Polski program kosmiczny
"Sonda" / archiwum Telewizji Polskiej

Polski program kosmiczny

Piotr Kowalczyk

Muzyka z „Sondy” była dla widzów schyłkowego PRL-u namiastką zachodniego świata. Kompozycje w stylu syntetycznego funku, jazzu, loungeeasy listening wzmacniały nasze peryferyjne wyobrażenia o postępie

Jeszcze 2 minuty czytania

Jak na jeden z najlepszych programów w historii polskiej telewizji „Sonda” miała szokująco prostą formułę. Dwaj charyzmatyczni (i świetnie przygotowani od strony merytorycznej) prezenterzy i temat przewodni odcinka. Jeden z prowadzących wcielał się zwykle w rolę entuzjasty odkrycia czy też technologii, drugi pozostawał wobec nich sceptyczny. Zdzisław Kamiński i Andrzej Kurek lubili ze sobą dyskutować oraz nie szczędzili sobie złośliwości. Na klimat programu składały się też tworzone na wpół chałupniczymi metodami prezentacje przybliżające omawiane zjawisko czy wynalazek i pomysłowa scenografia – unikalna dla każdego odcinka.

Niezależnie od tego, czy program dotyczył na przykład prezentacji CD i magnetowidu, wielkich ciężarówek czy misji kosmicznych, wciągał bez reszty. Sentyment publiczności nie wygasł do dziś. Nadawana w latach 1977-1989 „Sonda” (emisję przerwano z powodu tragicznej śmierci prowadzących) ma nadal pokaźne grono fanów, kompletujących na działającym od ponad dekady forum informacje o brakujących odcinkach oraz wynajdujących wszelkie ciekawostki na temat programu. Ponieważ w latach 70. i 80. Polacy mieli do dyspozycji tylko dwa kanały telewizyjne, „Sonda” zapisała się w masowej świadomości w sposób, na jaki żaden program współcześnie nie miałby szans.

Sonda. Muzyka z programu telewizyjnego” GAD.
Premiera CD: 9 grudnia 2013
Program nie byłby tym samym bez jeszcze jednego kluczowego elementu – muzyki. W grudniu nakładem GAD Records ukazała się kompilacja muzyki, która ilustrowała „Sondę” – wszystkie kompozycje, które trafiły na wydawnictwo, zostały przeniesione na płytę CD z oryginalnych taśm matek. 500 egzemplarzy płyty CD rozeszło się w przedsprzedaży na długo przed oficjalną premierą. Na początku stycznia wznowiono materiał, a w lutym ma się ukazać wersja na winylu – w nakładzie 300 egzemplarzy. Z zamówieniem czarnej płyty trzeba się spieszyć – w przeciwieństwie do CD ten nakład na pewno nie zostanie wznowiony.

Muzyka z „Sondy” została zakupiona, jako jedna z pierwszych w historii polskiej telewizji, z zagranicznych bibliotek muzycznych. Były to firmy produkujące muzykę użytkową na potrzeby radia, telewizji, reklam czy filmów. Zdarzały się oczywiście przypadki państwowych bibliotek muzycznych. BBC Radiophonic Workshop tworzyło dźwięki m.in. do serialu „Doctor Who”, a także do brytyjskich programów edukacyjnych czy bajek dla dzieci. Nasze Studio Eksperymentalne Polskiego Radia skupiało polskich kompozytorów, tworzących na potrzeby radiowych słuchowisk, teatru telewizji i programów chyba najbardziej radykalną muzykę lat 60. Państwowe biblioteki były jednak wyjątkami. Na zachodzie większość takich instytucji działała na zasadach czysto komercyjnych.

 

Utwory library music pisali zawodowi kompozytorzy (często anonimowi, pozostający w cieniu gwiazd muzyki popularnej). Były więc one przemyślane i najczęściej skrojone pod potrzeby wyobrażonego klienta – szefów produkcji filmowej czy telewizyjnej. Pisano je nie z myślą o konkretnej scenie, a raczej o ogólnym klimacie programu. Muzyka z bibliotek, przez użytkowość i konieczność komunikowania emocji zdrozumiałych dla telewidza, miała w sobie coś kiczowatego, wtórnego i mało osobistego. Kiedyś pogardzana jako muzyka użytkowa, „muzyka do wind”, w ostatniej dekadzie wróciła na salony muzyczne w wielkim stylu.

Dziś kompozycje z muzycznych bibliotek sprzed kilkudziesięciu lat brzmią przede wszystkim bardzo egzotycznie. Taki jest też urok muzyki z „Sondy”. Zaskakująco różnorodnej. I bardzo długo tajemniczej. Przez lata nie było nawet wiadomo, kto jest autorem poszczególnych kompozycji, które słyszymy w programie. Za oprawę dźwiękową „Sondy” odpowiadała Teresa Bancer. Ponieważ jednak muzyka, którą zamawiała, była traktowana czysto użytkowo, nie dbano o to, kto był autorem kompozycji. Wiele taśm z zapisem programu zostało zresztą wyczyszczonych (było to wówczas w państwowej telewizji dobro deficytowe), inne zostały źle opisane.

Sztandarowym przykładem jest temat z czołówki „Sondy”. Jego autora szukano przez wiele lat. O skomponowanie posądzano m.in. Quincy’ego Jonesa (producenta Michaela Jacksona) czy Karlheinza Stockhausena. Nie mieli oni jednak z czołówką nic wspólnego – ich nazwiska po prostu wpisano na obwolucie taśmy z tym utworem. W końcu po żmudnym, angażującym wiele osób poszukiwaniu ustalono, że autorem muzyki jest Anglik Mike Vickers, utwór nosi tytuł „Visitation”, pochodzi zaś z biblioteki Standard Music i został skomponowany w 1971 roku. Mike Vickers to ważna, ale mało znana w Polsce postać na brytyjskiej scenie muzycznej. Na koncie ma m.in. orkiestralne aranże do piosenek Beatlesów, grał też na gitarze w grupie Manfreda Manna, poza tym był autorem muzyki do ogromnej liczby programów telewizyjnych. 74-letni dziś muzyk sam przyznaje, że o kompozycji, od której przez lata zaczynał się jeden z najbardziej kultowych programów naszej telewizji, nawet nie pamiętał.

 

Poza „Visitation” pozostałe utwory pochodzą z biblioteki Sonoton i zostały skomponowane dekadę później, w latach 1980-1986. Ponieważ utwory miały obrazować bogatą tematykę, są bardzo różnorodne formalnie i stylistycznie. Słuchając kompilacji GAD Records, możemy się przekonać, że anonimowi kompozytorzy byli niezwykle wszechstronnymi twórcami. Milan Pilar w jednym utworze nawiązuje do exotiki i easy listening lat 50. („Sound Tide”), by za chwilę zaproponować disco-funk czy jazzową kompozycję. I we wszystkich tych obszarach porusza się równie swobodnie.

Trzeba przyznać, że pasjonaci z GAD Records zbierający muzykę na kompilację mieli ucho do konkretnych numerów. W „Space Nocturno I” Sammy’ego Burdsona wciąż czuć potencjał. Majestatyczna kompozycja oddaje klimat międzygwiezdnej podróży. Z kolei „Biopulse” Claude’a Larsona byłby świetnym podkładem do prezentacji najnowszych efektów pracy mikrobiologów.

Skąd, poza sentymentem do programu. bierze się kultowy status muzyki z „Sondy” (pierwsze, grudniowe wydanie tej płyty kosztuje już w serwisach aukcyjnych kilkaset złotych)? Była ona niewątpliwie powiewem zachodniego świata. Niemal cała „Sonda” – poza występami prowadzących – opierała się na materiałach filmowych zdobytych od zachodnich partnerów – ambasad i instytucji kultury. W kraju zapóźnionym technologicznie również ścieżka dźwiękowa – syntetyczne disco funk, jazz, loungeeasy listening – budowała nasze peryferyjne wyobrażenia o postępie.

Muzyka z „Sondy”, podobnie jak cały program, jest nie tylko nostalgiczną wyprawą w przeszłość. Podkreśla ona raczej poetyckość naukowych wizji, scjentystyczny optymizm jego twórców. Pierwsza połowa lat 80., przed katastrofą w Czarnobylu i tragedią załogi Challengera, to wciąż okres powszechnej wiary w to, że techniczny i naukowy postęp przyniesie same korzyści, a Księżyc jest tylko przyczółkiem do dalszych kosmicznych eksploracji. I ten optymizm to być może dla pokolenia pamiętającego czasy „Sondy” rzecz najcenniejsza.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).