Dezynwoltura w dezabilu
fot. Magda Hueckel

Dezynwoltura w dezabilu

Mateusz Węgrzyn

W swoim „Skąpcu” Ewelina Marciniak i Michał Buszewicz z subtelną przekorą udowadniają, że Molier pisał nie tylko o polityce państwa i rodziny, ale także o polityce ciała

Jeszcze 2 minuty czytania

Bydgoski spektakl wciąga widza w grę z podwójną konwencją, czyli społecznymi normami i teatralnym savoir-vivre. Na plan pierwszy wysuwa problem dzieci Harpagona (Mirosław Guzowski). Co prawda główny bohater stara się jeszcze utrzymać ojcowską funkcję, ale sam się kompromituje i nie może zapanować nad energią młodości swoich podopiecznych. Oni zaś wyszarpują zębami każdy kęs życia; stać ich na wykwintne pozy, ale szybko się nimi nudzą, by ujawinić drapieżną seksualność i żarłoczność. Oprócz innego rozłożenia akcentów w charakterystyce bohaterów, twórcy przełamali także klasyczne ramy przestrzeni i tym samym zapewnili rozbudowaną sieć interakcji z widzami.

Publiczność usadzona zostaje naprzeciwko siebie w dwóch rzędach na scenie. Wyciemniona, pusta widownia teatru staje się tylko tłem poszczególnych potyczek. Na ścianie frontowej sceny zamontowano podest dla Frozyny i Anzelma oraz królików umieszczonych w akwarium. Na scenie jest jeszcze sofa z salonu Harpagona, złożony z kołder, poduszek i materaców barłóg na środku oraz stacjonarny rowerek, na którym wciąż pracuje Strzałka.

Molier/Buszewicz „Skąpiec”, reż. Ewelina
Marciniak
. Teatr Polski w Bydgoszczy, premiera
28 listopada 2013
Świat kreowany przez Marciniak domaga się performatywnego współuczestnictwa, a nie chłodnej i estetycznej obserwacji. Jego eteryczność podkreśla barokowa scenografia i kostiumy Katarzyny Borkowskiej. Barok to jednak nie surowy i mistyczny, a raczej z nurtu „światowych rozkoszy”. Dominują w nim kolory żółty, złoty, biały, pomarańczowy i różowy. Światła jak lampy sodowe zmieniają przestrzeń w duszny buduar. Muzyka Tomasza Wódkiewicza utkana jest z płochliwych chrobotów, szelestu banknotów i brzęczenia monet. Spośród wszystkich postaci tylko Harpagon nosi trochę za duży czarny garnitur, a kontrolowana dezynwoltura młodych została skąpo odziana w koronkowy dezabil. W ten sposób widz zderza się z rzeczywistością nudy i rozwibrowanych zmysłów, teatralnym krajobrazem po orgii.

Buszewicz przepisał Molierowskiego „Skąpca” na nowo. Uwspółcześnił język, umiejętnie łącząc styl nieco oficjalny z dziecięcym słownym psoceniem – kokieteryjnym infantylizowaniem, zdrobnieniami i ironicznym rozbijaniem związków frazeologicznych. Poszczególne matafory są dosłownie ucieleśniane na scenie. Już na poziomie języka, dzięki łączeniu czułości i łapczywego erotyzmu, dochodzi więc w „Skąpcu” do zderzenia temperamentów. Wszystko to przynosi zamierzone efekty komiczne.  Swój wkład w tekst mają także aktorzy, którzy nie tylko dodali swoje kwestie przed premierą, ale także improwizują w trakcie każdego przedstawienia, zwłaszcza w kontakcie z wybranymi widzami.

fot. Magda Hueckel

Aktorzy prowokacyjnie przemieszczają się ze sceny na widownię, flirtują z publicznością, balansując na granicy groteski. Małgorzta Witkowska jako Frozyna, powtarzająca, że „niewinność to tylko maska”, proponuje mężczyznom „handel wymienny”, wdaje się w kokieteryjne dialogi i zagarnia scenę dla show swatki. Joanna Drozda, grająca poczciwą Mariannę, sumiennie opiekuje się schorowaną matką, a po ciężkiej pracy połyka kilka długich balonów, ku przerażeniu widzów siedzących wokół. Marcin Zawodziński, czyli Strzałka pedałujący na rowerze-prądnicy, zapewniającej oświetlenie spektaklu, nieraz poprosi kogoś o zastępstwo w pracy, aby nie nastąpiły egipskie ciemności. W każdej chwili narcystyczny Kleant (brawurowy Maciej Pesta) może ochlapać kogoś sokiem, zdenerowowana Frozyna może poprosić o papierosa, nieuważna Marianna potrafi uderzyć zużytą chusteczką lub poduszką, a półnagi Walery (Piotr Stramowski) zechce skryć się gdzieś między nogami widzów. Po tym wszystkim zaproszenie do gry w kółko i krzyżyk na plecach aktorki nie jest już żadną ekstrawagancją.

fot. Magda Hueckel„To nie bajka, to krwawa baśń” – mówi w pewnym momencie Harpagon. Komediowy spektakl to nie tylko popis poczucia humoru aktorów, zabawny traktat o miłości w czasach ponowoczesności czy pokaz zmysłowej cielesności. Nagość czy skąpość ubioru to jedynie elementy obrazujące współczesny dziki neoliberalizm, nie tylko korporacyjny, ale i korporalny. Perwersyjny handel i niewolniczy rynek pracy nie zadowala się już tylko umiejętnościami pracowników, pragnie jednostki w całości, zagarnia każdą sferę życia i wyciska je jak cytrynę. Ostatecznie Marianna i Eliza (niesamowita Julia Wyszyńska) okażą się jedynie ciałami przetargowymi rodzinnego układu. Nie pora na dobranoc, bo żarówka zgaśnie – mogłaby brzmieć trawestacja hymnu niepodważalnego Systemu, którego ofiarą jest harujący na ośmiu etatach Strzałka. Większą wydajność pracy zapewnia wspólne obnażanie intymności, co przecież tak szybko zbliża i pomaga wyćwiczyć zespołowość. I właśnie w tym kontekście zaczepne interakcje z widzami mogą przypominać parodię koroporacyjnych integracji.

Jednak spektakl pokazuje, że ta struktura wyraźnie się chwieje, Skąpiec nie jest bowiem w stanie zachować autorytarnej władzy i ugina się pod presją młodych („Wychowałem was na ludzi. A wy się odchowaliście na zwierzęta”) . Ich salonowa brutalność i hedonizm wygrywają ze starczą wiarą w hierarchiczny porządek. Skąpstwem w czasach kryzysu okazuje się rozerotyzowany konsumpcjonizm, mieszczański materializm i dyktat kryterium opłacalności wszystkiego. 


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.