Cavallucci musi zostać
Winter Holiday Camp (interwencja straży miejskiej pod CSW, w odblaskowej kamizelce Artur Żmijewski)

Cavallucci musi zostać

Iwo Zmyślony

W minioną sobotę CSW nasłało straż miejską na artystów urządzających pod Zamkiem happening. Wśród nich byli m.in. Paweł Althamer i Artur Żmijewski. Jak daleko posunie się jeszcze dyrekcja, by wesprzeć wizerunkowo własne interesy?

Jeszcze 2 minuty czytania

Sprawa „Adoracji” powinna być gwoździem do trumny Fabia Cavallucciego, a stała się nieoczekiwanie ostatnią deską ratunku – wyśmienitym pretekstem, by odwrócić uwagę od kierowniczych porażek. Im gorzej dla tej sprawy, tym lepiej dla niego. Jeżeli bowiem teraz straci stanowisko lub poda się do dymisji, to w oczach opinii publicznej, zwłaszcza tej zagranicznej, wyjdzie na ofiarę całej sytuacji – oświeconego bojownika o wolność świata sztuki, który został pożarty przez katolicką ciemnotę. Kreacji tego mitu służy organizowanie cyklu debat pod hasłem „Sztuka a demokracja”. Pomimo finansowej katastrofy, do jakiej Cavallucci doprowadził Zamek nieudolnym zarządzaniem, znalazł niemałe pieniądze na tłumaczenie debat w trybie symultanicznym, transmisję online oraz archiwizację wideo. Wszystko dla ratowania własnego wizerunku.

Przyznaję, sam przyłożyłem rękę do organizacji tych debat. W rozmowach z kuratorami Zamku doszliśmy bowiem do wniosku, że one i tak się odbędą, a nie chodzi tu wyłącznie o alibi dla dyrekcji, ale o dobro CSW jako instytucji i postawienie konkretnych problemów w debacie publicznej. Do całkiem merytorycznej rozmowy udało się zaprosić Marię Patynowską z Frondy oraz Jakuba Dąbrowskiego, który zajmuje się prawnymi aspektami cenzury. Najważniejsze jednak, że sam fakt realizacji tej debaty ujawnił hipokryzję Fabia Cavallucciego – pierwszego dyktatora w polskim świecie sztuki, którego narzędziem zarządzania w Zamku jest psychiczny terror i łamanie praw pracowniczych, o czym wiemy z listu KZ NSZZ Solidarność, opublikowanego pod koniec września tego roku.

W najbliższy czwartek odbędzie się kolejna z debat, tym razem z udziałem Magdaleny Środy, Kamila Sipowicza i Adama Darskiego „Nergala”. Taki dobór nazwisk gwarantuje medialny rozgłos, na czym Cavallucciemu zależy przede wszystkim. Należy więc przy tej okazji głośno przypominać o jego skandalicznej postawie, gdy najpierw przez dwa tygodnie od rozpętania awantury wokół „Adoracji” nie potrafił zająć oficjalnego stanowiska, a następnie – kiedy praca Markiewicza została już zniszczona – nie tylko nie zadbał o prawną opiekę dla artysty i kuratora, ale po cichutku, wbrew wcześniejszym zobowiązaniom, podjął decyzję o nieprzedłużaniu wystawy „British British Polish Polish”, która miała być dostępna dla publiczności do początku stycznia. Był to jaskrawy przypadek wewnętrznej cenzury, z której Cavallucci nie spróbował się nawet usprawiedliwić w stylu Jana Klaty (czyli „mając na uwadze bezpieczeństwo eksponatów i personelu instytucji…”). Stworzył tym samym niebezpieczny precedens – wysłał czytelny sygnał do prawicowych środowisk, że stosowana przez nich przemoc bywa skuteczna.

Zabawne więc, że ktoś taki organizuje debaty na temat wolności w sztuce. Przypomina się lektura sławnej powieści Orwella. Napis na fasadzie Zamku Ujazdowskiego powinien zostać zmieniony. „Wojna to pokój. Wolność to niewola. Ignorancja to siła” – tak brzmi prawdziwe przesłanie jego obecnej dyrekcji. Jestem bardzo ciekaw, co mają tu do dodania Kamil Sipowicz oraz Magdalena Środa, którzy w tej chwili żyrują te populistyczne chwyty, firmując swoimi twarzami fasadowe działania.

Tego samego rodzaju fasadowym działaniem było powołanie Rady Programowej, także po cichutku – pod koniec października, czyli po trzech latach od chwili objęcia kierownictwa przez nową dyrekcję. W jej skład weszli m.in. Marc Auge, Zygmunt Bauman, Franco Berardi, Jerzy Hausner, Grzegorz Kowalski i Edmund Wnuk-Lipiński. Udział tych osobistości w Radzie jest co najmniej dwuznaczny, ponieważ zostały one dwukrotnie poinformowane przez pracowników o krytycznej sytuacji w Zamku – zarówno na piśmie, drogą mejlową, jak i osobiście, poprzez przedstawicieli, podczas jej pierwszego, oficjalnego posiedzenia.

Zaproszenie Nergala to już poważniejsza sprawa. W normalnej sytuacji nie mam nic przeciwko mieszaniu różnych porządków. Czasem wychodzą z tego różne ciekawe miksy. W tym jednak przypadku takie miksowanie szkodzi wybitnie dyskusji o polskiej kulturze – de facto zrównuje prostackie podarcie Biblii z pracą Markiewicza, a kontekst świata sztuki z kontekstem deathmetalowej sceny. Wytrąca to argumenty obrońcom „Adoracji” i leje oliwy do ognia – dostarcza amunicji ideologom prawicy, którzy mogą teraz bez przeszkód powtarzać brednię, że prowokacja w sztuce jest zwykłym narzędziem promocji, artystom zaś chodzi wyłącznie o rozgłos i poklask kosztem plugawienia chrześcijańskich wartości.

Pytanie brzmi więc obecnie: jak daleko posunie się jeszcze obecna dyrekcja Zamku, by wesprzeć wizerunkowo własne interesy? Jakie będą społeczne koszty takich machinacji? Jak to się odbije na reputacji CSW jako instytucji oraz na kondycji debaty wokół sztuki współczesnej? O tym, w jaką to stronę tak naprawdę zmierza, mogliśmy się przekonać w minioną sobotę, kiedy to dyrekcja nasłała ochronę i straż miejską na artystów urządzających pod Zamkiem happening. Wśród nich byli m.in. Noah Fischer, Paweł Althamer i Artur Żmijewski. Był to element projektu Winter Holiday Camp, którego realizacja mieściła się w planie działań Zamku na ten sezon artystyczny, miał też zagwarantowaną dotację z Ministerstwa Kultury. Jego celem było m.in. wypracowanie nowego modelu demokratycznego zarządzania instytucjami kultury, w oparciu o doświadczenia ubiegłorocznego Berlin Biennale. Jeszcze na początku października dyrektor Joanna Szwajcowska twierdziła, że realizacja tego projektu nie jest zagrożona. Ostatecznie artyści przyjechali na własny koszt, a dyrektor Cavallucci w wewnętrznym piśmie do pracowników Zamku zakazał podejmowania przez nich jakichkolwiek działań, grożąc sankcjami prawnymi.

Wniosek z tej całej sprawy może być tylko jeden: Fabio Cavallucci na razie musi zostać. Przynajmniej tak długo, dopóki minister Bogdan Zdrojewski nie zajmie się tragiczną sytuacją w Zamku, o której był informowany już ponad rok temu, a do czego zobowiązał się dopiero po upublicznieniu wspomnianego listu KS NSZZ Solidarność. Biorąc pod uwagę ostanie zamieszania wokół dyrektorów publicznych instytucji kultury, gruntownego przemyślenia – czy to na drodze osobnej debaty, czy to na drodze artystycznych działań – wymaga również sam sposób organizacji tych instytucji i zarządzania nimi, w tym zwłaszcza sposób wyboru dyrekcji i sprawowania kontroli nad nią.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.