Skandynawski chłód
rys. Jesús Devia / Flickr CC

Skandynawski chłód

Bartosz Sadulski

Minimalizm Klary Nowakowskiej nie jest lingwistycznym zabiegiem czy świadectwem ustępstwa wobec świata – to gest sprzeciwu wobec nadmiaru, uparta chęć zamknięcia się w czterech ścianach wiersza

Jeszcze 1 minuta czytania

Wiersze laureatki Bierezina sprzed piętnastu lat domagają się precyzyjnego oglądu i uwagi przede wszystkim ze względu na swoją gnomiczną formę. Jednocześnie nie sposób nie odczytywać nowych (ale tylko pozornie, bo tom zbiera teksty napisane w latach 2002-2012) wierszy Nowakowskiej, nie zestawiając ich z tymi z zeszłorocznego tomiku „Ulica Słowiańska”, który – to już mogę zdradzić – w kontekście „Niskiej rozdzielczości” wydaje się lirycznym ekscesem. 

W „Ulicy Słowiańskiej”, pierwszym tomie po ośmiu latach, poetka wyszła na ulicę i miasto, ale nie po ziemniaki i sprawunki, tylko po wiersze, które, jak wiemy, leżą na ulicy. Topograficzna szczegółowość płynnie rozmywała się w konkrecie o charakterze często anegdotycznym, nie było jednak wątpliwości, gdzie w tym wszystkim znajduje się podmiot wierszy, pisanych jednak bardziej z sercem na dłoni, niż mapą dzierżoną oburącz. Inaczej jest w „Niskiej rozdzielczości” – to zapis płynący zdecydowanie bardziej z wewnątrz niż z zewnątrz. Kartografię zastąpiła psychologia? Bynajmniej. „Czekając na katastrofę, / lękiem można się zachwycić”, pisze poetka w wierszu „Spokój”, który można przyjąć za punkt widokowy na cały tom. Tom wypełniony z jednej strony strachem i niepewnością („jej paniczna czujność rozstrojona / śmiechem na zakręcie snu”), zaś z drugiej czułością i poszukiwaniem, przeradzającym się momentami w niekontrolowany eskapizm. Ten eskapizm nieraz nosi znamiona krajobrazowej wycieczki, jak w pięknym wierszu „Wieloryby przepływają obok wyspy Kalsø” czy tekście „Klucz”, w obu przypadkach zakłada jednak powrót. Dla Nowakowskiej nie jest istotna podróż czy samo przemieszczanie się; ona „chce widzieć siebie zawsze / u początku drogi” (wiersz „Cyrkulacja”). Być u początku drogi oznacza mieć ciągle przed sobą świat, którym można się wciąż z jednakowym przejęciem dziwić i być nim przerażonym. Jeśli w poecie musi być coś z dziecka, to Nowakowska wie o tym najlepiej.

Klara Nowakowska, „Niska rozdzielczość”.
Fundacja im. Tymoteusza Karpowicza, 46 stron,
w księgarniach od listopada 2013
Zaraz za cytowanym przed momentem wersem pojawia się coś jeszcze – w nawiasie, inną czcionką znajduje się pointa, będąca jednak raczej przypisem (to częsty zabieg stosowany przez wrocławską poetkę): „przesypia interior, budzi się na brzegu”. Poetkę nie interesuje to, co leży odłogiem, nawet jeśli znajduje się w centrum (kraju, uwagi – samo centrum u Nowakowskiej dostaje przymiotnik „nieważkie”). Brzeg jest o wiele bardziej interesujący, bo składa obietnicę podróży. Linia zetknięcia lądu z morzem (albo rzeką) jest miejscem podjęcia decyzji: przeprawiamy się, czy czekamy. „Ogień się nie broni, woda jest wroga, / ziemia wywrócona na wierzch korzeniami. // Wokół intruzi, próbują nam wydrzeć, / czego od dawna nie mamy”, pisze Nowakowska w wierszu „Północ”. Swojego strachu nie wypowiada jednak przez zaciśnięte usta, co mogłaby nam sugerować gnomiczna forma wierszy. Jej tajemnicze, gnostyckie wersy nie są rozproszone zbędnymi eksperymentami i łamańcami; Nowakowska jest enigmatyczna, ale klarowna. Dlaczego? Sama daje odpowiedź w wierszu „Opór”:

Nie złoży broni ani żadnej wizyty; im głębiej ukrywa się w sobie,
tym lepiej obejmuje chaos, tym więcej myśli 

ciśnie się na papier, na gwałt. 

Jej minimalizm nie jest lingwistycznym zabiegiem czy świadectwem ustępstwa wobec świata – to gest sprzeciwu wobec nadmiaru, to uparta chęć zamknięcia się w czterech ścianach wiersza i skonfrontowania się z rzeczywistością. Wiersze Nowakowskiej cechuje raczej skandynawski chłód (wykluczający egzaltację) i minimalizm (wykluczający to, co zbędne). Poetka nie ufa metaforom, ale jeśli już je stosuje, to wychodzą one od konkretu i promieniują na cały wiersz, jak w tekście „Ślad”, który – choć traktuje o liściu – daje się odczytywać jako subtelny traktat o ludzkim ciele. Wiersze Nowakowskiej – jak duńskie biurka i szwedzkie komody – mają szufladki, w których kryją się perełki, takie jak ironizujący (bo przecież równie dobrze jak o obrażalskiego faceta, może chodzić o ponadczasowy „Sens”) wiersz „Sposób”: 

Kiedy ostentacyjnie udaje, że go nie ma,
zacznij udawać to samo – 

wtedy się okaże.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.