U boku dorodnego byka
rys. Beth Granter / Flickr CC

U boku dorodnego byka

Rozmowa z krową

„Dlaczego przywiązujecie do tych kilku dni taką wagę? Nawet my, krowy, wiemy, że wygórowane oczekiwania z reguły przeradzają się we frustrację” – mówi krowa w rozmowie z Agnieszką Taborską

Jeszcze 2 minuty czytania

AGNIESZKA TABORSKA: Przedstawiciele mojego gatunku ulegają niekiedy wrażeniu, że gatunek pani zwykle jest, jakby to ująć, głęboko pogrążony w myślach.
KROWA
: Pani gatunek niewiele wie o świecie. Ale czego się spodziewać po istotach pozbawionych autoironii? Czego oczekiwać po stworzeniach tak dalece skoncentrowanych na sobie, że głoszą hasła w rodzaju „Viva Homo Sapiens!”?

Podobno w wigilijną noc zwierzęta mówią. Ludzie mają nadzieję, że lepiej poznają wtedy swoje psy.
Ja się z kundlami świetnie dogaduję. Z psami rasowymi – jak każda światła osoba – mam problem. Choć to przecież nie ich wina, że uchodzą za „rasowe”! Te, z którymi się przyjaźnię, nie są wcale rasistami. Więcej: są na tyle wielkoduszne, że przebaczały rasizm swoim właścicielom.

A co pani sądzi o świętach?
Bożego Narodzenia? Wigilia jest dla nas, ssaków, łaskawsza niż, nie daj Bóg, taka Wielkanoc! Oczywiście co innego powie pani umęczony więzieniem w wannie karp, czekający na egzekucję tłuczkiem do mięsa, w trakcie której wypłynie mu oko. Święta przynoszą wiele cierpienia. Może zresztą temu służą: żeby się po nich odrodzić i z ulgą wrócić do codzienności. Słyszę, że wy też macie z nimi problem. Ponoć częściej niż zwykle się wtedy kłócicie. Nie mówiąc o fatalnych skutkach połknięcia ości świętej pamięci karpia. Dlaczego przywiązujecie do tych kilku dni taką wagę? Nawet my, krowy, wiemy, że wygórowane oczekiwania z reguły przeradzają się we frustrację.

Pozwoli pani, ze zmienię temat… Zna pani pewnie angielskie pismo „Granta”? Wychodzi od trzydziestu lat i zręcznie łączy fikcję z dziennikarstwem. Dawno temu przeczytałam tam ilustrowany zdjęciami reportaż z zamordowania którejś z pani przodkiń. Miał tytuł „Anatomia cheeseburgera”. Od tamtego czasu jestem wegetarianką.
Nie ma czym się chwalić! To tylko dowód minimum przyzwoitości. O ile dobrze pamiętam, jeden z pani ulubionych autorów zanotował myśl: „Ilekroć wchodzę do rzeźnika, dziwię się, że to nie ja wiszę na haku”. Czy coś w tym rodzaju…

Ależ pani oczytana! To jedna z „Myśli zawiązanych na supełek” Rolanda Topora. Który skądinąd lubił krwiste befsztyki.

Mówiłyśmy o świętach.

Właśnie. Jak spędza pani sylwestra?

Śpię. Nie jestem zegarmistrzem. Liczenie czasu stanowi dla mnie czynność drugorzędną.

Zdaje mi się, że gdzieś już podobne sformułowanie czytałam… Jest pani również literatką, czy tylko uważną czytelniczką?

krowa pomija pytanie milczeniem

po chwili

A inne dziedziny sztuki też panią interesują?

Tak, kino.

Też jestem kinomanką. Z teatrem bywa różnie. Autor, którego już wcześniej pani przywołała, mawiał: „Tylko aktorzy i reżyser nie nudzą się w teatrze”. Sam zresztą bywał i jednym, i drugim. Ale kino to co innego! Jaki jest pani ulubiony film?
„Złoty wiek” Buñuela i Dalego z 1930 roku. Jest tam kapitalna scena, kiedy główna bohaterka wchodzi do sypialni, a tam na łóżku wyleguje się krowa! Ten epizod ma wielki dramaturgiczny potencjał, niestety trwa za krótko: bohaterka szybko wyprasza krowę na korytarz. Ta jest dobrze wychowana, więc wychodzi, choć niechętnie. Trudno się dziwić: zaciszny pokój, wygodne łóżko, koronki…

A jaki jeszcze film pani ceni?
„Krew poety” Jeana Cocteau. Szczególnie finał, gdy przebrana za Europę Lee Miller rusza w siną dal u boku dorodnego byka.

Pani w głowie tylko bydło i bydło!
Byt kształtuje świadomość, proszę pani.

Mój znajomy tak kocha swojego kota, że wierzy, iż prawdziwa miłość zdarza się tylko między gatunkami. Zgadza się pani z tą tezą?
Ja wolę byki.

Zna pani sformułowania „krowie spojrzenie”,  „krowie oczy” itd.? A nawiązujące do krów wierszyki dla cudzoziemców i sepleniących dzieci? „Czarna krowa w kropki bordo… kręcąc mordą…” itd. A co ze słowem „krowa” wyprawiają Francuzi! Niechęć do bydła łączą z brakiem dyplomacji wobec sąsiadów, choćby w wyrażeniu „mówić jak hiszpańska krowa”. Jako kinomanka musi pani znać historię, kiedy to mizogini spod szyldu surrealistów przyszli na premierę „Muszelki i pastora” awangardowej realizatorki Germaine Dulac i – nim zaczęła się projekcja – zaczęli wznosić w swoim pojęciu obraźliwe okrzyki: „Dulac jest krową!”. Swoją drogą, spodobałby się pani ten film (mimo że krów w nim nie ma).
W naszym języku też jest sporo niezbyt pochlebnych porównań z ludźmi. Równie głupich, jak te przytoczone przez panią. Choć niektórym trudno odmówić przenikliwości, jak choćby używanemu w stosunku do dwulicowych byczków określeniu „zakłamany jak człowiek”.

A to się cieszę! Wprowadzają trochę równowagi w naszych stosunkach. Bo pozycja pań nie zmienia się przecież na lepsze. Weźmy choćby uprzedzenia związane z chorobą wściekłych krów.
No wie pani! Kto tu jest winny? Gdyby ludzie wykazywali się, jak wspomniałam wcześniej, minimum przyzwoitości…

Wróćmy do rozmowy o sztuce. Przeczytałam niedawno, że pani kuzynki bywały muzami Gertrudy Stein. Szukała w nich inspiracji. Podczas pracy musiała mieć w polu widzenia krowę. I to nie byle jaką krowę, tylko taką, która potrafiła sprostać jej estetycznym wymaganiom.
Nie ona jedna! Wielu artystów, jeśli nie ma krów pod ręką, widzi je oczyma wyobraźni. Zna pani pewnie kolaż René Magritte’a przedstawiający paryską operę. I co tam jest przed tą wspaniałą eklektyczną budowlą?

Nie pamiętam.
Łąka, a na niej trzy piękne, łaciate krasule!

No proszę. Nie pytam o wiek, ale pani też znakomicie wygląda. Może pani zdradzić sekret diety?
Kiedyś piłam dużo kawy, lecz źle po niej spałam. Teraz najchętniej jem trawę. Wy, ludzie, też ją jadacie, polewając jednak mnóstwem niezdrowych sosów.

Co myśli pani o współczesnym świecie, o naszym pokoleniu?
Każde pokolenie jest przekonane, że żyje w okresie przejściowym.

Znowu pani cytuje, ale trudno. Widocznie inaczej pani nie potrafi.
To przez muchy. Powodują, że mnóstwo czytam. Żeby przestać o nich myśleć. Potem, kiedy z kimś rozmawiam, tak jak teraz z panią, huczą mi w głowie sentencje mędrców i mędrczyń.

No właśnie! Jak dać sobie radę z taką ilością much?
Książki są lepsze niż te wszystkie preparaty. Pani też polecam lekturę w kryzysowych sytuacjach. To najskuteczniejsza terapia.

Dziękuję za radę. A co pani teraz czyta?
Teraz nic. Myślę nad światem i przygotowuję się do napisania na jego temat filozoficznej rozprawy.

Kiedy będziemy mogli wysłuchać fragmentów? Może w przyszłą Wigilię?
Dlaczego akurat wtedy mamy czytać urywki z własnych książek? Przeczytam, kiedy przyjdzie mi na to ochota: może 17 marca, może 3 sierpnia, a może w grudniu po południu. Już wspominałam, że czas ma dla mnie znaczenie drugorzędne.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.