Krakowie po raz pierwszy. Turyści, jeśli w ogóle zapuszczają się do Podgórza, to chyba tylko na plac Bohaterów Getta. Potem uciekają po obwarzanki na Rynek albo po zapiekanki na Kazimierz. Nie wiedząc nawet, jak różne od innych dzielnic Krakowa jest Podgórze, nie słysząc nigdy o stadionie na Krzemionkach czy Górze św. Benedykta. Jesienią chyba nie ma przyjemniejszego miejsca w Krakowie.

A.H.:  Z moim spacerem jest trochę inaczej. Trasa „Dawno temu i nieprawda” biegnie właściwie przez samo centrum, ale starałam się odrzucić wielkie narracje, w jakie obrosło Śródmieście i Kazimierz. Niby zaczynamy pod Wawelem, ale nie ma on już swojej historii, którą wszyscy znają – teraz jest zamkiem Barad-dûr, wyobrażoną, halucynogenną konstrukcją. Potem idziemy Stradomską na Kazimierz i to są, oczywiście, także miejsca, które wszyscy znają, jednak tym razem dostają w pakiecie pewien rodzaj wyobraźniowo-sennej nakładki na rzeczywistość. Narracji płynącej w słuchawkach trzeba się poddać i wejść w nią na zasadzie bliskiej grom RPG.

Ł.W.: Przygotowane przez nas spacery to też okazja, by doświadczyć tego, czego zwykle nie widzimy. Można powiedzieć, że zgromadziliśmy wszystkie odpadki spaceru zwykłego, czysto turystycznego, i właśnie z nich zrobiliśmy nasze narracje.

Kolaż zdjęć wykonanych w przestrzeni miejskiej Krakowa, Fabiena Lédé

Czyli planujecie spacer podprogowy?

A.H.: Tak. Interesowała nas ekonomia niewidzialności – to, co mijamy, na co nie zwracamy uwagi, a co mimo wszystko na nas wpływa. Efekt jest taki: 40 procent miasta, 37 procent narracji, 23 procent architektury.

Łukasz Wojtysko

dramaturg, redaktor. Pracował w Starym Teatrze w Krakowie i TR Warszawa. Współpracował między innymi z Instytutem Książki i Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie. Pisał dla Zachęty oraz publikował teksty w „Ha!arcie” i „Ricie Baum”.

Ł.W.: Wyobraźmy sobie sytuację w mieście, w której nagle widzimy znak „Roboty na wysokości”. I jeśli jest on w miejscu, w którym nie ma już budowy, bo ta skończyła się kilka dni temu, ale znaku nikt nie usunął, to nabiera on absurdalnego znaczenia. Patrzysz w górę i szukasz robotów. I my właśnie szukaliśmy w Krakowie takich miejsc, które, jeśli by je – choć na sekundę – wyrwać z kontekstu, nabierają innego znaczenia, stają się przedmiotem artystycznym, pozbawionym oczywiście wielkich, ostatecznych sensów. Raczej wykazującym potencjał poetycki, dzięki któremu ciężki, renesansowo-kościelny Kraków staje się lekki.

Dla kogo są pomyślane wasze Artistic City Trips? Podkreślacie kontrast waszych tras wobec tras turystycznych.

A.H.: Dla wszystkich, spacery są darmowe (śmiech).

Ł.W.: Jest to właściwie rodzaj promocji miasta, niestety nie przewidujemy promocji homoseksualizmu, czego bardzo żałujemy, ale zawsze jeszcze gdzieś można coś w tym temacie domalować. Nie ma też tematu genderowego. Niestety. (śmiech)

A.H.: Być może coś z tego uda nam się jeszcze uchwycić na muralu. Swoją drogą z muralem, który robimy na trasie, mieliśmy różne już przygody. Panowie, do których należy nie budynek, ale trawa pod murem, bali się skandalu, jaki wywołuje sztuka współczesna. Swój trawnik mają zresztą naprzeciwko synagogi, w miejscu potencjalnie drażliwym, i nie chcą mieć dodatkowo problemów z gminą albo z episkopatem… To było absurdalne, bo na tym murze nie ma homoseksualnych penisów tylko fluorescencyjny smok i niewidzialne duchy.

Projekt muralu Gregora Gonsiora i Fabiena Lédé

Może smok sprawia wrażenie, że wychodzi z synagogi.

A.H.: Może boją się, że będzie tęczowy. Kraków by tego nie uniósł.

Ł.W.: W każdym razie my nikogo nie dyskryminujemy i mogą naszymi trasami chodzić wszyscy, również mieszkańcy Krakowa.  Nawet jeśli ktoś bardzo dobrze zna Podgórze, to na pewno będzie się mógł czegoś dowiedzieć. Razem z Maćkiem Chorążym, z którym pracowałem nad tym spacerem, przygotowaliśmy wiele ciekawostek – ja w warstwie narracyjnej, on w warstwie wizualnej. Pracował z nami również muzyk, David Rusitschka z Berlina, a głosu udzielił Piotrek Polak.

A czy w tym alternatywno-halucynacyjnym podejściu do Krakowa nie umyka okazja, żeby zdekodować już istniejące, obowiązujące narracje miejskie? W tym mieście takie działanie wydaje się bardzo pilna sprawą.

Plakat projektu Maćka ChorążegoŁ.W.: W naszych projektach krytyka polega raczej na obróceniu tych narracji w żart. W tak poważnym i konserwatywnym mieście już samo uprawianie niepoważnej sztuki ma przecież wartość krytyczną. Proponujemy więc trasy niemal pozbawione poważnych tonów. „Pod górkę” nie jest spacerem sennym czy psychodelicznym, ale bardzo konkretnym, zbudowanym z faktów i danych. Ale dane są na przykład takie, że Kraków jest jednym z czystszych miast na świecie, ma doskonałe powietrze i wszyscy czujemy to każdego dnia. Jeżeli jesteśmy w Podgórzu i na przykład wiemy, jak Stary Cmentarz Podgórski został zdemolowany w 1942 roku najpierw przez Niemców, a następnie w latach 70. w trakcie budowy Alei Powstańców Śląskich, to nie możemy obok tego przejść obojętnie. Ale jeżeli jednocześnie nie chcemy poddać się tej krakowskiej mantrze uwznioślania przestrzeni i historii i nie chcemy się ciągle kłaniać, to możemy się zgarbić lub odwrócić i patrzeć ukradkiem. My, mając krytyczny stosunek do tego miasta, wolimy odwracać się, właśnie w miejscach, w których jest to zabronione.

I odwracacie się od tego w którą stronę?

A.H.: Na przykład do środka.

Ł.W.: Albo w stronę pięknych krakowskich galerii handlowych!

A.H.: Moja trasa zaczyna się pod Wawelem. I z premedytacją odwracam się od niego, ale też go podglądam. Żeby wiedzieć, co u wroga piszczy w trawie. Czerpię zarówno z jego urody, faktów historycznych, architektonicznych, jak i z bogatej tradycji mitomańskiej oraz legend miejskich klasy C. W Wawelu najbardziej pociąga mnie czakram, gdyż funkcjonuje w układzie „nikt nic nie wie”. Są różne na ten temat historie, a najciekawsza jest taka, że miasto zaprzecza jego istnieniu i chce się go pozbyć. Ale nie można pozbyć się czegoś, co nie istnieje.

Ł.W.: Poza tym, jeśli chce się żyć w tym mieście, to trzeba sobie stworzyć specjalny słownik, a właściwie zrobić listę zakazanych słów, wśród nich jest czakram, alchemia, artysta, świeczki, magiczny Kazimierz, Adaś. Aż się cały trzęsę, jak to mówię.  

A.H.: ACT to z założenia projekt filantropijno-hedonistyczny. Ma dawać przyjemność. Spacery są w zasadzie bezcelowe – w takim znaczeniu, że nie są po coś albo w celu. W mieście zazwyczaj chodzi się od punktu do punktu. Nam zależało bardziej na swobodnym błądzeniu.

Ł.W.: Trochę jak u Roberta Walsera, który był dla mnie w tej pracy dużą inspiracją. Walser pisze w jednym ze swoich tekstów o spacerowiczu jak o ślimaku, który wychodzi ze skorupy i otwiera się na to, co zewnętrzne i przypadkowe. Tyle razy chodziliśmy z Maćkiem Chorążym trasą „Pod górkę”, aż w końcu sama się zapełniła. Nie zalegaliśmy w Jagiellonce (o, to też jest słowo zakazane), ale szukaliśmy potencjału w samych miejscach.

Poza tym istotna była dla nas kwestia prawdy i fałszu, która zapisana jest w narracjach architektonicznych. Bo może budynki, w tym i te o długiej historii, są jak ludzie i czasami po prostu kłamią?

Jak z hejnałem mariackim – wszyscy tego słuchamy, ale to jest echo zmyślenia.

ARTISTIC CITY TRIPS
16-20 X, KRAKÓW 

- ARTISTIC CITY TRIP 1 DAWNO TEMU I NIEPRAWDA
START: przy księgarni „Czuły Barbarzyńca”, ul. Powiśle 11
- ARTISTIC CITY TRIP 2 POD GÓRKĘ 
START: Rynek Podgórski / kościół św. Józefa

- ARTISTIC CITY TRIP 3 ŚLADAMI NIEWIDZIALNEGO CZŁOWIEKA. LITERACKA PRZECHADZKA PO NOWYM SĄCZU
START: ruiny zamku, baszta, ostatnia ławka na skarpie, Nowy Sącz.

A.H.: A jeśli w tym mieście istnieją zatwierdzone przez ogół zmyślone narracje, to my wolimy własne, autorskie zmyślenia. Bardzo inspiruje mnie eksperyment, który ktoś kiedyś przeprowadził na żabach i stwierdził, że każda żaba patrząca na ten sam punkt widzi co innego. Ale oprócz żab dużą inspirację stanowił też w projektowaniu Artistic City Trips sytuacjonizm: pozbawione celu dryfowanie po mieście, poddawanie się własnej intuicji, psychogeografia, badająca sposoby, w jakie miasto kształtuje twoje emocje, choć nie zdajesz sobie z tego sprawy. Dalej: technika détournement, polegająca na tym, że wyciągasz jakiś element tkanki miejskiej z kontekstu i go delikatnie przerabiasz, dzięki czemu prowokujesz dysonans poznawczy.  Dysonans zapewni na pewno soundscape Bogumiła Misali, z którym współpracuję w ramach Identity Problem Group oraz interwencje artystyczne Clemensa Behra, Gregora GonsioraFabiena Lédé oraz włoskiej grupy Zapruder, eksperymentującej ze schizofrenicznymi narracjami w 3D. Szukajcie, a znajdziecie.

A jaka będzie wasza rola – rola przewodników? Będziecie fizycznie na miejscu?

Ł.W.: Nie, nas nie będzie, to bardzo ważne oraz zamierzone. Podstawą spacerów jest nagranie mp3. Gdy idziesz na spacer, zazwyczaj czegoś słuchasz – muzyki lub audiobooka. Nasze projekty mają formę audiobooka połączonego z muzyką. Ściągasz go na odtwarzacz albo zabierasz odtwarzacz z biura festiwalowego w Bunkrze Sztuki, włączasz ten materiał w punkcie startu i nagrany głos przeprowadza cię przez trasę. Dodatkowo na stronie znajdzie się specjalnie przygotowana mapa, dobrze jest ją ze sobą zabrać.

A.H.: Nie chcieliśmy organizowania grup. W tym przypadku kontakt z miastem powinien być indywidualny, wręcz taktylny.

Rozumiem więc, że jeśli ściągnę ten plik i załaduję na własną mp3, to mogę wybrać się w trasę choćby i w nocy?

Ł.W.:  Musisz tylko zdążyć przed 18, bo kościół (a właściwie przedsionek kościelny), od którego zaczynamy zwiedzanie, jest później zamknięty. Chyba że zdecydujesz się do niego włamać. 

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.