Najtańszy towar na najwyższej półce
fot. Magda Hueckel / Nowy Teatr w Warszawie

Najtańszy towar na najwyższej półce

Zofia Maria Cielątkowska

W „Uwodzicielu” Katarzyny Warnke język podąża za ciałem, ciało podąża za językiem. I gdzieś w „pomiędzy” tekstu zostanie postawione pytanie o nią – kobietę

Jeszcze 2 minuty czytania

Tekst Katarzyny Warnke, choć dość wyraźnie czerpie z Georges'a Bataille’a i Jacques'a Derridy, na szczęście nie robi tego zbyt dosłownie; inspiracje czuje się bardziej w konstrukcji niż w treści. Monodram co jakiś czas nabiera tempa, nieprzyzwoitości, emocji, aby za chwilę się wyciszyć. Nie ma dominującego wątku, są tylko równoprawne marginesy. Pytanie „Dlaczego pijemy?”, czyli minitraktat o muszce owocówce, zostaje zestawiony ze światem notorycznego upokorzenia („jak mówi starzec Bauman”), spektakularnym cierpieniem („Nie jesteś Werterem, jesteś wertepem, swoim własnym, swoją kulą u nogi, swoim klakierem źle opłacanym, bez talentu do adoracji…”) i najważniejszym – fellatio („Problem fellatio! Klucz do szczęśliwości, gwóźdź programu!”).

Kiedy padają pierwsze słowa o tym, że się różnimy, że różnica jest wyraźna – wzbudzają dystans. Mogłabym się spodziewać deklaracji mówienia o literze, jednej literze, może różni, ale różnicy? Anuszka Konieczna zaczyna monolog monotonie, trochę bez wyrazu –  tak trwa w nim przez kilka minut. Każdy przyzwoity widz z klasy średniej pozwala sobie wówczas na chrząknięcie. Kiedy już wydaje się, że owa jednostajność, podtrzymywana przez równie jednostajną muzykę, zdominuje resztę monodramu, pojawia się wysokie C – przeciwieństwo higienicznego trybu życia.

Nie oznacza to w moim przypadku picia wody mineralnej
i medytacji, nie jestem zwolennikiem profilaktyki. 

Katarzyna Warnke „Uwodziciel”, reż. Katarzyna
Warnke, występuje Anuszka Konieczna
. Nowy Teatr
w Warszawie, premiera 18 października 2013
Czyli całkiem konkretne chlanie wódy. Tekst nabiera rytmu, zmienia rodzaje, strategie. Fragmenty tożsamości są żywą operacją na języku i stylistyce, płynnie przechodzą jedna w drugą, nakładają się, nawarstwiają, stapiają – i tak zlewają się odgrywane postaci. Przechodzą przez królową, niepewność, rozkosz, ubocze, paradis. Można czasem nawet zwątpić w ironię. Nie próbujemy już czytać całości – tej nie będzie. Nie mamy też pewności, kiedy mówi on, ona – (on)a? Czarno-biały strój. Są szpilki, ale zabandażowane piersi to już czysta formalność. Aktorka siedzi przez dłuższy czas na barowym stołku na tle minimalistycznej scenografii, na której co jakiś czas wyświetlane są czarno-białe fotografie. Projekcja osobistego archiwum, zbliżenia dzieci, kobiet i mężczyzn mają w sobie coś niepokojącego. Komunia, huśtawka, rodzinne spotkanie – momenty kształtowania społecznych ról: wpisywanie, zapisywanie, przemijanie. Wycinki kadrów z filmów dopowiadają estetykę. Wiemy już, czego uczy historia; dlaczego jednak uwodziciel? Dlaczego uwodzenie?

Nic większego nad uwodzenie,
nawet porządek, który je niszczy.
Nic bardziej pewnego dzisiaj niż seks,
nic mniej pewnego od pożądania. 

Uwodzenie zakłada grę, element narcyzmu i nierówność – pewne „wiem więcej o technikach i strategiach”, pewne „nie jesteś ty, tylko to” – przedmiot pożądania. Jeśli osiągnę cel, przejrzę się jak w lustrze. Celem uwodzenia wcale nie jest seksualne spełnienie ani zdobycie uczuć, tylko próba chwilowego zdefiniowania własnej tożsamości, zobaczenia jej w tym innym, uprzedmiotowionym przez własne fantazje i pragnienia. Może też władza. Dlatego dobrą intuicję miał Jean Baudrillard, kiedy uwodzenie przeniósł na grunt rzeczy. To one współcześnie uwodzą wielością możliwości – dookreślają, dopisują podmiotowość. Uwodzicielka i uwodziciel stanowią część tego samego mitu, który rozpadł się gdzieś w kapitalistycznej kulturowo-społecznej narracji:

Strategia. Strategia nadawania prawa, statusu i
przydzielania rozkoszy streszcza całe wyzwolenie seksualne.
Pornografia – rozkosz w promocji, przeceniona,
zdyskontowana. Ale najtańszy towar ułożony został
na najniższej półce. Na wysokości twojego wzroku,
kochany kliencie, stoi towar drogi, zapakowany gustownie,
możesz po niego sięgnąć godnie i wygodnie.  

Na scenie pojawi się wiele nieprzepisowych ruchów ciała, ruchów niegodnych i niewygodnych. Zwłaszcza pod wpływem alkoholu – to ten moment, kiedy można przestać grać i po prostu zacząć być. Tak jak język podąża za ciałem, tak ciało podąża za językiem. I gdzieś w „pomiędzy” tekstu zostanie postawione pytanie o nią – kobietę. Konteksty i dyskursy. Powielane wciąż na nowo powtórzenia: kiedy ona mówi „ja” jednocześnie przywołuje całą historyczno-kulturową sieć relacji przypisanych mężczyźnie. Jej „ja” każe w porządku symbolicznym albo wyobrazić siebie jako mężczyznę, albo wyobrazić, jak mężczyzna wyobraża ją, żeby w ogóle zaistnieć. Skojarzenia z écriture féminine (pisanie sobą, aby stworzyć nowe odniesienie w porządku symbolicznym) czy parler-femme (utrzymywanie w języku i co ważniejsze, mówieniu dwuznaczności) wydają się jak najbardziej na miejscu. Ciało jako reprezentowane widzialne to też przemoc, bo reprodukuje Inne jako To Samo (Pegy Phelan). Obowiązujące społecznie normy prowadzą do ogłupiających procesów porównywania, odnoszenia się do nich, tworzą „mnie-izmy”, w stosunku do których rzeczywiste „ja” zawsze pozostaje podatne na zranienie. Pozostaje niemożliwość zobaczenia siebie w odpowiednim obrazie, wartościowanie. Nigdy nie spełni się jednak normy. A może po prostu chcemy być uwiedzeni? Bo męczące jest już trochę tłumaczenie i podkreślanie, że „ja” wciąż mówię o świecie. Tylko brakuje struktury, aby móc to mówienie w ten sposób odczytać.

Może wystarczy świadomość, że w końcu
trzeba się będzie kiedyś poddać i umrzeć?
To już wystarczy. 

Spektakl żyje w słowie – jego niuansach, niedopowiedzeniach i subtelnościach. I dobrze. Ten minimalizm formy i pozornej przypadkowości się broni. Przypomina mi się dawne spostrzeżenie Allana Kaprowa opublikowane niegdyś na łamach „Village Voice” (przy czym bierzemy w konkretny nawias określenie „sztuka kobiet”):

Sztuka kobiet, w przeciwieństwie do sztuki mężczyzn, nie toczy żadnej gry: nikt nie wygrywa, nie ma żadnych ofiar ani bohaterów… Jest w niej sporo przemyśleń, ale nie ma intelektualizowania, na zasadzie, na jakiej intelektualna może być gra. Kiedy seksualność znajdzie się w centrum zainteresowania, jest całościowa i bez wstydu. Z tego powodu też przeraża mężczyzn... ale nie dlatego, że pociąga za sobą utratę ich statusu, tylko dlatego, że pozbawia ich możliwości gry.